MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Piłka na cudzym podwórku, czyli wojna futbolowa w Czarnej

Andrzej Plęs
Anna Panek z "ozdobą” swojej kolekcji. Na piłce niedzielne życzenia od Wisłoka Czarna Łańcucka.
Anna Panek z "ozdobą” swojej kolekcji. Na piłce niedzielne życzenia od Wisłoka Czarna Łańcucka. Fot. Andrzej Plęs
Najpierw z piłkarzami walczyli Skórowie. Sąsiedzi Panków. Kończyło się zwykle na połamanym płocie, stratowanym obejściu i wybitych szybach...

Największe przegięcie było, kiedy Skórkowej piłka wpadła przez okno, wprost do właśnie gotowanych klusek na niedzielny rosół.

Aż pewnego dnia Kazika Skórę znaleziono na schodach własnego domu. Skrwawionego i przykrytego własną kurtką. Martwego. Sam się zabił, ktoś go zabił? Nie wyjaśniono do dziś.

Do dziś za to z piłkarzami walczy Anna Panek z Czarnej k. Łańcuta. Też po sąsiedzku. Dziesięć lat trwa wojna między kopaczami a starszą panią. Na salach sądowych i poza boiskiem, bo czasem futbolówka wpadnie w obejście pani Anny.

A ona czuwa. Jak kopacze przedrą się przez jej ogrodzenie i dopadną piłkę pierwsi, jest ich. Jak ona do piłki dotrze pierwsza, jest jej. Przez 10 lat zebrała niezłą kolekcję. Ile? Nie chce powiedzieć.

I tylko czasem rozeźleni futboliści albo wierna Wisłokowi Czarna brać kibiców wpadnie na posesję Pankowej. Od pyskówki się zaczyna, kończy na okładaniu starszej pani, jej córki i zięcia. W rozgrywkach: Wisłok Czarna - Anna Panek jest więcej emocji niż na gminny boisku. Które nie do końca legalnie powstało i o to cała awantura.

Miał być Orlik, wyszedł sęp

Choć przed 10 laty o Orlikach nikt nie wspominał, to ambicją Gminy Czarna było mieć własny klub sportowy i boisko. Klub był, boiska nie było. Kopano tu i ówdzie.

Co prawda w planach zagospodarowania przestrzennego stał plac gminny pod lasem, pod stadion przeznaczony, ale najbliżsi sąsiedzi postawili się okoniem. Nie chcieli w niedzielny dzień Boży słuchać z trybun tych k…ew i tych ch…ów pier…nych, nie chcieli widzieć tych flaszek walających się po okolicy po każdym meczu. Nie chcieli i już.

Ale chłopaki chcieli kopać kawał dmuchanej skóry i wola rywalizacji sportowej w gminie była. I boisko też musiało być, więc posadowiono je przy remizie. A ta stoi obok domu Anny Panek. I teraz ona słucha tego wszystkiego, czego słuchać nie chcieli tamci. Teraz ona musi zbierać po obejściu puste flaszki, a kukurydza na jej podwórku nieraz była tak zasikana i zasrana, że nawet koń nie chciał jej tknąć.

W ramach sabotażu Anna Panek zaczęła piłki, co na aut w jej podwórko wyleciały, zbierać. I wojnę zaczęła, bo tego boiska w ogóle nie powinno tu być.

Samowolka na dwie bramki?

[obrazek2] Wyprawy po piłkę też są dokumentowane. Dla sądu (fot. Archiwum)Na zebraniu wiejskim Anna Panek kazała odczytać swoje pismo, że ona tu boiska nie chce. Sąsiedzi też się podpisali. Nikt się tym nie przejął. Teren wytyczono, przywieziono bramki.

Gdy z piłkarzami i kibicami nie dało się wygrać, Anna Panek zaczęła walczyć na paragrafy. Bo jakim prawem budują boisko? Do wójta, do policji, do Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego pisma poszły, że boisko nielegalnie powstaje. Od inspektora dostała odpowiedź, że w dzienniku budowy stoi, iż bramki stanęły w sierpniu 2001 roku, po uzyskaniu zgody na budowę.

A przecież ona ma datowane zdjęcia, jak już w kwietniu tego roku grali między bramkami. Co znaczy, że boisko powstało, zanim formalnie urzędy pozwoliły mu powstać. Czyli samowolka. Czyli do likwidacji.

