Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Akcja na lotnisku w Jasionce. Potraktowano nas jak terrorystów!

Andrzej Plęs
Józef i Beata mówią, że tej sprawy nie odpuszczą: - Mamy swoje prawa. Zignorować się nie pozwolimy!
Józef i Beata mówią, że tej sprawy nie odpuszczą: - Mamy swoje prawa. Zignorować się nie pozwolimy! Andrzej Plęs
Awantura, szamotanina, zatrzymanie. Potem przesłuchania, wyjaśnienie i w końcu prokurator. A poszło o złe parkowanie. Na lotnisku w Jasionce.

Józef Musiałek przyznaje, że zatrzymał samochód pod zakazem. Nie przyznaje się, że nie chciał zapłacić mandatu, bo wręcz się go domagał.

A gdyby nawet nie chciał, to nie powód, by mundurowi wykręcali ręce jego żonie i siostrze i dali po buzi jego córce. O czym zawiadomił rzeszowską prokuraturę.

Nerwowo było już wtedy, kiedy z Dębicy spieszyli się do Jasionki, skąd jego siostra Teresa miała wylatywać do brytyjskiego Bostonu. Podrzucił siostrę na lotnisko, zrobił autem pętelkę i ruszył w drogę powrotną.

Daleko nie zajechał, bo rozdzwonił się jego telefon komórkowy: siostra została na lotnisku, samolot odleciał rano, a nie wieczorem, jak miała w bilecie, więc i ona zamiast do Bostonu, musi wracać do Dębicy. Józef zrobił na drodze drugą pętelkę i wrócił do Jasionki. Zatrzymał się przed terminalem odlotów, siostra już czekała.

Wysiadł, nie wyłączając silnika, zapakował bagaż Teresy do samochodu, Teresę też, i ruszył przed siebie. Daleko nie zajechał, po 40 metrach zatrzymała go policjantka. I słusznie, bo zatrzymał wóz w miejscu niedozwolonym. I wtedy zaczął się koszmar.

Muszę pana ukarać

- Już zatrzymując się, wiedziałem, że dostanę mandat i bronić się nie było sensu - opowiada Józef. - Choć początkowo tłumaczyłem, że zatrzymałem się tylko na chwilę i nie było zagrożenia dla ruchu.

Józef na co dzień instaluje systemy monitorujące i wiedział, że teren przed terminalem jest pod kamerami. Udowodnienie mu wykroczenia, to nie byłby żaden problem.

- A pani policjantka zaczęła mi tłumaczyć, że musi mnie ukarać i długo tłumaczyła, zamiast wypisać mandat. Zresztą i tak nie miała na czym.

Sam zacząłem się tego mandatu domagać, bo mi się spieszyło. Chyba ją tym zdenerwowałem, wbiegła do budynku, żeby mnie sprawdzić w systemie.

Policjantka wróciła z oświadczeniem, że Józef nie chce zapłacić mandatu, od jego pasażerów zażądała dokumentów, bo musi mieć świadków do sądu grodzkiego. Teresa zaprotestowała.

- Tłumaczyłam jej, że brat wręcz domaga się mandatu, słyszałam przecież - opowiada. - A poza tym wylatuję do Anglii i nie będę mogła stawić się w sądzie.

Policjantka poprosiła o dokumenty żonę Józefa, Beatę. Ta - z tylnego siedzenia auta - oświadczyła, że ich nie ma przy sobie. Funkcjonariuszka uprzedziła, że skoro nie chcą się wylegitymować, to wszyscy zostaną przewiezieni do komendy w Rzeszowie.

Rozwiązanie siłowe

Wróciła do budynku i po chwili z wnętrza wypadło kilku albo kilkunastu pracowników Służby Ochrony Lotniska w oliwkowych swetrach.

- Nie przedstawiali się, nie mówili, z jakiego powodu interweniują. Najpierw wykręcili ręce siostrze i wepchnęli ją do radiowozu - Józefem do dziś targają emocje. - Potem zaczęli wyciągać z auta moją żonę. Dla mnie zupełnie stracili zainteresowanie, choć to ponoć ja nie chciałem płacić mandatu.

- W życiu czegoś takiego nie przeżyłam, na filmach tylko widziałam - dorzuca Teresa. - Kolanem upchnęli mnie w radiowozie.

Beacie chyba najbardziej się dostało.

