MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dobre życie, dobra śmierć

Alina Bosak
Jarosław Gołębiewski, kierownik Zakładu Opieki Paliatywnej - Dom Sue Ryder w Górnie: - Rzadko krewni pacjenta dziękują nam za to, że zrobiliśmy wszystko, aby człowiek miał dobrą śmierć. A przecież ona czeka każdego z nas.
Jarosław Gołębiewski, kierownik Zakładu Opieki Paliatywnej - Dom Sue Ryder w Górnie: - Rzadko krewni pacjenta dziękują nam za to, że zrobiliśmy wszystko, aby człowiek miał dobrą śmierć. A przecież ona czeka każdego z nas. Fot. Tadeusz Poźniak
Śmierć jest łatwiej zaakceptować, kiedy nasze życie ma wartość i sens. Ale pogodzić się z nią do końca nie umiemy.

Kiedyś pacjentka powiedziała Marzenie Słowik: "Ja to nie chcę umierać, bo mi się w życiu nic nie udało." Śmierć jest łatwiej zaakceptować, kiedy nasze życie ma wartość i sens. Ale pogodzić się z nią do końca nie umiemy. Za duży budzi lęk.

Dom Sue Ryder w Górnie przypomina szpital z serialowej Leśnej Góry. Otacza go zapach i szum lasu. Personel jest miły dla pacjentów. Ale to smutne miejsce. Bo do Górna trafiają ludzie przewlekle chorzy, którymi rodzina nie jest już w stanie się opiekować. Przywozi się tu chorych z zaawansowanymi nowotworami, pacjentów pogrążonych w śpiączce.

- I u nas zdarza się, że ludzie wracają do zdrowia - mówi Jarosław Gołębiewski, kierownik Zakładu Opieki Paliatywnej - Dom Sue Ryder w Górnie.

- Była kobieta "z wyrokiem" i po 3 miesiącach wróciła do męża i piątki swoich dzieci. Był chłopak, którego udało się wybudzić ze śpiączki. Walczymy o swoich pacjentów. Ale często jedyne, co możemy zrobić, to ulżyć cierpieniu, zmniejszyć ból. Sprawić, by odeszli z poczuciem, że przed śmiercią ktoś naprawdę się o nich troszczył.

Udajemy, że jej nie ma

Rodziny chorych często proszą doktora Gołębiewskiego, żeby nie mówić choremu o nowotworze. Ale pacjent w końcu pyta: "Panie doktorze, dlaczego ja tu jestem?"

- Trzeba mówić choremu prawdę - podkreśla lekarz.

- Wyjaśnić, na co choruje, co go czeka, jakie cierpienie może go spotkać. Wtedy lepiej je znosi. U pacjenta, który wie o swojej chorobie, próg wytrzymałości na ból się podnosi. A kiedy mówimy o śmierci, on często się z tym godzi. Prosi o psychologa, księdza.

Marzena Słowik, psycholog w Domu Sue Ryder pamięta, jak jedna kobieta po wyjściu rodziny wypaliła: "He, he. Oni myślą, że ja nie wiem. A ja wiem."

- Przychodzi taki moment, kiedy pacjent w końcu werbalizuje swój lęk - mówi psycholog.

- Boi się umierania albo w ogóle tego, czym owo umieranie jest. To lęk przed nieznanym. Moim zadaniem jest zminimalizować ten strach. Bo całkiem wyeliminować się go nie da.

Z jednym pacjentem na przykład wcale nie rozmawiała o śmierci, bo nie chciał o tym mówić. Ale wszystkie jego działania zmierzały do tego, żeby pozamykać różne sprawy. Zwołał synów, z żoną poustalał rzeczy dotyczące przyszłości rodziny.

Nikt nie żyje wiecznie

Nie umiemy rozmawiać o śmierci. To społeczne tabu. Ukrywamy ją przed dziećmi. W Górnie widza, że często to ten umierający musi wytłumaczyć dziecku, że babcia, czy dziadek odchodzi. A jeśli dzieciom nie będziemy mówić o śmierci, kto nas pochowa?

- Przychodzą do mnie rodziny i pytają, dlaczego nie ratujemy chorego. A my nie jesteśmy cudotwórcami - mówi doktor Gołębiewski.

- Nam rzadko krewni pacjenta dziękują za to, że zrobiliśmy wszystko, aby człowiek miał dobrą śmierć. A przecież ona czeka każdego z nas. Nie ma na kuli ziemskiej nikogo, kto by żył wiecznie.

Edward Wilson, amerykański socjobiolog powiedział, że człowiek to jedyne "zwierzę", które wie, że musi umrzeć.

- Mimo że proces umierania zaczyna się z chwilą narodzin, to często żyjemy tak, jakby śmierć w ogóle nie istniała - ripostuje lekarz.

- Robimy różne głupstwa, ważne sprawy zostawiamy na potem. A życie jest ulotne i zwariowane. Codziennie wychodząc z domu nie wiemy, czy do niego wrócimy. Proszę spojrzeć, jak tiry ścinają zakręty, jak piesi po zmroku niewidoczni spacerują poboczem ruchliwej ulicy, zapominamy o profilaktycznych badaniach, nagminnie palimy papierosy.