Zaczęła się dziesięcioletnia wojna na paragrafy. Co przyklepał inspektorat albo starostwo w Łańcucie, to i tak Naczelny Sąd Administracyjny anulował. W 2005 roku Powiatowy Inspektor Budowlany polecił wstrzymanie robót na boisku. Co nie zmienia faktu, że bramki już stoją, a mecze są rozgrywane. I nie wiadomo, czy boisko jest legalne, czy nie jest, ale piłka ciągle w grze. A pięści w ruchu.

Ku chwale Wisłoka

Jedno mordobicie w sądzie się skończyło.

- Piłka wpadła pod nasz dom, to żem zabrała - opowiada pani Anna. - Wpadł jeden z nich, zaczął zięcia szarpać. Ja stałam i krzyczałam, na sztylu od łopaty byłam wsparta. To mi wyrwał ten sztyl, zaczął zięcia prać po głowie, po plecach. Zięć wyrwał tę pałę i odrzucił. Poszłam, wzięłam ją i stoję.

Za chwilę przychodzi drugi z boiska, znów mi wyrwał pałę i uwalił zięcia w rękę. A ten już białą, niedzielną koszulę całą miał we krwi. Nasze dzieci biegały i płakały ze strachu, że im ojca biją. A z tyłu wyrostki śpiewali: " Bij sku…syna, niech żyje Wisłok Czarna".

Sąd był. Pierwszy agresor zapłacił zięciowi Anny półtora tysiąca za złamanie nosa z przemieszczeniem, drugi zapłacił tysiąc. Wojny to nie skończyło.
- Ani pierwszy, ani ostatni raz to było - dodaje Elżbieta, córka Anny. - Musiałam kupić aparat fotograficzny, bo by mi nikt nie uwierzył, co się tu wyprawia.

Innym razem do domu Pankowej po zarekwirowaną piłkę pofatygowała się grupa kibiców. Pankową trochę poddusili, trochę wyłomotali. Obrażenia widać na zdjęciach. Zresztą zdjęć z tej wojny futbolowej jest cała kolekcja. Pani Elżbieta nakręciła nawet film.

Na rękoczynach się nie kończyło.

- Petardy rzucają nam pod dom, pies dostaje szału ze strachu - opowiada Anna Panek. - Raz rzucili pod stodołę, omal się nie spaliła. Szyby z okien lecą. A siatkę ogrodzeniową rozdarli nam w kilku miejscach, żeby łatwiej im było wchodzić po piłkę.

Końca nie widać

W meczu Wisłok Czarna - Sąsiedzi do ostatniego gwizdka daleko, faul za faulem, a sędziego na boisku nie ma.

- Konflikt był jest i będzie - prognozuje Marek Dudzic, prezes Wisłoka Czarna. - Bo panie zabierają piłki i to one podżegają do konfliktu. Na każdym zebraniu klubowym mówi się, że znowu zginęło kilka piłek.

Prezes twierdzi, że nie widział, żeby piłkarze albo działacze "dokuczali sąsiadkom".

- To ludzie z Czarnej im dokuczają - zapewnia. - A wystarczyłoby, żeby te piłki odrzuciły, albo zostawiły przy bramce. A naszego pracownika, który przygotowuje boisko do meczu, to wyzywają od głupków i idiotów.

Że niby boisko jest nielegalne?

- My mamy umowę z urzędem gminy na użytkowanie - zapewnia prezes Dudzic.
Tymczasem o prawie do użytkowania boiska właśnie rozstrzyga Wojewódzki Inspektorat Nadzoru Budowlanego.

A do spokoju niewiele brakowało. Do zawieszenia broni doprowadziła obietnica pieniędzy.

- Przez chwilę był spokój - przyznaje Marian Bieniasz, sołtys Czarnej. - Ta pani dostawała odszkodowania za straty, piłki oddawała i wszystko było w porządku. Dopóki ktoś nie wyciął jej dziur w ogrodzeniu. Wtedy zaczęło się na nowo. Żeby ktoś nam pomógł rozwiązać ten konflikt… - wzdycha Bieniasz.

Zima idzie, do rundy wiosennej spokój. Jak puszczą śniegi, zapewne odżyje sąsiedzka wojna futbolowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24