- Wyciągali mnie z tylnego siedzenia, od jednego z nich nasza córka Agnieszka, która siedziała obok mnie, dostała w twarz - opowiada. - Nie wiem, czy celowo, czy przez szamotaninę. Zaczęła głośno płakać. Wyrwali mnie z samochodu, zaciągnęli do radiowozu, ten w oliwkowym swetrze próbował mnie wepchnąć do środka, policjanta trzymała mnie za włosy i za szyję, on pchał, a ona przytrzymywała. Byłam tak zaskoczona, że nawet nie stawiałam oporu. Od jednego z tych mężczyzn poczułam alkohol, zaczęłam krzyczeć, że jest pijany, chyba wszyscy wokół to słyszeli.

Józef był kompletnie zaskoczony, podbiegł do szarpanej przez mundurowych żony, może i chciał interweniować, ale wtedy od jednego z mężczyzn usłyszał ostrzegawcze: "łapy przy sobie".

Obie pasażerki zapakowano do radiowozu i powieziono do Komendy Miejskiej Policji w Rzeszowie. Za nimi jechał Józef swoim BMW. Nie miał wyboru, jechał za żoną siostrą i za swoimi dokumentami, które zabrała mu policjantka. Po drodze próbował uspokoić siedzącą obok szesnastoletnią córkę, która nie przestawała płakać.

Zeznaję, że...

W komendzie panie trafiły do zakratowanego pomieszczenia, Józef poszedł składać zeznania, że poturbowano mu pasażerów i domagać się przebadania ochroniarzy SOL na obecność alkoholu w organizmie.

- Nie wiem, dlaczego wszyscy tam na nas zaczęli krzyczeć - opowiada Teresa. - Chciałam dyżurnemu powiedzieć, co się stało, nie chciał mnie słuchać, krzyknął "za kratki z nimi". Mam kłopoty ze zdrowiem, chyba stresu zaczął mnie boleć żołądek, prosiłam o jakąś pomoc, nie dostałam.

Podała policjantowi paszport, adres w Polsce i w Anglii, nawet oba numery telefonu. Beacie mogli tylko uwierzyć na słowo, bo rzeczywiście nie miała przy sobie dokumentów.

Żadne z nich nie usłyszało, czy i za co są zatrzymani, na jakiej podstawie, w jakim celu. Teresa usłyszała tylko od policjantki, wciąż tej z Jasionki, że zapłaci 100 zł mandatu za to, że nie okazała dokumentów na wezwanie. Obie uparły się, że chcą składać zeznania, co policjantkę mocno zdziwiło.

- Jak było po wszystkim, ta pani rzuciła do nas, że teraz możemy sobie jechać na pogotowie - opowiada Beata. - To była aluzja do prośby Teresy o pomoc.

Proszę do radiowozu

Nie mogły, bo gdzieś w głębi komisariatu spowiadał się jeszcze Józef.

- Opisałem przebieg zdarzenia, w protokole zauważyłem, że spisująca mnie policjanta pomyliła numery rejestracyjne mojego samochodu - mówi Józef. - Teraz posterunek w Jasionce prosi policjantów dębickich, żeby mnie jeszcze raz przesłuchali, żeby ten błąd skorygować.

Komendę przy Jagiellońskiej opuścili już w sobotę przed godz. 3. w nocy. Z oporami, bo ledwie wyszli z budynku, przed Józefem pojawił się policjant z drogówki.

- Poinformował mnie, że zatrzymałem się na zakazie, zaprosił do radiowozu, a przecież staliśmy przed komendą - opowiada Józef. - Tłumaczyłem, że nie z własnej woli tu jestem, ale wiedziony doświadczeniem zapłacę każdy mandat. Zrozumiał, skończyło się na pouczeniu.

Jesteśmy... nikim

W poniedziałek pojawili się tu znów po kopie podpisanych przez siebie zeznań. Powiedziano im, że ich zeznania przesłano rano do komendy wojewódzkiej. Tu o takich dokumentach nikt nie wiedział.

Po kilku dniach okazało się, że ich zeznania rzeczywiście wysłano, ale nie do wojewódzkiej, a do posterunku w Jasionce i nie rano, a trzy dni potem. Pojechali do Jasionki złożyć wniosek o wgląd w treść dokumentów zatrzymania, ale także w zapis z monitoringu kamer przed terminalem.

