Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gambia - uśmiechnięty zakątek Afryki [ZDJĘCIA]

Marek Jakubowicz
Gambia słynie z gościnności i uprzejmości zawsze uśmiechniętych mieszkańców
Gambia słynie z gościnności i uprzejmości zawsze uśmiechniętych mieszkańców fot. pixabay
Po wylądowaniu na lotnisku Yundum, pod Bandżulem i po przejściu kontroli paszportowej trzeba było ustawić się w kolejce, aby na powitanie zapłacić haracz - 20 dolarów opłaty lotniskowej, wymaganej także przy odlocie. Ale potem poszło już gładko. Jeszcze tylko wymiana waluty w kantorze. Setki banknotów powiązanych gumkami były w tak fatalnym stanie, że nie nadawały się do szybkiego przeliczenia

Potem okazało się, że brakuje prawie tysiąca dalaszy, w przeliczeniu ok. 60 zł. To normalne. Przecież każdy tubaab (biały, białas) to bogacz. Skoro nie przeliczył, nie upomniał się, jego strata. Na bazarze czy w sklepiku też możesz zapłacić za ten sam towar trochę więcej jak miejscowy. Dlatego często o zakupy prosiliśmy Alu, dozorcę naszego apartamentu lub jego syna Ansu.

Gambia - najmniejszy i najbiedniejszy kraj w Afryce, stał się w ostatnich latach atrakcyjnym miejscem wypoczynku dla wielu Polaków. Kusi egzotyczna przyroda, piękne, piaszczyste plaże, a przede wszystkim gościnność i uprzejmość zawsze uśmiechniętych mieszkańców. Kraj ten położony jest w zachodniej części Afryki, na wąskim, 50-kilometrowej szerokości, odcinku lądu, wzdłuż rzeki Gambia. Z zachodu dotyka oceanu Atlantyckiego, z pozostałych trzech stron graniczy z Senegalem. Te granice to pozostałość kolonialnej przeszłości tych ziem. O tereny przy ujściu Gambii, które były dogodną bazą do eksploracji wnętrza Afryki, konkurowały ze sobą państwa kolonialne. Pierwsi pojawili się tu Portugalczycy, potem Hiszpanie i Holendrzy. W końcu Anglicy i Francuzi. Ostatecznie rywalizację o ziemie nad Gambią wygrali Anglicy. Przy tej okazji warto odnotować, że w latach 1651-1661 część tych terenów była lennem Polski. Ziemie u ujścia rzeki , w tym wyspę Jamesa, zakupił u plemiennych wodzów Jakub Kettler, książę Kurlandii (obecnie Estonia), która była lennikiem Polski. Niestety, Kurlandia była zbyt słaba finansowo i militarnie, aby konkurować z Anglią, a Rzeczpospolita nie była zainteresowana zamorskimi koloniami. Gambia na całe wieki stała się hurtownią niewolników. I dopiero w 1807 r. Imperium Brytyjskie zakazało tego procederu. 18 lutego 1965 r. Gambia odzyskała wolność i stała się niepodległym krajem.

Rolnictwo i turystyka

To dwie podstawowe gałęzie dochodów państwa i obywateli. Wbrew pozorom uprawianie rolnictwa w Gambii nie jest sprawą prostą. W czasie pory deszczowej (czerwiec-październik) ulewy niszczą plantacje, w czasie pory suchej (listopad-maj) trzeba je nawadniać. To ciężka praca, bo nie wszędzie jest elektryczność i pompy. Wodę czerpie się ręcznie z głębokich studni. Próbowaliśmy tego na jednej z plantacji warzyw. Można się spocić. W interiorze, we wioskach mieszka trzy czwarte ludności i tyleż samo zajmuje się rolnictwem, chociaż w ostatnich latach obserwuje się zjawisko ucieczki młodych do miast, gdzie powiększają rzeszę bezrobotnych.

Wydawać by się mogło, że sąsiedztwo oceanu powinno dawać zyski z rybołówstwa. Ale tę dziedzinę opanowali wpuszczeni tu Chińczycy. Pustoszą oni przybrzeżne wody, uprawiając połowy metodą trałowania dna. Na postawionych, prawie na plażach, fabrykach przerabiają morskie ryby na mączkę, którą sprzedają jako paszę dla zwierząt i (o paradoksie) ryb hodowlanych w Europie. Tak więc Gambijczycy stracili nie tylko zyski z połowu ryb, ale też możliwość taniego wyżywienia się, bo przecież nie stać ich na zakup konserw z Europy. Oto współczesny kolonializm.

