Józef Musiałek przyznaje, że zatrzymał samochód pod zakazem. Nie przyznaje się, że nie chciał zapłacić mandatu, bo wręcz się go domagał.
A gdyby nawet nie chciał, to nie powód, by mundurowi wykręcali ręce jego żonie i siostrze i dali po buzi jego córce. O czym zawiadomił rzeszowską prokuraturę.
Nerwowo było już wtedy, kiedy z Dębicy spieszyli się do Jasionki, skąd jego siostra Teresa miała wylatywać do brytyjskiego Bostonu. Podrzucił siostrę na lotnisko, zrobił autem pętelkę i ruszył w drogę powrotną.
Daleko nie zajechał, bo rozdzwonił się jego telefon komórkowy: siostra została na lotnisku, samolot odleciał rano, a nie wieczorem, jak miała w bilecie, więc i ona zamiast do Bostonu, musi wracać do Dębicy. Józef zrobił na drodze drugą pętelkę i wrócił do Jasionki. Zatrzymał się przed terminalem odlotów, siostra już czekała.
Wysiadł, nie wyłączając silnika, zapakował bagaż Teresy do samochodu, Teresę też, i ruszył przed siebie. Daleko nie zajechał, po 40 metrach zatrzymała go policjantka. I słusznie, bo zatrzymał wóz w miejscu niedozwolonym. I wtedy zaczął się koszmar.
Muszę pana ukarać
- Już zatrzymując się, wiedziałem, że dostanę mandat i bronić się nie było sensu - opowiada Józef. - Choć początkowo tłumaczyłem, że zatrzymałem się tylko na chwilę i nie było zagrożenia dla ruchu.
Józef na co dzień instaluje systemy monitorujące i wiedział, że teren przed terminalem jest pod kamerami. Udowodnienie mu wykroczenia, to nie byłby żaden problem.
- A pani policjantka zaczęła mi tłumaczyć, że musi mnie ukarać i długo tłumaczyła, zamiast wypisać mandat. Zresztą i tak nie miała na czym.
Sam zacząłem się tego mandatu domagać, bo mi się spieszyło. Chyba ją tym zdenerwowałem, wbiegła do budynku, żeby mnie sprawdzić w systemie.
Policjantka wróciła z oświadczeniem, że Józef nie chce zapłacić mandatu, od jego pasażerów zażądała dokumentów, bo musi mieć świadków do sądu grodzkiego. Teresa zaprotestowała.
- Tłumaczyłam jej, że brat wręcz domaga się mandatu, słyszałam przecież - opowiada. - A poza tym wylatuję do Anglii i nie będę mogła stawić się w sądzie.
Policjantka poprosiła o dokumenty żonę Józefa, Beatę. Ta - z tylnego siedzenia auta - oświadczyła, że ich nie ma przy sobie. Funkcjonariuszka uprzedziła, że skoro nie chcą się wylegitymować, to wszyscy zostaną przewiezieni do komendy w Rzeszowie.
Rozwiązanie siłowe
Wróciła do budynku i po chwili z wnętrza wypadło kilku albo kilkunastu pracowników Służby Ochrony Lotniska w oliwkowych swetrach.
- Nie przedstawiali się, nie mówili, z jakiego powodu interweniują. Najpierw wykręcili ręce siostrze i wepchnęli ją do radiowozu - Józefem do dziś targają emocje. - Potem zaczęli wyciągać z auta moją żonę. Dla mnie zupełnie stracili zainteresowanie, choć to ponoć ja nie chciałem płacić mandatu.
- W życiu czegoś takiego nie przeżyłam, na filmach tylko widziałam - dorzuca Teresa. - Kolanem upchnęli mnie w radiowozie.
Beacie chyba najbardziej się dostało.
- Wyciągali mnie z tylnego siedzenia, od jednego z nich nasza córka Agnieszka, która siedziała obok mnie, dostała w twarz - opowiada. - Nie wiem, czy celowo, czy przez szamotaninę. Zaczęła głośno płakać. Wyrwali mnie z samochodu, zaciągnęli do radiowozu, ten w oliwkowym swetrze próbował mnie wepchnąć do środka, policjanta trzymała mnie za włosy i za szyję, on pchał, a ona przytrzymywała. Byłam tak zaskoczona, że nawet nie stawiałam oporu. Od jednego z tych mężczyzn poczułam alkohol, zaczęłam krzyczeć, że jest pijany, chyba wszyscy wokół to słyszeli.
