Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak smakuje konik polny

Ewa Gorczyca
Dr Łukasz Łuczaj z pochodzenia krośnianin. Absolwent Biologii Środowiskowej na Uniwersytecie Warszawskim. Studiował też na Uniwersytecie w Bangor (Walia). Potem był asystentem w Ogrodzie Botanicznym UW. 8 lat temu z żoną i córką zamieszkał w Rzepniku. Tu napisał doktorat. Wykłada antropologię kulturową w oddziale łódzkiej Wyższej Szkoły Humanistyczno - Ekonomicznej w Jaśle i projektowanie ogrodów na Uniwersytecie Rzeszowskim. Miłośnikom surwiwalu znany m.in. jako autor podręczników o dzikich roślinach jadalnych i jadalnych bezkręgowcach. Ma 17 hektarowe gospodarstwo, które jest miejscem eksperymentów przyrodniczych. Zarabia też komponując naturalne łąki z zebranych przez siebie nasion kwiatów.
Dr Łukasz Łuczaj z pochodzenia krośnianin. Absolwent Biologii Środowiskowej na Uniwersytecie Warszawskim. Studiował też na Uniwersytecie w Bangor (Walia). Potem był asystentem w Ogrodzie Botanicznym UW. 8 lat temu z żoną i córką zamieszkał w Rzepniku. Tu napisał doktorat. Wykłada antropologię kulturową w oddziale łódzkiej Wyższej Szkoły Humanistyczno - Ekonomicznej w Jaśle i projektowanie ogrodów na Uniwersytecie Rzeszowskim. Miłośnikom surwiwalu znany m.in. jako autor podręczników o dzikich roślinach jadalnych i jadalnych bezkręgowcach. Ma 17 hektarowe gospodarstwo, które jest miejscem eksperymentów przyrodniczych. Zarabia też komponując naturalne łąki z zebranych przez siebie nasion kwiatów. Tomasz Jefimow
Bez grosza w kieszeni byłby w stanie przetrwać od Wielkanocy do Wszystkich Świętych. - Zbudowałbym szałas i żywił się tym, co rośnie i żyje na łące - mówi Łukasz Łuczaj, dr nauk biologicznych.
Łapanie koników polnych w wysokiej trawie wymaga refleksu i cierpliwości. Ale dr Łukasz Łuczaj ma już wprawę
Łapanie koników polnych w wysokiej trawie wymaga refleksu i cierpliwości. Ale dr Łukasz Łuczaj ma już wprawę Tomasz Jefimow

Łapanie koników polnych w wysokiej trawie wymaga refleksu i cierpliwości. Ale dr Łukasz Łuczaj ma już wprawę (fot. Tomasz Jefimow)Z pochodzenia krośnianin, osiem lat temu z żoną i córką zamieszkał w Rzepniku, w sercu Czarnorzecko-Strzyżowskiego Parku Krajobrazowego. Ich drewniana chata (dawna grekokatolicka plebania) stoi tuż przy przystanku, nieopodal cerkwi. - Na początku to miejsce wydawało mi się za bardzo cywilizowane dla takich entuzjastów natury jak my, ale przekonałem się, że ma i swoje dobre strony - przyznaje.

Przysmak z bezkręgowca

Jeśli idzie o kulinarne upodobania gospodarza, to okazuje się, że dobrze
trafiliśmy. Akurat zaczyna się sezon na koniki polne. Wcześniej były za małe.
- Macie szczęście! - cieszy się Łuczaj. - Smażone koniki to najlepszy smakołyk wśród bezkręgowców.
Będziemy pierwszymi dziennikarzami, którzy dostąpią przyjemności uczestniczenia w przyrządzaniu i degustacji prostoskrzydłych.
Włości Łuczaja: siedemnaście hektarów łąk i lasu w Pietruszej Woli, to jego naukowy poligon. Poszło na nie całe stypendium, które dostawał jako doktorant na Uniwersytecie Warszawskim.
- Inni kupowali mieszkania w stolicy, samochody, komputery a ja kupiłem ziemię w Beskidzie Niskim. To był gwóźdź do trumny mojej kariery naukowca na uczelni - żartuje. - Zamiast profesorem zostałem rolnikiem.

