Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Małe trolle

EWA GORCZYCA
W Wielką Sobotę Karolinka Bazia, jak wszystkie dzieci w miasteczku Kokkola, wymaluje na policzkach szminkowe rumieńce, czarnym ołówkiem nakropi twarz piegami, a na głowie zawiąże wielką chustę. Ubrana w gruby wełniany sweter i zapaskę, weźmie koszyk albo miedziany czajnik i... w drogę.

Dzień przez Wielkanocą ulice Kokkola są pełne wędrujących od domu do domu małych "trolli". Najmłodsze, kilkulatki, niosą w rękach gałązki ustrojone barwnymi piórkami. Wcześniej, przez kilka dni dzieciaki pracowicie malują karteczki z życzeniami. Wręczają je sąsiadom bliższym i dalszym. Podziękowaniem są łakocie wrzucane do koszyków i czajników.
- Ten zwyczaj trochę przypomina nasze bożonarodzeniowe "szczodroki" - opowiada Zofia Bazia, mama Karoliny. W Kokkola, nad zimną Zatoką Botnicką, 600 km na północ od Helsinek, tęskni czasem za polskimi zwyczajami. Wielkanoc będzie więc w jej fińskim domu polska: z dzieleniem się jajkiem, wyjazdem do oddalonego o 35 kilometrów niewielkiego polskiego kościółka, "śmigusem-dyngusem", spotkaniami w gronie przyjaciół.

Damska sauna

Do Finlandii los zaprowadził panią Zofię, iwoniczankę, 12 lat temu. Wyjechała z mężem lekarzem i dwójką synów. Znała tylko obiegowe opinie: kraj zimny, ludzie chłodni. Wyczytała, że panuje tam duża swoboda seksualna. Dowód: mężczyźni i kobiety uczęszczają razem do sauny. Strasznie się zdziwiła, gdy okazało się, ze wcale tak nie jest. - Rozczarowałam się... - żartuje podczas zajęć ze studentami, gdy pytają o wrażenia z Finlandii.
Co do sauny, polubiła ją tak, że nie wyobraża sobie bez niej życia. Sauny są wszędzie: w domach, na basenach, w biurach, szkołach. Ona często umawia się z koleżankami nauczycielkami na wieczorna saunę po pracy.
- Uczę w szkole, gdzie młodzi zdobywają zawód kucharza i cały czas jest czynna kuchnia, można więc na takie wieczorne zebranie zamówić jakiś lekki posiłek. Po odświeżeniu się w saunie, rozmawiamy o sprawach zawodowych. Taką saunę nazywamy roboczą.

W zwolnionym tempie

Przez pierwsze 5 lat, spędzone najpierw w Helsinkach, potem w Kokkola, ciągle zastanawiała się nad powrotem. Ale nigdy nie starała się okazywać zdziwienia obyczajami gospodarzy ani podkreślać swojej odrębności. Nie mówiła: ale to dziwne, u nas jest inaczej.
- My, Polacy, okazujemy emocje, dyskutując czerwieniejemy na twarzy, rozmawiając gestykulujemy, poklepujemy się, wykrzykujemy. Nagle wydało mi się, że znalazłam się wśród ludzi, którzy nie mają własnego zdania. Wszyscy byli tacy opanowani, spokojni. Czułam, jakby taśma mojego życia nagle została puszczona w zwolnionym tempie, a ja nie wiedziałam "jak wyhamować". Dziś lubię to wyciszenie, pozwalające na rzeczowy osąd sytuacji, posłuchanie własnych myśli - opowiada.

Na leśnej daczy

Szybko natomiast cała rodzina przyzwyczaiła się do fińskiej kuchni. Dzieci (Karolina 11 lat, urodzona w Finlandii, Jakub 15 lat i Michał 22 lata) lubią proste potrawy. Pod tym względem kuchnia fińska im odpowiada. Kiedy Zofia w ramach programu edukacyjnego, finansowanego przez fińskie ministerstwo, przywiozła grupę swoich uczniów do szkoły gastronomicznej w Iwoniczu Zdroju, młodzi Finowie nie mogli się nadziwić polskim obyczajom: tyle posiłków w ciągu dnia, dekorowane w wyszukany sposób dania i tak mało ryb? Na co dzień Finom wystarcza jednodaniowy obiad. Taki też - bezpłatny - ciepły posiłek jedzą dzieci w szkole. Do tego ile chcą chleba, masła i mleka. Ona - przyzwyczajona do gorącej herbaty, nie mogła pojąć jak w zimnym kraju można popijać wszystko mlekiem prosto z lodówki.
Zaakceptowała ulubiony sposób spędzania urlopów przez Finów. Prawie każdy ma leśną daczę, ale to nie są żadne osiedla, domek przy domku, lecz prymitywne chaty zaszyte w leśnej głuszy. Kawałek ziemi nad morzem, albo nad jeziorem. Zostawiają swoje luksusowe i nowocześnie wyposażone domy i jadą wypocząć w surowych warunkach.
- Pamiętam wizyty u kilku znajomych, którzy nie mieli nawet prądu. Wieczorem, z sauny oświetlanej kagankami biegliśmy wykąpać się prosto do morza. Potem jadło się pieczone kiełbaski, popijane piwem.
Na wakacje przyjeżdża do Polski, do rodzinnego Iwonicza. Zaczytuje się w gazetach, napawa się widokiem wzgórz nad Zdrojem. W Koppola najbardziej brakuje jej górskiego krajobrazu. Na szczęście dom wybrała taki, z którego okien widać jedyną w okolicy górkę. - To wprawdzie tylko sztucznie usypany pagórek na sanki dla dzieci, ale dobre i to - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24