Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żabki nie udało się uratować, czyli... straż pomocy wszelakiej

Andrzej Plęs
Strażacy służą pomocą w bardzo różnych sytuacjach.
Strażacy służą pomocą w bardzo różnych sytuacjach. Krzysztof Łokaj
Bocian w śniegu stoi. Kot siedzi na drzewie. Bydło ucieka... Ratujcie - dzwonią ludzie. Strażacy wiedzą, że żadnego zgłoszenia lekceważyć nie wolno. Nawet najbardziej "odjechanego".

Telefon do dyspozytora straży pożarnej: - Ja dzwonię z Makowiska!!! Czy jest u was jakiś weterynarz, bo jakiś cham najechał na nią i wszystko z niej wylazło...

- Niech pan powie konkretnie, o co chodzi.

- Proszę pana! Ropucha szła przez asfalt. Tak, ja mieszkam za kościółkiem, z kościoła wyjechał (cham - przyp. red.) i najechał ją. A ona jeszcze żyje! Tylko wnętrzności wyszły przez buzię. I chciałem, żeby... Pasowałby jakiś weterynarz, żeby jej zabieg zrobić, to ona będzie żyć! Podać numer telefonu? Spróbuj pan coś, ja wyjeżdżam teraz w stronę Lubaczowa, to jakby coś było, to pod numer... Ktoś się zgłosi, żona wszystko wie. Ona leży, ta ropuszka, na trawie i jeszcze na rosie. Dziękuję, uszanowanie.

No to, ratujemy

Pan z Makowiska miał autentyczny dramatyzm w głosie, to nie mogło być udawane. Bo jakby było, to pewnie dyspozytor Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Rzeszowie by to wyczuł. Z doświadczenia wyczuwają głupie żarty, bezsensowne wezwania dla zabawy, alarmy dla kawału. A pan z Makowiska nie żartował, numer telefonu podał, adres. To strażacy pojechali ratować żabkę, potraktowali to jako ZM (zagrożenie miejscowe).

Nie zdążyli. Żabki nie udało się uratować, choć każdy ze strażaków jest przeszkolony w udzielaniu wstępnej pomocy medycznej. Na miejscu stwierdzili niewątpliwy zgon żabki, co zostało odnotowane w raporcie, jaki sporządza się po każdej interwencji. Wedle procedur strażackich "odstąpili od działań medycznych ze względu na ewidentne znamiona zgonu" żabki.

Nagranie zgłoszenia o rozjechanej przez chama żabce prezentowane są młodym dyspozytorom strażackim jako przykład, z jakimi przypadkami mogą mieć do czynienia. Męczeńska śmierć żabki to przykład flagowy, ale absurdalnych - niekiedy z pozoru - zgłoszeń jest mnóstwo.

Ci z doświadczeniem wsłuchują się w głos w słuchawce, słuchają tła dźwięku, czy nie pojawi się w nim śmiech, odgłosy towarzyskiej imprezy. I za każdym razem wyświetla się numer telefonu tego, który zgłasza. Nawet jeśli jest zastrzeżony. Jednak żadnego zgłoszenia lekceważyć nie wolno. Nawet tego najbardziej "odjechanego".

Bociany uczą się latać

- W listopadzie odebraliśmy zgłoszenie bardzo zdenerwowanego mężczyzny o tym, że na dachu jego domu stoi w gnieździe bocian, po kolana w śniegu, a już dawno powinien być w Afryce i powinno mu być ciepło - opowiada st. kpt. Marcin Betleja z KWPSP w Rzeszowie. - Domagał się, żeby bociana ściągnąć z dachu i zawieźć do jakiegoś schroniska, żeby stworzenie nie zamarzło.

Pojechali. Bocian latał. Raport ze zdarzenia: "przyjechaliśmy, zestawiliśmy drabinę, przystawiliśmy do budynku. Kiedy strażak wchodził po drabinie, bocian przeleciał na dach sąsiedniego budynku. Zestawiliśmy drabinę, przystawiliśmy do ściany sąsiedniego budynku. Kiedy strażak wchodził, bocian"... I tak trzy razy. Zniecierpliwieni miejscowi stali już wokół z widłami i wcale nie na bociana dybali. Raport kończy się stwierdzeniem, że bociana nie udało się pochwycić, bo odleciał w nieznanym kierunku.

Bociany w ogóle są ptakami specjalnej troski narodowej, więc jak bocianowi krzywda się dzieje, alarmuje się straż pożarną. Tym razem bardzo młody bociek wypadł z gniazda. Telefon od zatroskanych mieszkańców, wyjazd, na miejscu - nieletni bocian rzeczywiście rozpostarty bezradnie pod pniem. Drabina w ruch, strażak z boćkiem przy piersi wspiął się do gniazda, bociek spoczął bezpiecznie u szczytu drzewa. Powrót.

Strażacy ledwie zdążyli dojechać do komendy - alarm telefoniczny. Ten sam bociek, pod tym samym drzewem, w takiej samej pozycji, jak poprzednio. Wyjazd, na miejscu bociek leży i czeka, drabina w ruch, strażak wspiął się z ptakiem u piersi... I tak trzy razy. Dopóki mądry człowiek nie uświadomił pożarników, że właśnie trwa sezon, w którym bociany uczą się latać. I tak musi być: musi się zwalić z gniazda, poleży, otrząśnie się, a potem poleci. I żeby się nie wygłupiali z tą troską o bociana, nie pakowali za każdym razem do gniazda, bo się bociek nigdy nie nauczy fruwać.

Gołąb szaleje!

Nie liczą, ile razy zimą wycinali z lodu przymarznięte kaczki i łabędzie. Rutyna. Gorzej, jak po Rzeszowie szaleje mamba.