Żeby mięsko nie wyskoczyło

Jak smakuje konik polny
Tomasz Jefimow

Koniki należy prażyć, aż sczerwienieją. Trzeba pilnować rondla, bo mogą wyskoczyć! (fot. Tomasz Jefimow)Na wyprawę na koniki polne wyruszamy uzbrojeni jedynie w foliowe
reklamówki. - Mam specjalną siatkę na owady, ale ręcznie pójdzie mi szybciej - mówi biolog i nurkuje w trawie. - Trochę za wysoka. Koniki najlepiej łapać świeżo po koszeniu.
Po dwóch minutach w reklamówce mamy dziesięć dorodnych okazów.
- Trzeba je od razu uśmiercić, najlepiej zgniatając główki między palcami, inaczej nam uciekną - tłumaczy nasz przewodnik - Szczelnie zakręca worek, żeby "mięsko" nie wyskoczyło w pośmiertnych konwulsjach.
Ścieżką wśród kwietnej łąki, wędrujemy na polanę: Łuczaj chce nam pokazać własnoręcznie zbudowane szałasy. Za tydzień przyjadą tu uczestnicy warsztatów surwiwalowych. Ściągają z całej Polski, by uczyć się prymitywnych technik przeżycia. Nocują w szałasach z trawy i gałęzi, gotują potrawy z dzikich roślin i bezkręgowców, wyplatają kosze z wikliny, uczą się rozpalać ogień bez zapałek.

Nie jedz motyla!

Jak smakuje konik polny
Tomasz Jefimow

(fot. Tomasz Jefimow)Uwagę fotoreportera przyciąga czerwony motyl, który przysiadł na żółtym kwiatku. - Motyle z zasady są niejadalne - ostrzega nas owadożerca. - Dorosłe osobniki powodują alergie. Podobnie jak ich gąsienice, a te jaskrawo ubarwione są zwyczajnie trujące.
Zjadliwe są pszczoły, trzmiele i osy. - Dwa lata temu stado os zagnieździło
się w mojej skrzynce pocztowej. Wtedy miałem okazję zapoznać się ze smakiem larw tych owadów. Usiadłem przed chałupą i zjadłem je na surowo. Były delikatne w smaku i odżywcze. Solidna porcja tłuszczu i białka.
Kulinarne opowieści naszego gospodarza w połączeniu ze spacerem po lesie zaostrzają nam apetyt. W drodze powrotnej myślimy o chrupiących, smażonych konikach. Na razie co krok degustujemy jakąś zieleninę, którą poleca nam autor podręczników dla roślino- i owadożerców. Zrywamy słodkie kwiatki koniczyny i kwaskowaty, lekko cytrynowy szczawik żółty. Nasz fotoreporter woli coś na ostro: młode listki rdestu ostrogorzkiego (w smaku przypomina pieprz lub chili). Skubiemy młode końcówki orlicy, jednej z najpopularniejszych paproci leśnych.
- Wielu Chińczykom ta roślina pomogła przetrwać czasy wielkiego głodu w latach 60. - opowiada nasz przewodnik.
Spod liści paproci prześwituje okazały kapelusz. To amanita rubescens, czyli
muchomor czerwieniejący.
- Zabieramy grzyba! - decyduje naukowiec. - Przyrządzimy z niego drugie danie.

400 koników - jeden schabowy

Studiując pierwotne techniki przeżycia nauczył się budować solidne szałasy.
Studiując pierwotne techniki przeżycia nauczył się budować solidne szałasy.
Tomasz Jefimow

(fot. Tomasz Jefimow)W obszernej kuchni siadamy przy drewnianym stole. Gospodarz odpala gazowy palnik, stawia na nim rondel.
- Musi być rozgrzany, żeby koniki dobrze się uprażyły - energicznie potrząsa naczyniem, mieszając. Przekąska z zielonej robi się czerwona, nad garnkiem unosi się
smakowity zapach. Danie gotowe do spożycia.
- Wysokobiałkowe. Nie trzeba
żadnych przypraw ani tłuszczu. Smakują jak wędzone szprotki - zachęca kucharz.
Bierzemy po kilka sztuk.
- Mój rekord to 400 na raz, czyli prawie kaloryczny odpowiednik jednego kotleta schabowego. Łapałem je dwie godziny.
Chrupiemy koniki: smakują jak skwarki. Niezłe.
- Tłuściutkie, ale wolałbym je
doprawione solą, bo czuję trawiasty posmak - marudzi fotoreporter.
Rozgryzamy cieniutkie owadzie nóżki.
- Surowe odnóża przebijały wola i raniły jelita karmionych konikami indyków i kurczaków. Prażone są kruche i wręcz rozpadają się w ustach - zapewnia Łuczaj.

Drugie danie - muchomor

Teraz czas na muchomora. Pokrojony w kostkę ląduje na patelni z roztopionym
masłem, na dziesięć minut pod przykryciem. - Nie bójcie się - uspokaja Łukasz. - Ten gatunek muchomora jest jadalny po odpowiedniej obróbce termicznej.
Wreszcie kosztujemy. Muchomor ma delikatny smak, przypominający białe mięso.
Po daniach głównych przydałoby się coś na słodko.
- Dżemu ani soku z biedronki raczej nie polecam - uśmiecha się gospodarz, kiedy nawiązujemy do reklamy popularnej sieci sklepów spożywczych. - Biedronki są gorzkie i trujące. W kredensie chowa coś znacznie lepszego. Butelkę syropu brzozowego. Najpierw zebrał 300 litrów soku z drzew, potem odparował do dwóch litrów gęstej mazi. Smakuje wybornie.

