MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Byłam w Nepalu. Sama

Norbert Ziętal
Przez Himalaje wędrowała 28 dni. - Jeszcze tu wrócę - zapewnia Beata Trojnar.
Przez Himalaje wędrowała 28 dni. - Jeszcze tu wrócę - zapewnia Beata Trojnar. ARCHIWUM BEATY TROJNAR
Beata Trojnar (26 l.) z podprzemyskich Bolestraszyc: - Zwykłe zwiedzanie i robienie zdjęć to za mało. Chce odkrywać świat i poznawać ludzi.
Wyprawa w HimalajeBeata Trojnar (26 l.) z podprzemyskich Bolestraszyc podczas wyprawy w Himalaje.

Wyprawa w Himalaje

W Himalajach myślała, że skończy swoje życie.

- Gdy przekraczałam lodowiec, jeszcze nigdy tyle się nie modliłam. Teraz wiem, że do takiej wyprawy trzeba się przygotować - mówi. I już wkrótce wyrusza do Australii.

Nigdy nie była na tak dalekiej wyprawie. Dlatego łatwo sobie wyobrazić reakcję rodziny, gdy oświadczyła: Jadę do Nepalu. Sama.

- Wybrałam się z nadzieją, że poznam ciekawych ludzi, bądź dołączę do jakiejś małej grupy. Albo zwyczajnie będę wędrować sama, od czasu do czasu dołączając do kogoś - opowiada Beata Trojnar (26 l.).

Od kilku lat interesuje się górami. Zafascynował ją kolega.

- Znajomość z tym kolegą się skończyła, a zainteresowanie górami nie.

Mycie w strumieniach i spanie na podłodze

Na początku były to krótkie wyprawy z przyjaciółmi w polskie góry. Bieszczady, Tatry, Beskidy.

- W czasach studenckich to był nasz sposób na rozprostowanie kości. Zawsze było fajnie. Choćby na tygodniowej wyprawie z koleżanką po Beskidzie Niskim. Ogniska, mycie w strumieniach i spanie na podłogach chatek studenckich.

Po studiach dołączyła do wielkiej, polskiej emigracji. Trafiła do irlandzkiego Belfastu, na Wyspach Brytyjskich. Pracuje jako technical assistance center w Cisco Systems. Czyli jest call center na infolinii.

- Nie wiążę przyszłości z tą pracą, ale póki co jest dla mnie wygodna. Współpracownicy sympatyczni, a na klientów też nie mogę narzekać. Mogę brać dłuższe urlopy i sama je sobie sponsorować - opowiada.

Kupiłam bilet i nie było odwrotu

Nepal zainteresował ją ze względu na Himalaje. Jeszcze podczas studiów w Krakowie chodziła na pokazy fotograficzne organizowane przez Akademię Ekonomiczną. Niesamowite widoki kusiły do wyjazdu. Na ziemię sprowadzały koszty i odległość.

Do wyjazdu zainspirował ją kolega z pracy, Włoch, który co roku jeździł do Nepalu jako wolontariusz.

- Słuchając jego opowieści doszłam do wniosku, że taka wyprawa jest realna. Trzeba tylko bardzo chcieć.

Dłuższy czas czekała na towarzyszkę lub towarzysza podróży.

- W końcu znudziło mi się to czekanie. Pewnego dnia kupiłam bilet do Kathmandu i potem już nie było odwrotu.

Co ja tutaj robię

Do Katmandu dotarła samolotem. I wtedy, tuż po opuszczeniu lotniska, przyszedł pierwszy kryzys.

- Z lotniska taksówką jechałam do centrum. Chaos na ulicach, biednie wyglądające domy, dziurawe ulice i coś tam krzyczący tłum ludzi. Zdałam sobie sprawę, że jestem sama w dalekim i obcym kraju. Właściwie, co ja tutaj robię?

Wtedy zweryfikowała swoje plany. Wybierając się zakładała, że jeśli na miejscu nie pozna jakichś ciekawych ludzi, z którymi można ruszyć na wyprawę, to pójdzie w góry samotnie. Po przylocie do Nepalu tą drugą możliwość odrzuciła.

Zwariowany przewodnik za friko

Potem było już tylko lepiej. W kafejce internetowej poznała Australijczyka.

- To nieco zwariowany facet. Już pięciokrotnie był w Nepalu, więc sporo o nim wiedział. Po zjedzeniu porcji mo-mo, przepysznych pierożków i wypiciu paru szklanek herbaty zdecydowaliśmy, że razem uderzymy na Mount Everest Trek. Nim się zorientowałam, byłam już w autobusie do Jiri. Stąd zaczęliśmy naszą miesięczną przygodę.

