Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żona popełniła samobójstwo, prokuratura oskarżyła męża

Małgorzata Froń
Leszek nie przyznaje się do winy. -  Codziennie o niej myślę, czasu nie cofnę, ale nie czuje się winny, robiłem wszystko, żeby była szczęśliwa - mówi.
Leszek nie przyznaje się do winy. - Codziennie o niej myślę, czasu nie cofnę, ale nie czuje się winny, robiłem wszystko, żeby była szczęśliwa - mówi. Krzysztof Łokaj
Czy mąż przyczynił się do samobójczej śmierci Moniki? Prokuratura twierdzi, że tak. Leszkowi grozi 12 lat więzienia. Precedensowy proces rozpocznie się pod koniec marca.

To była normalna, kochająca się rodzina - twierdzą znajomi Moniki i Leszka. Mieli pięknie urządzony dom w Czarnej koło Łańcuta, firmę, jeździli na wczasy, zagraniczne podróże.

- Ja pracowałem, Monika zajmowała się domem i synem - wspomina Leszek. - Później wróciła do szkoły, uczyła się w Centrum Kształcenia Ustawicznego w Rzeszowie, zrobiła prawo jazdy, kupiłem jej samochód, żeby była niezależna . Wychowywaliśmy razem syna. Relacje Moniki z moją rodziną i znajomymi były bardzo dobre.

- On bardzo o nią dbał, zwracał się do niej "skarbie", "kochanie". Monika była bardzo dobrze ubrana, jeździła dobrym autem, na wszystko było ją stać - mówi koleżanka Moniki ze szkoły.
Tylko matka Moniki miała mieć jakieś pretensje. Jak twierdzi rodzina i przyjaciele Leszka, buntowała ją przeciwko mężowi. Chodziło o to, że cały majątek był jego.

- Monika mówiła mi, że jej matka Leszka nie lubi i chce, żeby ona od niego odeszła - przyznaje jedna ze znajomych, świadek w sprawie sądowej.
- Kiedyś coś bąknęła, że ma problemy, że matka naciska na rozwód, ale nie chciała o tym mówić - potwierdza koleżanka Moniki. - Żałuję, że nie pytałam o szczegóły.

Odeszła nagle

Wspólne życie prowadzili do 21 marca 2012 roku. W tym dniu żona Leszka wyprowadziła się z domu. On twierdzi, że stało się to po namowie jej matki. Wiele razy miała ona namawiać córkę, żeby opuściła męża i zabrała dziecko. Podobno mówiła, że rozwód się załatwi i majątek podzieli.
Leszek próbował skontaktować się z żoną. Nie odbierała telefonów.

Po miesiącu, w kwietniu 2012 roku, pojechał razem ze swoją mamą i kuzynką do Świlczy, do domu rodzinnego Moniki. Chciał z nią porozmawiać, zobaczyć syna. Jak wynika z policyjnych raportów, na podwórku domu w Świlczy matka Leszka została pobita przez ojca Moniki, a samochód, którym przyjechali, został uszkodzony i odwieziony na lawecie. Działo się to na oczach Moniki.

- Takie zachowanie miało zapewne fatalny wpływ na stan psychiczny mojej żony - ocenia Leszek. - Monika zaczęła leczyć się psychiatrycznie. Pierwsza wizyta u psychiatry, oczywiście w towarzystwie matki, miała miejsce w maju 2012 roku.

Lekarz psychiatra stwierdza stan paranoidalny i zaleca hospitalizację na oddziale psychiatrycznym, ale Monika i jej matka nie zgadzają się na to, argumentując, że mąż Moniki wykorzysta ten fakt przeciwko niej przed sądem i przejmie władzę rodzicielską nad ich synem. Kolejna wizyta u psychiatry ma miejsce w następnym miesiącu. Lekarz jest inny, ale diagnoza ta sama - zalecenie pobytu w szpitalu. Monika i jej matka nie wyrażają zgody.

- Złożyłem wniosek o separację, bo miałem nadzieję, że to uratuje nasz związek, ale tamta strona nadal naciskała na rozwód - mówi Leszek. - Po rozmowach pod koniec czerwca 2012 roku podpisaliśmy ugodę. Wcześniej adwokat żony powiedział do mnie, że jak nie podpiszę ugody, to mnie załatwi w prokuraturze, a że na Kochanowskiego w centrum przemocy już mi robią kartotekę. Byłem tymi słowami przerażony.

