Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzyk na sanockim rynku: Autosan nie umrze po cichu

Andrzej Plęs
Protestująca załoga "Autosanu” ruszyła spod zakładu na sanocki rynek.
Protestująca załoga "Autosanu” ruszyła spod zakładu na sanocki rynek. Tomasz Jefimow
Gniew, lęk, rozpacz i poczucie bezsilności. Załoga upadającego zakładu stanęła na sanockim rynku, by krzykiem walczyć o swoją przyszłość.

Huk eksplodujących petard, przejmujący śpiew gwizdków, ryczące pełnymi pretensji słowami prelegentów głośniki i krzyk zebranych na sanockim rynku resztek załogi Autosanu.

Tak reagują zgromadzeni, kiedy widzą, że kilku ich kolegów ściąga z okien ratusza straż miejska. Ci wdarli się do budynku, żeby przez okna wywiesić baner z napisem "Jeśli będzie cicho o Autosanie, to go cicho posprzątają" - namazali czernią na białym płótnie ci ze Stali Sanok Solidarni.

Nieco na uboczu pikietujących stoi w milczeniu kilku członków Ruchu Narodowego Sanok. Na banerze uderzyli w tony patriotyczne: "Jestem Polakiem, więc mam obowiązki polskie". W środowe popołudnie na sanockim rynku cicho nie było, był krzyk rozpaczy.

Przed laty zaborca dał Sanokowi fabrykę, kolej, wojsko, które wolna Polska w ostatnich latach miastu zabrała.

- Zostały szkoły, szpitale i sąd - wyliczał Tomasz Przystasz z NSZZ Solidarność. - Pytanie: jak długo?

Bo Autosanu też już prawie nie ma. Ponad 180 lat tradycji kończy właśnie swój żywot, w poniedziałek sąd ogłosił upadłość zakładu, we wtorek do Autosanu wszedł syndyk, ale już tylko nieliczni z 460-osobowej załogi mają nadzieję, że zdoła reanimować gospodarczego trupa.

- Dziadek Zdzisława Beksińskiego własnymi rękami budował ten zakład - Janusz Pietras przypomina, że w 1832 roku przodek światowej sławy artysty współzakładał w Sanoku Warsztat Rzemieślniczy Mateusz Beksiński i Walenty Lipiński. To były prapoczątki Autosanu.

Tym ponad stu osobom, jakie w środowe południe zebrało się pod biurowcem Autosanu, a potem tym niespełna trzystu, jakie zgromadziło się na sanockim rynku, nie o przeszłość chodziło jednak, a o przyszłość. Przyszłość pełną lęku, rozpaczy i niepewności.

O przeszłości mówią chórem: upadku Autosanu winni są Sobiesław Zasada, zarząd spółki i władze miasta.

Dlaczego władze miasta? Bo w najgorszym z możliwych momentów wystąpiły do zakładu o wpłatę 1,3 mln zł podatku.

Dlaczego zarząd spółki? Bo większość jego decyzji zmierzała do zabicia Autosanu - mówili zebrani na miejskim rynku.

Dlaczego Sobiesław Zasada? Bo przejmując zakład przed 20 laty, był nadzieją na rozwój, po dwóch dekadach zrobił z dumy Sanoka zakład - wydmuszkę. Bez kapitału, za to z potężnym garbem długów.

Nawet burmistrz Sanoka, Wojciech Blecharczyk, przyznał publicznie, że Zasada nie był dobrym gospodarzem.

W ten sposób ponad 180 lat tradycji oddaje ostatnie tchnienie.

Może da się jeszcze coś zbudować?

- A jeszcze przed kilku laty cała załoga zgodziła się na dziesięcioprocentową obniżkę płacy, żeby właściciela powstrzymać od zwolnień pracowników - Janusz Pietras żałuje, że wszystkie wyrzeczenia załogi dziś okazują się bezsensowne.

Od trzech miesięcy nie dostawali poborów, więc czuli, co się szykuje. Kiedy w ostatnią niedzielę z zakładu miały wyjechać dwa gotowe autobusy dla klientów, zablokowali bramę wyjazdową.

- Pojazdy zawsze wyjeżdżały w piątki, albo w poniedziałki, w niedzielę nigdy - tłumaczy pan Janusz. - Dlaczego tym razem w niedzielę i to bramą boczną, a nie główną, jak było w zwyczaju. Błyskawicznie skrzyknęli się, popędzili do zakładu, bramę łańcuchem opletli, zamknęli kłódką i pilnowali. Żeby właściciel "upadającej tradycji" resztek majątku nie wyprowadził, może na tych resztkach da się jeszcze coś zbudować.

- Jeśli nie produkcję, to może chociaż jakąś bazę naprawy autobusów, przecież starocie po Polsce jeżdżą, potrzebują naprawy - pan Krzysztof odważył się na odrobiną optymizmu. - Pewnie, że wszystkich 460 ludzi taka baza nie przyjmie do pracy, ale niechby choć połowę...

- Albo niech miasto wykupi hale Autosanu, przecież miasto ma w zakładzie swoje udziały - podrzuca pan Andrzej. - Jakby były hale, to może byłaby jakaś produkcja, praca.

