Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwie minuty z życia zabijanej zwierzyny. Czy tak wygląda każde polowanie?

Andrzej Plęs
W czasie dwuminutowego filmu widać, jak trzy posokowce bawarskie "tańczą” wokół rannego dzika, doskakują, chwytają za tylne łapy zwierza. Dopiero po dwóch minutach pada strzał myśliwego. I wtedy szczekacze rzucają się na martwego dzika.
W czasie dwuminutowego filmu widać, jak trzy posokowce bawarskie "tańczą” wokół rannego dzika, doskakują, chwytają za tylne łapy zwierza. Dopiero po dwóch minutach pada strzał myśliwego. I wtedy szczekacze rzucają się na martwego dzika. YouTube
Kiedy Krzan pokazał na YouTube film o osaczeniu dzika, to wszyscy rzucili mu się do gardła. - Na polowaniu bywa nawet bardziej drastycznie - mówi jeden z myśliwych.

Myśliwi przyznają nieoficjalnie: ludzie w miastach kupują żarcie w supermarketach zafoliowane, w restauracjach dostają pieczyste na talerzu i wtedy ani chwili nie zastanawiają się nad tym, jak to zwierzę zdychało w rzeźni od prądu albo od strzału w łeb z pistoletu kolcowego "Radical JP-4".

Nie myślą, jak kurakom w rzeźni ukręca się łeb na żywca, choć odurzonym. Ludzie trują gryzonie środkami, po których szczur i mysz zdychają w męczarniach, duszą krety oparami karbidu i takie okrucieństwo wcale im nie przeszkadza. Nawet rytualne podrzynanie gardeł na potrzeby kultu religijnego nie wywołało takiej burzy.

- A jak na YouTube pokazał się film o osaczeniu dzika, to wszyscy autorowi filmu rzucili się do gardła - mówi jeden z myśliwych. - Na polowaniach tak się czasem zdarza, nawet bardziej drastycznie, tylko autor zrobił błąd, że wrzucił to do sieci.

Może opowiedzieć więcej, ale żeby - broń Boże - nie podawać jego nazwiska, bo ludzie na forach rozszarpią go jak Tomasza Krzana, autora dwuminutowego filmu i myśliwego.

Krzan ma dość. Kilka dni wyzwisk i gróźb na forach internetowych wykończyły go psychicznie, rodzina przez to ma nieprzyjemności, toteż o filmie już mówić nie chce.

Gazetom wysłał tylko oświadczenie, że nie zrobił niczego niezgodnego z prawem, a jeśli ktoś ma wątpliwości, to niech stosowne organa to wyjaśnią. Mają szansę, bo zgłoszenie sprawy do prokuratury zapowiedział Adam Chmielowski, prezes Okręgowej Rady Łowieckiej Polskiego Związku Łowieckiego w Przemyślu.

- Zawiadomienie w poniedziałek po południu trafiło do prokuratury - potwierdza Chmielowski. - Konsultowałem tę decyzję z rzecznikiem dyscyplinarnym związku. Przywiązujemy dużą wagę do naszych łowieckich zasad, przepisów i reguł wykonywania polowania. Fundamentalną zasadą jest ta, by skrócić cierpienia zwierzynie niedostrzelonej, tymczasem, w naszej ocenie, myśliwy nie dostosował się do reguł łowieckich, za długo zwlekał, a wręcz wygląda na to, że szkolił psy na dziku, który został postrzelony.

Związek łowicki tymczasem wstrzyma się z procedurami dyscyplinarnymi wobec Krzana, poczeka na to, co ustali i zdecyduje prokuratura.

Polowanie na myśliwego

Środowisko myśliwych nie jest jednoznaczne w ocenie tego, co można zobaczyć podczas dwóch minut filmu. A zobaczyć można, jak trzy posokowce bawarskie "tańczą" wokół rannego dzika, ujadają wniebogłosy, próbują chwycić za tylne łapy zwierza.

Dopiero po dwóch minutach pada strzał myśliwego, który kończy żywot dzika. I wtedy szczekacze rzucają się na martwe zwierzę, wydaje się, że przy aprobacie myśliwego.

Krzan, kiedy jeszcze widział sens bronienia się, mówił, że nie mógł wcześniej strzelić, w obawie, że trafi któregoś z psów. Myśliwi potwierdzają: zasady łowieckie zakazują dobijania postrzałków, kiedy istnieje przy tym ryzyko trafienia psa.

- Ten film nigdy nie powinien trafić do opinii publicznej - twierdzi stanowczo jeden z krośnieńskich myśliwych. - Ale na polowaniach zdarzają się takie sytuacje. Tylko po co to pokazywać?

Julian Pałasiewicz poluje od 40 lat, niejedno na polowaniu widział. W telewizji też niejedno widział i trochę dziwi się tzw. opinii społecznej, że może bez krzty niesmaku patrzeć, jak dwaj faceci w ringu leją się po mordach do krwi, po ciosie padają nieprzytomni na deski, w klatkach MMA łamią sobie nosy i kopią kolanem w twarz, na filmach człowiek człowieka torturuje w wymyślny sposób, na ekranie mordują się tuzinami i nikogo to nie bulwersuje.

Był w ubojni, widział cielaki idące na rzeź i to rzeczywiście... była rzeź, która w mięsożercach z forów internetowych nie wzbudza refleksji. A dwie minuty z życia myśliwego wywołało w narodzie żądzę linczu na autorze.

- Dla żadnego myśliwego nie jest komfortowa sytuacja, kiedy musi dobić sztukę - zapewnia. - I nie zawsze zdarza się, żeby pierwszy strzał był śmiertelny, łania sarny z przestrzeloną komorą serca może przebiec jeszcze kilkadziesiąt metrów.