Miał być rozwód bez orzekania o winie, dziecko miało zostać z Moniką, a on miał płacić alimenty. Sąd wyznaczył termin sprawy rozwodowej na 6 lipca. Dzień wcześniej Monika miała się spotkać ze swoim adwokatem. Do Rzeszowa przyjechała, ale na spotkanie nie przyszła.

Wyskoczyła z wieżowca.

Leszek dowiedział się o tym tego dnia wieczorem. Był w szpitalu, potem pojechał do Świlczy, do rodziców żony po syna, którego w tej chwili wychowuje i jest jego jedynym opiekunem prawnym.

- Syn bardzo przeżył śmierć Moniki, zamknął się w sobie, mało mówił, schudł - opowiada ojciec Leszka. - Zresztą cała nasza rodzica przeżyła to strasznie. Myśmy ją bardzo lubili, traktowaliśmy jak swoją, była u nas prawie codziennie, bo mieszkali obok nas. Nie możemy zrozumieć, dlaczego matka Moniki oskarża Leszka.

A Leszek do dzisiaj zastanawia się nad tym, jak można było zostawić kobietę pod wpływem leków bez opieki. - Do Rzeszowa na spotkanie z adwokatem przywiózł ją dziadek, zostawił ją samą. Może, gdyby ją pilnowali, nie doszłoby do tej tragedii - mówi ze smutkiem.

Wszystko powiemy w sądzie

To właśnie matka Moniki po jej samobójczej śmierci złożyła wniosek o wszczęcie postępowania. Dzisiaj nie chce mówić o tamtych wydarzeniach.

- Trudno nam się z tym pogodzić, mamy też problemy z byłym zięciem. Wszystko powiemy w sądzie, przedstawimy dowody i świadków - zapowiada. - Nadal jesteśmy w szoku, mimo że już tyle czasu minęło. Nie możemy też widywać wnuka tak często jak byśmy chcieli, bo Leszek to utrudnia.
Ustalenia prokuratury nie są korzystne dla Leszka. - Mężczyzna wyśmiewał żonę, szydził z niej, szarpał ją, wykręcał jej ręce. Kiedy kobieta się wyprowadziła, groził, że zabije jej rodziców. Straszył, że przekupi sędziów i pozbawi ją opieki nad synkiem - mówi Łukasz Harpula, zastępca prokuratora rejonowego dla miasta Rzeszowa.

W policyjnych dokumentach nie ma jednak zgłoszenia na temat tego typu zajść w domu Leszka i Moniki, nie ma też tzw. Niebieskiej karty, która zakładana jest w przypadku uzasadnionych podejrzeń o przemoc w rodzinie.

- Tam nigdy awantur nie było - zapewnia sąsiad Leszka. - Przecież bym coś zauważył. Mieszkam blisko, znam tę rodzinę od lat.
W Świlczy, gdzie mieszka rodzina Moniki, zdania są podzielone. - Ludzie mówią, że on się wywyższał, poniżał ją, podobno bił, choć nikt nie widział, żeby była pobita, czy posiniaczona - mówi sąsiad rodziców Moniki. - On na pewno bogaty jest, bo ona chodziła ubrana jak laleczka, jeździła dobrym autem, prezenty rodzicom przywoziła. We wsi mówią, że tu chyba chodzi o pieniądze.

Takiej sprawy nie pamiętam

Śledztwo trwało ponad dwa lata. Sprawa była skomplikowana, bo - jak przyznaje prokuratura - trudno udowodnić, że ktoś popełnił samobójstwo, ponieważ stosowano wobec niego przemoc fizyczną czy psychiczną. Ważna była opinia biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie. Grupa psychiatrów i psychologów, która rozmawiała m.in. z mężem Moniki, potwierdziła przypuszczenia śledczych.

Ale opina sporządzona przez lekarzy i biegłych sądowych z Rzeszowa nie jest już tak jednoznaczna. Czytamy w niej, że w oparciu o analizy akt sprawy sugeruje się, że na popełnienie samobójstwa przez Monikę złożył się szereg czynników natury osobowościowej, rodzinnej, nasilające się w czasie objawy depresyjne, objawy wskazujące na obecnośc zespołu paranoidalnego, stres związany z rozprawami sądowymi, z rozwodem i opieką nad dzieckiem.

- To nie będzie łatwa sprawa dla sądu - ocenia jeden z rzeszowskich adwokatów. -Ja w swojej zawodowej karierze nie przypominam sobie takiej sprawy. To swego rodzaju precedens.
Proces Leszka P. ruszy pod koniec marca. Grozi mu do 12 lat więzienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24