Pobyt w Gambii jest całkowicie bezpieczny. Dzieci już od pierwszych klas w szkole uczone są uprzejmości wobec białych. Turysta nie musi się obawiać, że ktoś go napadnie czy okradnie. Ma tu zostawić dobrowolnie swoje pieniądze i chcieć zrobić to jeszcze raz. Planując tam dłuższy pobyt, zarezerwowaliśmy wcześniej całą willę w Kotu, dzielnicy Serrekundy. Była ogrodzona wysokim murem, na którym jeszcze były zwoje kolczastego drutu. Obok w małym budynku gospodarczym mieszkał dozorca Alu z dwoma dorosłymi synami. Malan pracował na budowie w Bandżul, Ansu, ze względów zdrowotnych i finansowych, musiał przerwać studia. Chory, nie miał pieniędzy na leczenie i szans na podjęcie pracy. Planował, aby na działce po babci założyć farmę kur. Nie miał jednak kasy na zakup kurczaków i paszy. Jako bezrobotny nie miał też szans na pożyczkę w banku. Taka beznadziejna sytuacja jest udziałem wielu Gambijczyków. Alu, jako muzyk, wieczorami grywał ze swoim zespołem w lokalu „The wild monkey”. Wtedy na dyżurze (pilnowaniu) zastępował go Ansu. Gambijczycy, mimo biedy i życia z dnia na dzień, bez perspektyw na lepsze jutro, są pogodni, cieszą się tym, co mają i nawet tym potrafią się podzielić. Są solidarni w biedzie. Są też i bogaci Gambijczycy. To elita polityczna i gospodarcza oraz ci, którym udało się wyjechać do Stanów lub Europy. Z zagranicy wspomagają rodzinę lub dorobiwszy się, wracają i zakładają jakiś biznes, tak jak np. obecny prezydent. Zanim objął ten urząd, pracował w Anglii, potem dorabiał się już w ojczyźnie jako deweloper. Właściciel apartamentu, w którym mieszkaliśmy, też na stałe zamieszkał w Anglii. Wyjazd do pracy za granicą to marzenie wielu młodych. Niestety, przeważnie nie do zrealizowania.

Powszechna w Gambii jest seksturystyka. Widok na plażach, w hotelach czy w nocnych lokalach pokurczonych i kulejących niemieckich dziadków w towarzystwie młodych, pięknych dziewcząt czy też niemieckich lub brytyjskich, daleko starszych pań, w towarzystwie młodych, muskularnych młodzieńców kłócił się z moją estetyką. Nie etyką, bo nie oceniam. Bo wiem, że w ten sposób zarobione pieniądze są często jedynym sposobem utrzymania przy życiu rodziny.

- Zamiast wybudować nam jakąś fabrykę, gdzie ludzie mieliby pracę, dawni kolonizatorzy przywożą nam swoje seksualne wynaturzenia - mówił jeden z moich plażowych rozmówców. Jednak sam chętnie adorował białaskę. Samotne białe dziewczyny zawsze spotkają się z zainteresowaniem i zaczepką chłopaków. Robią to jednak grzecznie i bez natręctwa jak Arabowie. Jeśli nie chcesz rozmawiać, odejdą.

Prawie puste plaże, bryza znad oceanu schładzająca 36 Celsjuszów powietrza, palmy rzucające cień na nasze leżaki były stałymi elementami naturalnej scenografii naszego wypoczynku. Czasami uzupełniała go przechodząca handlarka orzeszków ziemnych lub zaprzyjaźniony pies szukający towarzystwa i cienia. Osobnym akapitem była kąpiel w oceanie. Dość długa płycizna pozwalała na wodne harce i tylko nieuwaga pływaka kończyła się sponiewieraniem go przez fale. Na każdej z plaż, z których korzystaliśmy, dyżurowała para policjantów. Można było bez obawy zostawić wszystkie rzeczy i pójść do baru na kawę, zimne piwo czy smażoną rybę. Na ulubionej przez nas plaży Leybato mieliśmy zaprzyjaźnionych chłopaków. „Kudłaty” organizował nam leżaki, a „dziusmen” robił najlepsze soki ze świeżych owoców.

Egzotyczna fauna i flora
Jednak nie samym wypoczynkiem człowiek żyje. Dlatego korzystaliśmy z bliskich i dalszych wycieczek. Ekscytującą wycieczką dla naszych dziewczyn był rejs chybocącą łódką po rzece wśród lasów namorzynowych, w których gnieżdżą się różne gatunki ptaków. W dorzeczach rzeki Gambia jest ich ponad 560. Obserwacja skrzydlatych pozwoliła zapomnieć o chybotliwym pojeździe ale już przy wychodzeniu na ląd było sporo emocji. Nasz przewoźnik standardowo zapytał, skąd jesteśmy. Usłyszawszy, że z Polski poprosił, aby pozdrowić pana prezydenta Dudę, co w ten sposób czynię.