- Przyjedźcie, bo po osiedlu grasuje mamba - kpt. Betleja relacjonuje jedno ze zgłoszeń. - Oglądał w telewizji, wygląda jak mamba, więc to musi być mamba. Trochę strach, bo nie jesteśmy szkoleni do postępowania z każdym zwierzęciem. Szukaliśmy mamby po całym osiedlu. Okazało się, że to zaskroniec.

Mniej zabawnie było, kiedy do sali chorych oddziału intensywnej terapii w jednym z rzeszowskich szpitali przez otwarte okno wpadł gołąb. Przerażony, miotał się od ściany do ściany, tłukąc w wysoce specjalistyczny sprzęt medyczny. Trzeba było uratować ptaka, żeby uratować pacjentów. Można sobie wyobrazić, jak kilku druhów w pełnym rynsztunku (bo procedury) miota się w ciasnym pomieszczeniu za oszalałym gołębiem, między półżywymi pacjentami na łóżkach i bardzo delikatnym sprzętem medycznym.

Mnóstwo "szczurzych" alarmów o gryzoniach hasających po piwnicach, więc nierzadko zdarzały się piwniczne polowania na szczury. Niezliczone błagania o ściągnięcie kota z drzewa. Zawsze się udawało, poza jednym przypadkiem.

- Miauczący kot wreszcie dał się zdjąć z drzewa, na dole czekała już spłakana babcia - właścicielka - opowiada Betleja.

- Przytuliła zwierzę, zwierzę babcię podrapało i znów uciekło na drzewo. To starsza pani stwierdziła, że jak woli tam, to nie tam zostanie. I poszła.

Po Jaśle ścigali papugę, której wartość oszacowano na 6 tys. zł. Nie w mieszkaniu, ale w przestrzeni otwartej. Papuga bawiła się lepiej niż pożarnicy.

Nie zawsze jest wesoło

akcje, które pożarnikom śnią się latami po nocach. Koszmarami. Tak było w przypadku akcji ratowniczej w Jarosławiu, kiedy mężczyzna spadł z dużej wysokości i nabił się na stalowy pręt ogrodzeniowy. Stal przeszyła go na wylot. Ściągać z pręta nie wolno, trzeba pręt wyciąć z ogrodzenia i pacjent przeszyty stalą pojechał do szpitala. Na tym się miała rola strażaków skończyć.

- Po chwili zatelefonowano ze szpitala, żeby przyjechać i dociąć kawałek pręta, bo za dużo wystaje z ciała i nie można człowieka ułożyć na stole operacyjnym - tłumaczy kpt. Betleja. - Trzeba było jechać z diaksem i ciąć. Z dużą precyzją i cierpliwością. Dla naszych ratowników to było wyjątkowo dramatyczne przeżycie.

Zgłoszenie o wywróceniu się tira pod Przemyślem, wiozącego 30 ton pni drzewa, nie zapowiadało dramatu. Wyglądało na to, że trzeba po prostu usunąć drewno z drogi. Wóz "nie wyrobił" za zakręcie, akurat w miejscu, gdzie był mostek. Po ściągnięciu kilku kloców okazało się, że pod nimi został samochód osobowy. Na ratunek dla tych, co zostali w środku, było już za późno.

Nieraz dramatyczne sytuacje kończą się pomyślnie. Jak wtedy, kiedy paralotniarz zawisł na przewodach wysokiego napięcia i huśtał się nad przejeżdżającymi drogą A4 samochodami. Trzeba był wstrzymać ruch, poprosić zakład energetyczny o odcięcie prądu, postawić drabinę i zdjąć człowieka z drutów.

Instytucja wszechusługowa

Trudno zdesperowanym bliźnim wytłumaczyć, że straż pożarna to nie przedsiębiorstwo usługowe. Latem - zdecydowanie więcej alarmów o inwazji os, szerszeni i pszczół, niż o pożarach.

- Musimy ludziom uświadomić, że nie będziemy już wyjeżdżać do takich zgłoszeń, bo od tego są wyspecjalizowane firmy - uprzedza kpt. Betleja. - Nie usuwamy też śniegu z dachów.

I wciąż jeszcze atakowani są głupimi żartami. Aparat telefoniczny dyspozytora uzbrojony jest w programy, które nie tylko określą numer telefonu zgłaszającego, ale w przypadku komórkowego - potrafią go zlokalizować z dokładnością do kilkunastu metrów. Szczeniak zgłasza alarm bombowy w szkole, znajdą go. Starzy będą musieli wziąć kredyt, żeby spłacić rachunek za interwencję policji i straży.

Straż pożarna jest pożarna tylko z nazwy i z przyzwyczajenia. Spektrum interwencji jest tak szerokie, że interwencje związane z ogniem to tylko czwarta część działań. Powodzie i podtopienia, ulatniający się w mieszkaniu czad i wypadki drogowe, mnóstwo zgłoszeń o pożarze mieszkania, choć tylko na kuchence przypaliły się ziemniaki, ale smród i dym zgłaszają przerażeni sąsiedzi. Ratowania ptactwa i kotów, ale też ściganie gadów i gryzoni po osiedlach, zbiegłych koni i zabłąkanych łosi. Słynnego przemyskiego misia też ścigali po polach. Nawet trzodę chlewną po ulicach.

- Na ulicy Sikorskiego w Rzeszowie przewrócił się wóz transportowy z kilkudziesięcioma sztukami trzody chlewnej - opowiada Betleja. - Strażacy wyłapywali nierogaciznę od Rzeszowa do granic Tyczyna. Trochę to trwało, bo zwierzaki się rozbiegły po okolicy. Ale nikt nie obiecywał, że w tej robocie będzie łatwo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24