Józef był kompletnie zaskoczony, podbiegł do szarpanej przez mundurowych żony, może i chciał interweniować, ale wtedy od jednego z mężczyzn usłyszał ostrzegawcze: "łapy przy sobie".
Obie pasażerki zapakowano do radiowozu i powieziono do Komendy Miejskiej Policji w Rzeszowie. Za nimi jechał Józef swoim BMW. Nie miał wyboru, jechał za żoną siostrą i za swoimi dokumentami, które zabrała mu policjantka. Po drodze próbował uspokoić siedzącą obok szesnastoletnią córkę, która nie przestawała płakać.
Zeznaję, że...
W komendzie panie trafiły do zakratowanego pomieszczenia, Józef poszedł składać zeznania, że poturbowano mu pasażerów i domagać się przebadania ochroniarzy SOL na obecność alkoholu w organizmie.
- Nie wiem, dlaczego wszyscy tam na nas zaczęli krzyczeć - opowiada Teresa. - Chciałam dyżurnemu powiedzieć, co się stało, nie chciał mnie słuchać, krzyknął "za kratki z nimi". Mam kłopoty ze zdrowiem, chyba stresu zaczął mnie boleć żołądek, prosiłam o jakąś pomoc, nie dostałam.
Podała policjantowi paszport, adres w Polsce i w Anglii, nawet oba numery telefonu. Beacie mogli tylko uwierzyć na słowo, bo rzeczywiście nie miała przy sobie dokumentów.
Żadne z nich nie usłyszało, czy i za co są zatrzymani, na jakiej podstawie, w jakim celu. Teresa usłyszała tylko od policjantki, wciąż tej z Jasionki, że zapłaci 100 zł mandatu za to, że nie okazała dokumentów na wezwanie. Obie uparły się, że chcą składać zeznania, co policjantkę mocno zdziwiło.
- Jak było po wszystkim, ta pani rzuciła do nas, że teraz możemy sobie jechać na pogotowie - opowiada Beata. - To była aluzja do prośby Teresy o pomoc.
Proszę do radiowozu
Nie mogły, bo gdzieś w głębi komisariatu spowiadał się jeszcze Józef.
- Opisałem przebieg zdarzenia, w protokole zauważyłem, że spisująca mnie policjanta pomyliła numery rejestracyjne mojego samochodu - mówi Józef. - Teraz posterunek w Jasionce prosi policjantów dębickich, żeby mnie jeszcze raz przesłuchali, żeby ten błąd skorygować.
Komendę przy Jagiellońskiej opuścili już w sobotę przed godz. 3. w nocy. Z oporami, bo ledwie wyszli z budynku, przed Józefem pojawił się policjant z drogówki.
- Poinformował mnie, że zatrzymałem się na zakazie, zaprosił do radiowozu, a przecież staliśmy przed komendą - opowiada Józef. - Tłumaczyłem, że nie z własnej woli tu jestem, ale wiedziony doświadczeniem zapłacę każdy mandat. Zrozumiał, skończyło się na pouczeniu.
Jesteśmy... nikim
W poniedziałek pojawili się tu znów po kopie podpisanych przez siebie zeznań. Powiedziano im, że ich zeznania przesłano rano do komendy wojewódzkiej. Tu o takich dokumentach nikt nie wiedział.
Po kilku dniach okazało się, że ich zeznania rzeczywiście wysłano, ale nie do wojewódzkiej, a do posterunku w Jasionce i nie rano, a trzy dni potem. Pojechali do Jasionki złożyć wniosek o wgląd w treść dokumentów zatrzymania, ale także w zapis z monitoringu kamer przed terminalem.
- W godzinach pracy posterunku nikt nie chciał przyjąć mojego wniosku, bo okazało się, że pieczątki są już pozamykane - mówi Józef.
Przy okazji sfilmował, jak pod terminal podjeżdżają kolejne auta, zatrzymują się na zakazie, ludzie wysiadają, wypakowują bagaże. I nikt ich nie niepokoi.