- To mój przyjaciel - powiedział. - Szanuję go za to, co robi dla Ukrainy i za otwarcie na Afrykę. Prezydent dopiero co bawił w Kenii, Rwandzie i Tanzanii, o czym informowały stacje telewizyjne i prasa. Stąd pewnie te uczucia przyjaźni.

Bardzo sympatyczna była wycieczka do Bijilo Monkey Park. Ten leśny rezerwat został założony w 1951 r. na południowym krańcu plaży Senegambia. Rośnie tu wiele egzotycznych drzew jak palmy, drzewa mahoniowe, baobaby, drzewa jedwabnej bawełny i szereg innych. Zamieszkują go też w dużej ilości małpy znajdujące się pod ochroną, ciekawskie i przyjazne, zielone Vervet i bardziej nieśmiałe przez co mniej łagodne, czerwone Colobus. W 2018 r. zlikwidowano część rezerwatu, budując w tym miejscu centrum konferencyjne. Były plany likwidacji całego parku, ale na szczęście protest społeczny zdecydował o jego dalszej egzystencji. Spacer po leśnych ścieżkach i karmienie małp orzeszkami i bananami sprawia dużo frajdy, także małpom, które wskakują ci na plecy, na ręce, na ramiona.

Wyjazd do rezerwatu szympansów i hipopotamów Baboon do środkowej Gambii, wart był poniesionego trudu, grzało wtedy niemiłosiernie (+50, tak ! ). A najmilsze było pomachanie rączką przez małego szympansa siedzącego w ramionach mamy. No i żaden hipcio nie chciał przewrócić nam motorówki.

Natomiast spotkanie bliskiego stopnia przeżyliśmy z krokodylami w Kachikally Crocodile Pool w Bakau. Jest tu małe jeziorko (może bardziej staw) otoczone laskiem, w którym żyją sobie krokodyle. Ile ich jest, nie wiadomo. Ale gdzie okiem sięgnąć, widzisz tego gada. Leżą sobie nieruchomo. Czasami któryś zsunie się do wody lub zrobi parę kroków. Są wśród nich albinosy, takie szaro-białawe bestie. Można je dotknąć, przewodnik wyznacza którego. Kiedy sobie pomyślałem, że to musi być atrapa, mrugnął okiem i leniwie podniósł czubek ogona. Krokodyle są dobrze karmione, stąd ich pokojowe zachowania. Woda z sadzawki, po obmyciu się, ma moc uzdrawiania kobiet z bezpłodności. Stąd miejsce to uchodzi za cudowne.

Naszym polskim przewodnikiem w Gambii była Agnieszka. Mieszka tu od 2019 r. Przyjechała jako turystka, zetknęła się z kobietą o imieniu Fatou, ciężko doświadczoną przez los. Postanowiła jej pomóc. Po powrocie do Polski czekały na nią w domu pieniądze za odszkodowanie za wypadek komunikacyjny. Potraktowała to jako znak. Wróciła do Gambii, pomogła Fatou. Potem jeszcze wybudowała małą szkołę - dwie sale lekcyjne z kuchnią. I wtedy zamknął ją w Gambii covidowy lockdown. Więc została, chyba na stałe.

- Moje życie w Gambii było bardzo różnorodne - wspomina. - Robiłam meble, budowałam dom, zakładałam ogród, mieszkałam bez prądu 4 miesiące. Ale zachwycili mnie ludzie, gościnność i chęć pomocy moich lokalnych sąsiadów. Ponieważ zjeździłam Gambię wzdłuż i wszerz, pokazywałam ją potem rodzinie i znajomym, którzy mnie odwiedzali. I tak się zaczęła moja praca przewodnika. Gambia jest nazywana uśmiechniętym zakątkiem Afryki. I tak jest, dzięki ludziom, którzy są dobrzy. Jestem tu szczęśliwa. Przyjeżdżajcie. Znajdziecie mnie na stronie SoAfrica Trips.

Odpryski historii

Przed sadzawką z krokodylami w Kachikalli stoją tradycyjne murzyńskie chatki, w których urządzono muzeum etnograficzne. Zgromadzono tu blisko tysiąc eksponatów związanych z kulturą i tradycjami miejscowej ludności, plemion Mandinka i Diola. Są to głównie stroje narodowe oraz instrumenty ludowe. Ale są tu też fotografie przedstawiające różne historyczne sytuacje. Na jednej z nich widzimy porucznika Wiesława Bułkowskiego szkolącego ochotników do gambijskiego regimentu. Podczas II wojny światowej Gambia była bazą do rekrutacji i szkolenia żołnierzy Królewskich Sił Granicznych Afryki Zachodniej. Wszystkie główne porty zachodniego wybrzeża były obsadzone artylerią. Miały bowiem ogromne znaczenie dla konwojów udających się do Indii, Afryki i Ameryki Południowej. Niestety, mimo poszukiwań w internecie nie udało mi się znaleźć informacji o losach porucznika Bułkowskiego. Ktoś mi opowiadał, że nie wrócił ani do Anglii, ani do Polski, tylko osiedlił się w Gambii, gdzie wziął sobie za żonę miejscową piękność. Z tych czasów jest jeszcze jedna pamiątka. To Fajara War Cementery, cmentarz wojenny, na którym spoczywa ponad dwustu żołnierzy ze Wspólnoty Narodów.