Ale gąsienice zaszkodziły

[obrazek7] Studiując pierwotne techniki przeżycia nauczył się budować solidne szałasy.
(fot. Tomasz Jefimow)Jeżeli idzie o desery, rarytasem w menu Łukasza Łuczaja okazały się pijawki. Akurat rozmnożyły się w domowym akwarium, do którego nalał wody ze stawu.
Wytępił je, przy okazji zbierając kolejne naukowo-kulinarne doświadczenie.
- Podobno Chińczycy przyrządzają pijawki z cukrem, ja usmażyłem je na oliwie z syropem klonowym. Pycha!
Liczne eksperymenty na własnym przewodzie pokarmowym tylko raz miały niemiły finał w toalecie. Zbierając mech do uszczelnienia chaty natrafił na skupisko gąsienicopodobnych larw owadów.
- Intuicja mówiła mi, że są jadalne. Wskazywał na to ich biały kolor. Usmażyłem je z odrobiną oleju. Były dość smaczne, więc zjadłem wszystkie naraz, jakieś sto pięćdziesiąt sztuk. Pół godziny później chwyciły mnie torsje.

Pasta z much - palce lizać

Temperament naukowca nakazał mu też degustację much. Ich larwy kupił w
sklepie wędkarskim, utarł na pastę, ugotował i zjadł z apetytem.
- Te owady budzą odrazę ze względu na to, że przenoszą zarazki. Z drugiej strony mięso z larwami jedli Eskimosi zaś przysmakiem Sardyńczyków jest ser z żywymi larwami, które nawet podskakują do oczu w trakcie jedzenia. Sprzedaje się go nielegalnie, podobno ma właściwości psychotropowe i afrodyzjaku.
Sarah, żona Łukasza, Angielka z rodzinnymi korzeniami w Indiach, nie skusiła się na żadną potrawę z bezkręgowców: jest zdeklarowaną wegetarianką w trzecim pokoleniu. Chętnie je natomiast sałatkę z młodych pokrzyw i gotowane pędy pałki wodnej. Upodobania ojca podziela na razie ośmioletnia Nasim. Smakują jej gady. Kiedy padalec, który zamieszkał w ich studni, ze strachu odrzucił ogon, dodali go do zupy.

Rosół z żaby i jeża

Naukowiec zapewnia, że nie zabija zwierząt dla przyjemności ich jedzenia. Na drodze zbiera te świeżo potrącone przez auta, jeszcze ciepłe i gotuje w domu. W ten sposób poznał smak żaby i jeża w rosole.
Niedługo wybiera się do Chin. Opanował już tysiąc chińskich słów. Fascynuje go dieta mieszkańców Dalekiego Wschodu. - Będę odwiedzał bazary, podpytywał miejscowych o przepisy. Spróbuję mięsa kota i psa. A w restauracji zamówię marynowanego penisa jelenia - zapowiada.

Doktor Łuczaj radzi

Niezbędnik turysty, czyli jak przeżyć, kiedy skończą się prowiant i pieniądze.

* W przydrożnych rowach zbieramy pałki wodne i gotujemy z nich zupę. Białe części młodych pędów obieramy i kroimy na plasterki jak pory. Można dodać posiekane liście pokrzywy. Gotujemy pół godziny w małej ilości wody. Jeśli trafi nam się świeżo rozjechana żaba, możemy wrzucić udko dla lepszego smaku.
* Szukamy łopianu, czyli pospolitego "rzepu". Wykopujemy, korzenie zawijamy w świeże liście i folię aluminiową. Wkładamy do popiołu z ogniska na 40-45 min.
* Jeśli znajdziemy na drodze rozjechanego przez samochód węża, zabieramy go, pod warunkiem, że krew jeszcze nie zastygła. Pieczemy na ognisku. Małe węże do pół metra ze skórą, większe bez.
* Nad ranem możemy natknąć się na martwego jeża. Trzeba go oczyścić z wnętrzności i z kolców. Gotujemy rosół na nóżkach.
* Można jeść dżdżownice, choć nie mają wyjątkowego smaku, wcześniej trzeba oczyścić ich układ pokarmowy z ziemi, żeby nie zgrzytała w zębach. Najlepiej moczyć cały dzień w wodzie z cytryną. Potem upiec.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24