Sam był świadkiem i uczestnikiem znacznie bardziej drastycznych scen. Do dziś wspomina, jak koszmar, sytuację, kiedy musiał dobić dogorywającego byka jelenia.

Potrącone na drodze przez samochód zwierzę zawlokło się w las i zdychało przez dwa tygodnie. Z głodu zdychało, bo uderzenie pojazdu zmasakrowało mu jelita. Pałasiewicz pamięta, kiedy o świcie z wysokości ambony bezsilnie obserwował, jak wataha wilków zaatakowała stado jeleni.

Osaczyła młodego byczka i w kilka minut pożarła go żywcem. Po takich doświadczeniach można dojść do wniosku, że człowiek jest jednak najbardziej humanitarnym z drapieżników.

- Niech pan wpisze w wyszukiwarkę "polowanie na dziki", pełno pan znajdzie takich filmów - proponuje Krzysztof Głowacz. - Jak można mówić, że dwie minuty na dostrzelenie to dużo, czasem to trwa kilkanaście minut, kiedy dzik jest wciąż na tyle mocny, że może nawet zabić oszczekujące go psy, zranić myśliwego, kiedy ten podejdzie. Dostrzelić można tylko wtedy, kiedy warunki bezpieczeństwa na to pozwalają.

Reguły gry

Pałasiewicz potwierdza: ranną sztukę można dobić, kiedy strzał nie stanowi zagrożenia dla psów. To nie okrucieństwo, to akt humanitaryzmu wobec zwierzęcia, który ma skrócić jego cierpienia i zgodzi się z tym każdy myśliwy.

Dyskusyjne pozostaje, czy Krzan zbyt długo nie zwlekał z tym humanitarnym strzałem do dzika, wokół którego miotały się chaotycznie trzy posokowce bawarskie. Miotały się jak oszalałe, nie do opanowania przez myśliwego, nie do przywołania, kiedy poczują farbę.

W takich sytuacjach z psa myśliwskiego wyłazi natura wilczego przodka. Z osaczonego zwierza też wyłazi natura i będzie się bronił, nie będzie czekał na śmierć. Adam Chmielowski mówi, że podczas takiej konfrontacji zdarza się, że to dzik jest górą, albo byk jelenia, który jest w stanie poranić wieńcem myśliwskie psy.

- Kiedy pozyskujemy zwierzynę, to leje się krew i nie udawajmy, że może być inaczej - zaznacza Pałasiewicz. - W naturze odbywa się to bezwzględnie i okrutnie, w tradycji łowieckiej obowiązuje etyka, która nakazuje, że złowionej zwierzynie należy się określony specjalnym rytuałem szacunek, że nie należy jej przysparzać zbędnych cierpień.

I podkreśla, że łowiectwo to nie tylko strzelanie, to także dokarmianie, budowanie paśników, pomoc przy rozmieszczaniu szczepionek w lasach. A że na dwuminutowym filmie Krzana pokazany jest krótki fragment z realiów polowania?

- Tak to często wygląda - zapewnia jeden z myśliwych. - Lepiej, żeby psy osaczyły ranne zwierzę, żeby myśliwy mógł je znaleźć i dostrzelić. Lepiej niż miałoby ranne odejść na bagniska i zdychać przez kilka dni.

Zagroda szczucia

Żaden z myśliwych nie chce o tym mówić pod nazwiskiem. Niewielu przyznaje, że widziało, jak to się odbywa. Każdy z nich wie, jak to wygląda. Na dwóch - czterech hektarach ogrodzonego młodnika trzyma się dzika, dwa lub trzy.

Na nich będą ćwiczyć psy myśliwskie, na nich będą urządzane "konkursy dzikarzy", czyli psów specjalnie szkolonych do osaczania dzika. Początkujące psy łowieckie (zwykle po dwa) wpuszcza się do zagrody, mają znaleźć, oszczekać dzika, otoczyć, zapędzić w pułapkę.

To jest wojna, a nie zabawa, bo zwierzę się broni, a przynajmniej próbuje. Szczekające i ujadające psy zachodzą od tyłu, próbują chwycić zębami za nogę, czasem im się udaje, czasem leje się krew dzicza albo psia.

- Jak trafią na jakiegoś młodego, niedoświadczonego warchlaka, to mogą zagryźć - przekonuje jeden z myśliwych. - Tak są szkolone, więc na polowaniach zachowują się jak je wyuczono. Kiedy poczują farbę, to żadna siła nie jest w stanie ich powstrzymać przed atakiem. Szczególnie teriery są nie do opanowania w takich sytuacjach, będą dopadać, próbować gryźć, choćby miały zginąć, zagryzą, jak będą miały szansę.

W Polsce jest kilkanaście takich "zagród dziczych", na Podkarpaciu jedna w Trześni pod Kolbuszową, druga, nowa, pod Lubaczowem.

Na YouTube bez trudu można znaleźć filmy ze szkolenia psów w zagrodach dziczych, ale nad autorami tych obrazów nikt się nie pastwi, nikt ich potomstwa nie wyzywa w szkole od "dzieci mordercy", a same filmy nie zrobiły karier medialnych.

- Można by nakręcić parę minut, jak kurczakowi ukręca się łeb, co na wsiach wciąż jest praktykowane, jak gęsi odrąbuje się siekierą łeb na pniaku, jak szlachtuje się wieprzka na święta - wylicza Głowacz. - Wszyscy wiedzą, że tak się dzieje i nikomu to nie przeszkadza, dopóki nie zobaczą na filmie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24