Mount Everest to najwyższy szczyt świata. Liczy 8848 m n.p.m. Jego zdobycie to marzenie wielu himalaistów.

- W planach miałam Annapurna Trek, nieco łagodniejszą wędrówkę, ale skoro trafił się przewodnik gratis, to czemu nie skorzystać.

Nigdy się tak dużo nie modliłam

Z Jiri do Shivalaya, potem przez Bhandar, Sete, Jumbesi, Nuntala, Bupsa, Chablung, Namche, Bazaar, Khumjung, Dole, Machhermo, Gokyo, Thanga do przełęczy Chola.

Niestety, brakowało jej kondycji. Organizm odmawiał posłuszeństwa. Przyplątało się zapalenie oskrzeli. Potem naciągnięcie mięśnia tuż po żebrem. Ból okropny.

- W przełęczy Chola myślałam, że skończę swoje życie. Luźne kamienie. W wyższej partii pokryte śniegiem. Potem przekraczanie lodowca. Chyba jeszcze nigdy się tyle nie modliłam, co w tym miejscu.

Następnie Lobuche i Chhukung (5546 m n.p.m. - najwyższy szczyt w dotychczasowej karierze przemyskiej podróżniczki). Później powrót. Ogólnie trasa zajęła im 28 dni.

Mount Everestu Beata nie zdobyła.

- Na razie mięczak ze mnie. Następnym razem lepiej się do wyjazdu przygotuję. Bieganie, rower...
W Nepalu jadła rękami

Na trasie spotykała mnóstwo ludzi. Niemców, Francuzów, Chińczyków, Nowozelandczyków, Australijczyków. Sporadycznie Polaków.

- Niektórzy mieli ciekawe historie. Np. młode małżeństwo Nowozelanczyk i Szwedka. Zaraz po ślubie spakowali się i zaczęli swoją podróż. Od Europy, przez Rosję i dalej na wschód. Był też programista z Francji, od półtora roku w podróży. Pewnego dnia zamknął swoją firmę i oznajmił współpracownikom, że wyjeżdża w podróż i wróci za trzy miesiące lub trzy lata. Albo Szkotka, która w Nepalu była już dziewiąty raz.

Najmilej wspomina spotkaną po drodze grupę jedenastu Nepalczyków. Pochodzili głównie z Kathmandu. Beata była jedynym obcokrajowcem wśród nich. Przyjęli ją niezwykle gościnnie.

- Wieczorem nie było prądu, więc kolację zjedliśmy przy świecach. Rękami, co wcale nie jest takie łatwe. Potem były i śpiewy do rytmu bębna. Każdy musiał coś zaśpiewać. Mam nadzieję, że nagranie z mojego popisu nigdy nie ujrzy światła dziennego.

Herbata na tysiąc sposobów

Co jada się w Nepalu? Turyści mogą znaleźć potrawy włoskie, niemieckie wypieki, hamburgery lub frytki. Podróżnicy próbują lokalnych specjałów. Mo-mo, czyli pierożki z mięsem lub warzywami. Paneer parathja, puri i chana, czyli dmuchany chlebek, groszek i fasolka w sosie. Na deser np. gulab jamun, czyli serowe kuleczki w syropie karmelowym. No i hektolitry herbaty.

- Moja ulubiona to masala chia, czyli herbata z cynamonem, pieprzem, kardamonem, goździkami. Często z dodatkiem mleka z bawołu albo jaka i dużą ilością cukru. Smaczna jest też herbata z pieprzem. Jedyne, czego nie byłam w stanie przełknąć, to herbata z solą i masłem z jaka. Tybetański wynalazek.

Po miesięcznym pobycie w Nepalu stwierdziła, że tutejsi mieszkańcy są niezwykle gościnni. Choć niektórzy wybitnie biznesowo nastawieni na turystów. Ale trudno się dziwić, bo przecież z tego się utrzymują. Można sobie wyrobić zdanie również o obcokrajowcach.

- Generalnie ludzi przybywających do Nepalu podzieliłabym na turystów i podróżników. Podróżnik stara się odkrywać miejsce, integrować z tubylcami, poznawać kulturę a w miarę możliwości język. Turysta powierzchownie próbuje przelecieć przez dane miejsce i napstrykać jak najwięcej zdjęć.

Postanowiła, że kiedyś wróci do Nepalu. A najbliższa wyprawa, już w maju, do Australii. W dalszych południowa Ameryka Południowa.
Bo odkryła w sobie podróżnika.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24