Psycholog uważa, że do śmierci nie da się przygotować. Bo owszem, intelekt pojmie jej konieczność, ale emocjonalnie nie potrafimy się z nią pogodzić.

- Kiedy jest się młodym, zwyczajnie się o niej nie myśli - mówi Marzena Słowik.

- 40-latek też wypycha ją ze świadomości. Dopiero około sześćdziesiątki powoli zaczynamy ją wspominać. Ale nawet pacjenci onkologiczni, jeśli myślą o śmierci, to nie są do niej przygotowani.
Czy można coś zrobić, by śmierć stała się znośna?

Co przynosi ukojenie

Żyjemy zwyczajnie. Myślimy w kategoriach przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. I nagle od lekarza słyszymy, że to już koniec. Że jeszcze parę tygodni, miesięcy, może lat.

- Co mam robić - zapytał w takiej chwili doktora Gołębiewskiego mężczyzna chory na raka płuc.

- Teraz nie czuje pan bólu, może pan wracać do domu i żyć, jak chce. Jak się coś będzie złego dziać, w razie potrzeby przyjedziemy do pana.

- Ale co mam robić?

- Jak pan wyjdzie ode mnie, niech pan kupi coś w monopolowym. Panu nie wolno pić. Ale niech pan zaprosi najbardziej skłóconego sąsiada do domu. Niech on wypije za pana zdrowie.

- I to wszystko?

- Niech pan jeszcze idzie do notariusza i spisze testament. Różnie potem bywa w rodzinie.

Mężczyzna zmarł 31 grudnia. Po dwóch tygodniach do gabinetu doktora wpadł syn: "Wie pan, jakby nie było testamentu, my byśmy się pozabijali" - powiedział. A potem dodał: I wie pan jeszcze co? Najbardziej skłócony sąsiad niósł trumnę. Cała wieś się dziwiła."

- Nie wiem, czy komuś wtedy pomogłem - mówi doktor Gołębiewski.

- Ale wiem, że ludzie wiele rzeczy chcą przed śmiercią naprawić. Tylko czasem jest już za późno. Bywamy unieruchomieni, przywiązani do łóżka.

Doktor zamyśla się: - Czasem mam wrażenie, że nawet spowiedź nie przynosi niektórym chorym całkowitego uspokojenia. Bo jak się przez całe życie żyło nie tak, to nie będziemy potrafili spokojnie umrzeć.

Pseudokatolicy

Czasem ma się wrażenie, że Polacy to nie katolicy, ale pseudokatolicy. W Domu Sue Ryder personel nie raz zaobserwował, jak przy łóżku chorego zaczynają się targi - komu, co umierający powinien zapisać.

- Muszę nieraz wypraszać krewnych, bo przysparzają choremu dodatkowych cierpień psychicznych i emocjonalnych - przyznaje doktor Gołębiewski. Najbardziej wprawia go w zakłopotanie sytuacja, kiedy przychodzi rodzina i pyta: "Kiedy umrze?" Ostatnio miał nawet żądanie: "2 godziny przed śmiercią proszę go przywieźć do domu".

- O co chodzi - pyta lekarz.

- To ma być wyraz miłości? Że wszyscy sąsiedzi zobaczą, że umarł w domu. Jeśli cały czas wszystko robimy na pokaz, to nasze życie nie będzie dobre. To się na nas zemści. Bo od jakości życia, zależy jakość śmierci.

Doktorowi Gołębiewskiemu marzy się takie prawo, by ludzie mogli umierać w domu. By człowiek, który zostawi pracę i zaopiekuje się chorą matką czy ojcem, dostał od państwa jakieś solidne, finansowe wsparcie.

- A tak, wiele rodzin nie jest w stanie zapewnić całodobowej opieki choremu i musi go oddać do naszego zakładu - mówi lekarz.

Co zrobić, żeby taki pacjent nie poczuł się odrzucony przez rodzinę? Najlepsza recepta to częste odwiedziny, rozmowy, trzymanie za rękę, pomoc w karmieniu, zmianie pościeli. Dotyk pełen miłości.

A kiedy człowiek odejdzie...

- Ludzie odchodzą cicho - mówi Maria Wojciechowska, oddziałowa w Domu Sue Ryder.

- Bez krzyku, strasznych scen. Jedni umierają we śnie, inni w naszej obecności. My nie potrafimy przyzwyczaić się do śmierci. Ale oswoiliśmy się z nią na tyle, że potrafimy pracować, nie boimy się o niej rozmawiać.

Tak spokojnie odszedł Józek.

- Mój sąsiad z pokoju - kiwa głową 75-letni Władysław. - Ja mam raka. Przełyku i odbytnicy. Nie bardzo mogę jeść. Tylko płynne rzeczy. A śmierć? - wzrusza ramionami.

- Przecież każdy musi umrzeć. I papież, i król, i królowa.

- Przyszła kiedyś kobieta, której umarł mąż, była tak uśmiechnięta, że mnie zdumiała - wspomina Marzena Słowik.

- Bo, tłumaczyła, żyła z nim 52 lata zgodnie i z miłością. Miała czas, by pożegnać się przed śmiercią, a potem spotka się z nim po tamtej stronie. Tak po prostu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24