Pan Artur ma dwoje dzieci i prawie 20-letni staż w Autosanie. I w życiorysie ostatnie trzy miesiące bez poborów.

- Moja żona też, bo oboje robiliśmy przy autobusach - tłumaczy. - Od znajomych pożyczamy, żeby na jedzenie było, z dziećmi do rodziców chodzimy na obiady, a na stole leży stos niezapłaconych rachunków.

Takich "autosanowych" rodzin w Sanoku jest więcej. Ostatnie, i to "zaliczkowe" pobory, załoga dostała 15 sierpnia.

- Syndyk złożył wniosek do Gwarantowanego Funduszu, ale kiedy otrzymamy wynagrodzenia, tego nie wie nikt - prognozuje Ewa Latusek, przewodnicząca zakładowej Solidarności. - Może za sześć tygodni, może przyjdzie dłużej poczekać. A co później? Owszem, jest produkcja wojskowa, ale nie da zatrudnienia wszystkim.

Chyba już nie wierzą

Zaledwie połowa załogi przyszła na sanocki rynek, choć upadłość dotknęła wszystkich 460 pracowników. Ci, którzy zostali w domach, chyba już nie wierzą, by krzykiem można było wywalczyć lepszą przyszłość. I nie wierzą już ani w związki zawodowe, ani w skuteczność protestów.

- Albo zadziałał syndrom "Polski grillującej", której się nic nie chce - tłumaczy jeden z uczestników pikiety. - Ciepło, ładna pogoda, co sobie zawracać głowę jakimś protestem?

Andrzej Szall, wiceprzewodniczący krośnieńskiego okręgu "S" ma inne wytłumaczenie.

- Dawniej, jak było postojowe, to myśmy się z zarządem wykłócali, czy ma być 40 czy 60 procent postojowego - wyjaśnia swoje podejrzenia. - A teraz, kiedy spółka jest w upadłości, daje się ludziom po sto procent postojowego. Przecież nie po to, żeby wyganiać ich na ulicę do protestu, ale zatrzymać w domach. Żeby ludzie byli poza fabryką, żeby zarząd mógł bez protestu załogi wykonywać ostatnie ruchy.

I dodaje, że jak słyszy i czyta na forach internetowych, że Autosan to Solidarność zaorała, to przypomina, że w 1994 roku firmę zgłoszono do upadłości bez wiedzy związków zawodowych, załogi i urzędu miasta.

Szukanie winnych

Winny rząd, który nie ratował "Autosanu", winny właściciel zakładu, który go zrujnował, winne władze miasta, które upomniały się o podatek - utrzymują związkowcy.

Winne właściciel, zarząd i związki zawodowe - mówią niektórzy pracownicy upadłego zakładu. Bo gdzie były związki przez ostatnie miesiące i lata, kiedy "Autosan" staczał się po równi pochyłej?

- Przez ostatnie miesiące panował kompletny brak informacji ze strony właścicieli - tłumaczy Ewa Latusek. - A to wysyłano ludzi na tydzień postojowego, nie wiadomo było, czy za tydzień nie przedłużą. Tym bardziej nie wiadomo, co za miesiąc. A ludzie mają dzieci, rachunki do płacenia, zaczęli odchodzić z zakładu, bywało, że dyrekcja proponowała najlepszym fachowcom robotę u konkurencyjnym Solarisie, byle odeszli. Można było zorientować się, do czego zmierzają właściciele.

Już nic od nich nie zależy, przyszłość napawa lękiem, nic już nie mogą, poza szukaniem winnych, które łagodzi rozpacz. Mogą już tylko publicznie wygwizdać i wykrzyczeć strach.

- Musimy krzyczeć, protestować, może ktoś na nas zwróci uwagę, może ktoś zajmie się nasza przyszłością, bo ludzie tu na chleb nie mają - tłumaczy Janusz. - Odebrano nam pracę, pozbawiono dochodów, godności nam nie odebrano, dlatego tu jestem.

- Już pozamiatane po "Autosanie" - mówi z rezygnacją jeden z pikietujących na sanockim rynku po zakończonym zgromadzeniu. I nie wiadomo, czy o pikiecie mówi, czy o zakładzie.

Broni nie składamy

Nieliczni jeszcze pokładają nadzieję w syndyku. Andrzej Szall z Solidarności - także w głośnym proteście.

- Jak spis majątku, zrobiony przez syndyka, wykaże, że z majątku zakładu nic nie zostało, to czekają nas ciężkie czasy - mówi o wariancie pesymistycznym.

Związek broni nie składa, na piątek organizuje siły, by wykrzyczeć swój sprzeciw pod krakowską siedzibą firmy Sobiesław Zasada SA.

- Pojadą nas związkowców i pracowników cztery autobusy, ze dwieście osób - zapowiada. - Mamy potwierdzenie, że wspierać nas będą koledzy z "Solidarności" małopolskiej, będzie cały autobus z Lublina, będzie autobus górników, jeszcze jeden z Wielkopolski.

Czy ten protest przywróci wiarę w przyszłość?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24