- W godzinach pracy posterunku nikt nie chciał przyjąć mojego wniosku, bo okazało się, że pieczątki są już pozamykane - mówi Józef.

Przy okazji sfilmował, jak pod terminal podjeżdżają kolejne auta, zatrzymują się na zakazie, ludzie wysiadają, wypakowują bagaże. I nikt ich nie niepokoi.

Józef przekonany jest, że policja najchętniej ukręciłaby sprawie łeb. Bo się poskarżyli, że któryś z funkcjonariuszy SOL był nietrzeźwy, bo zatrzymano ich przy użyciu siły, bo policji trudno byłoby wytłumaczyć o co całe to zamieszanie. Na razie organy ścigania prowadzą postępowanie wyjaśniające, ale nie bardzo wiadomo w jakiej sprawie.

- Chyba o to, że nie okazałyśmy z Teresą dokumentów - podpowiada Beata.

I nie bardzo wiadomo, jaki jest w tej sprawie status trójki dębiczan. Na ich wniosek o wgląd w dokumentację i zapisy z kamer na lotnisku policja odpowiedziała, że nie są stroną i takie prawo im nie przysługuje.

Nie są podejrzanymi, oskarżonymi, świadkami, w ogóle nie wiadomo, kim są. Nie widzą więc, co rzeczywiście kamery zarejestrowały, ale wiedzą, co zarejestrował telefon komórkowy Józefa.

Co powie zapis w telefonie

Bo ten - kiedy rozwój sytuacji na lotnisku zaczął być niepokojący - włączył zapis audio w aparacie. I ma nagrane, kto i co mówił, odgłosy szamotaniny, krzyki.

Uzbrojony w zapis dźwiękowy, napisał do Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie skargę na przekroczenie uprawnień przez funkcjonariuszy. I drugą skargę do Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie.

Komenda wojewódzka odpisała, że postępowanie policjantów było zgodne z prawem i uzasadnione, bo nie chciał przyjąć mandatu. Pewnie by się z tego nie wybronił, gdyby na swoim nagraniu nie słyszał siebie samego, jak - zniecierpliwiony - sam domaga się wypisania kary.

- Poprosiliśmy o protokół zatrzymania - dowodzi Beata. - Okazało się, że go nie ma, bo policja tego incydentu nie uznała za zatrzymanie. A przecież siłą nas obie wepchnięto do radiowozu.

Niech się pani przyzna

KWP jest innego zdania: krótkotrwałe pozbawienie swobody osoby w celu dokonania czynności wyjaśniających nie jest zatrzymaniem - tłumaczy komenda wojewódzka. I dodaje, że te czynności mogą wiązać się z oczekiwaniem.

A wiceprezes zarządu rzeszowskiego portu lotniczego informuje dębiczan, że na ich żądanie wszyscy pracownicy SOL na zmianie tamtego dnia zostali przebadani na obecność alkoholu. I wszyscy byli trzeźwiutcy.

- To, co wyczułam tamtego dnia, to na pewno nie były perfumy - upiera się Beata.

Wiceprezes zaprzecza jeszcze, by jego podwładni mogli uderzyć Agnieszkę w twarz, bo przecież ona była wewnątrz samochodu, a oni - na zewnątrz.

Z machiną instytucji nie mam szans - pomyślał Józef i poszedł poskarżyć się do prokuratury. O wszechmocy instytucji przekonała się Teresa. Ledwo wróciła z Anglii, na posterunku w Jasionce już o tym wiedziano.

W końcu przez miejscowe lotnisko wracała. Posterunek w Żyrakowie, gdzie mieszka, natychmiast dostał zlecenie od tego w Jasionce, żeby ją przesłuchać.

- Niech się pani przyzna, z policją pani nie wygra - miał jej poradzić żyrakowski policjant.

- Tylko nie wiem, do czego mam się przyznać - denerwuje się Teresa.

Cała trójka uznała, że potraktowano ich jak lotniskowych terrorystów i tego nie odpuszczą.

- Nie chcą mi pokazać protokołów, nie chcą pokazać zapisów z kamer? - denerwuje się Józef. - Awantura się zrobiła, bo podobno nie chciałem zapłacić mandatu? To ja mam zapis na komórce, że wręcz się tego mandatu domagałem. I mam swoje prawa.

Czeka na kroki prokuratury. Mówi, że zignorować się nie pozwoli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24