Józef przekonany jest, że policja najchętniej ukręciłaby sprawie łeb. Bo się poskarżyli, że któryś z funkcjonariuszy SOL był nietrzeźwy, bo zatrzymano ich przy użyciu siły, bo policji trudno byłoby wytłumaczyć o co całe to zamieszanie. Na razie organy ścigania prowadzą postępowanie wyjaśniające, ale nie bardzo wiadomo w jakiej sprawie.
- Chyba o to, że nie okazałyśmy z Teresą dokumentów - podpowiada Beata.
I nie bardzo wiadomo, jaki jest w tej sprawie status trójki dębiczan. Na ich wniosek o wgląd w dokumentację i zapisy z kamer na lotnisku policja odpowiedziała, że nie są stroną i takie prawo im nie przysługuje.
Nie są podejrzanymi, oskarżonymi, świadkami, w ogóle nie wiadomo, kim są. Nie widzą więc, co rzeczywiście kamery zarejestrowały, ale wiedzą, co zarejestrował telefon komórkowy Józefa.
Co powie zapis w telefonie
Bo ten - kiedy rozwój sytuacji na lotnisku zaczął być niepokojący - włączył zapis audio w aparacie. I ma nagrane, kto i co mówił, odgłosy szamotaniny, krzyki.
Uzbrojony w zapis dźwiękowy, napisał do Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie skargę na przekroczenie uprawnień przez funkcjonariuszy. I drugą skargę do Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie.
Komenda wojewódzka odpisała, że postępowanie policjantów było zgodne z prawem i uzasadnione, bo nie chciał przyjąć mandatu. Pewnie by się z tego nie wybronił, gdyby na swoim nagraniu nie słyszał siebie samego, jak - zniecierpliwiony - sam domaga się wypisania kary.
- Poprosiliśmy o protokół zatrzymania - dowodzi Beata. - Okazało się, że go nie ma, bo policja tego incydentu nie uznała za zatrzymanie. A przecież siłą nas obie wepchnięto do radiowozu.
Niech się pani przyzna
KWP jest innego zdania: krótkotrwałe pozbawienie swobody osoby w celu dokonania czynności wyjaśniających nie jest zatrzymaniem - tłumaczy komenda wojewódzka. I dodaje, że te czynności mogą wiązać się z oczekiwaniem.
A wiceprezes zarządu rzeszowskiego portu lotniczego informuje dębiczan, że na ich żądanie wszyscy pracownicy SOL na zmianie tamtego dnia zostali przebadani na obecność alkoholu. I wszyscy byli trzeźwiutcy.
- To, co wyczułam tamtego dnia, to na pewno nie były perfumy - upiera się Beata.
Wiceprezes zaprzecza jeszcze, by jego podwładni mogli uderzyć Agnieszkę w twarz, bo przecież ona była wewnątrz samochodu, a oni - na zewnątrz.
Z machiną instytucji nie mam szans - pomyślał Józef i poszedł poskarżyć się do prokuratury. O wszechmocy instytucji przekonała się Teresa. Ledwo wróciła z Anglii, na posterunku w Jasionce już o tym wiedziano.
W końcu przez miejscowe lotnisko wracała. Posterunek w Żyrakowie, gdzie mieszka, natychmiast dostał zlecenie od tego w Jasionce, żeby ją przesłuchać.
- Niech się pani przyzna, z policją pani nie wygra - miał jej poradzić żyrakowski policjant.
- Tylko nie wiem, do czego mam się przyznać - denerwuje się Teresa.
Cała trójka uznała, że potraktowano ich jak lotniskowych terrorystów i tego nie odpuszczą.
- Nie chcą mi pokazać protokołów, nie chcą pokazać zapisów z kamer? - denerwuje się Józef. - Awantura się zrobiła, bo podobno nie chciałem zapłacić mandatu? To ja mam zapis na komórce, że wręcz się tego mandatu domagałem. I mam swoje prawa.
Czeka na kroki prokuratury. Mówi, że zignorować się nie pozwoli.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Kaźmierska wróci za kraty? Mecenas Kaszewiak mówi, dlaczego tak się nie stanie
- Czyżewska była polską Marilyn Monroe. Dopiero teraz dostała kwiaty na grób
- Co się dzieje z Sylwią Bombą? Drobny szczegół totalnie ją odmienił [ZDJĘCIA]
- Olbrychski nie przypomina dawnego amanta "Jest jak Kopciuszek po dwunastej w nocy"