Z historycznych wydarzeń odnotujmy jeszcze wizytę w Gambii św. Jana Pawła II w dniach 23-24 lutego 1992 r. Na Stadionie Niepodległości w Bandżul papież odprawił mszę świętą, w której uczestniczyło ponad 50 tys. osób różnych wyznań. W homilii Ojciec św. docenił panującą w Gambii „wolność religijną, która sprawia, że chrześcijanie i muzułmanie przyjaźnie ze sobą współpracują w budowaniu społeczeństwa opartego na godności i prawach człowieka”. Faktycznie, Gambia to afrykański wyjątek. Kraj, w którym jest 95 proc. muzułmanów i niecałe 3,3 proc. katolików, nie notuje się żadnych zwarć ani waśni religijnych.

Odwiedziliśmy Bandżul, byliśmy w katedrze, spacerowaliśmy po jego ulicach, przemykaliśmy między straganami słynnego bazaru. Miasto nie zrobiło na nas wrażenia stolicy. Jest zaniedbane, zaśmiecone i brudne. A przereklamowany Albert Market w dodatku śmierdzący. Zakurzony Łuk Triumfalny z niedziałającymi windami z utęsknieniem czeka na mopa.

Gra w kulki

Wybory władz w Gambii odbywają się w oryginalny sposób. Otóż obywatele nie głosują za pomocą kart, ale za pomocą kolorowych szklanych kul. Każdy kandydat oznaczony jest innym kolorem i w lokalu wyborczym stoją kolorowe urny z ich fotografiami.

Pierwszym sternikiem państwa został wykształcony w Anglii lekarz weterynarii Dawda Jawara. Był pierwszym premierem, a po zmianie ustroju pierwszym prezydentem. Z czasem zasmakował w tym urzędzie i sądził, że mu się należy na stałe. Nawet próba przewrotu w 1981 r. nie dała mu nic do myślenia. Dopiero pucz wojskowy z 1994 r. pozbawił go władzy.

Na czele junty stanął porucznik Yahya Jammeh. Po dwóch latach rządów wojskowych rozpisał wybory, które wygrał. Wtedy z bojownika o demokrację stał się krwawym tyranem. Pozamykał opozycję i przez siedem lat zakazał uczestnictwa w życiu publicznym, nie znosił niezależności mediów i ich krytyki dlatego prześladował dziennikarzy, przeciwnicy polityczni trafiali do więzienia lub ginęli, kazał strzelać do protestujących studentów. Chorobliwa podejrzliwość spowodowała, że nie ufał nawet kolegom-oficerom z puczu. Podobno kilku uwięził i własnoręcznie wykastrował. Ogłosił państwo republiką islamską, co miało mu zapewnić całkowity posłuch. Jednak przeliczył się, bo choć opozycja została pozbawiona liderów, wybory wygrała. Jammeh nie bardzo chciał oddać władzę, ale w końcu (zagrożony interwencją wojskową) musiał. W obawie przed rozliczeniem za zbrodnie uciekł z kraju z państwową kasą.

Nowy prezydent (od stycznia 2017 r.), Adam Borrow, też poleciał w kulki z narodem, bo nie oddał urzędu po pierwszej kadencji, jak obiecał. Ale widać mu to wybaczono, bo w końcu wypuścił na wolność wszystkich więźniów politycznych, zniósł karę śmierci, skasował republikę islamską na rzecz republiki, wprowadził wolność słowa. Czy zasmakuje w sprawowaniu władzy, jak poprzednicy, zobaczymy. Na razie nie wycina opozycji,a obywatele mogą mówić, co myślą głośno i publicznie, bez konsekwencji.

Tak więc Gambijczycy czekają teraz tylko na postęp i dobrobyt, bo spokój już mają. Myślę, że znoszenie niełatwego życia zawdzięczają przyjacielskiej postawie wobec siebie i obcych oraz zadowolenia z tego, co mają, radości z każdego przeżytego dnia.

Gambia słynie z gościnności i uprzejmości zawsze uśmiechniętych mieszkańców

Gambia - uśmiechnięty zakątek Afryki [ZDJĘCIA]

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24