Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pili rozmajony spirytus. Kto zabił Zofię? Nie wiadomo

Andrzej Plęs
Do drzwi Marii załomotał syn Piotra S. Zdołał wykrzyczeć: twoja mama leży cała we krwi pod drzwiami kuchni.
Do drzwi Marii załomotał syn Piotra S. Zdołał wykrzyczeć: twoja mama leży cała we krwi pod drzwiami kuchni. sxc.hu
Zofia M. leżała na progu kuchni z głową we krwi, tuż obok połamane krzesło. W pokoju leżał zamroczony mąż. Obok siedział sąsiad. Też zamroczony.

Bolesław i Zofia M. odchowali dzieci i dzieci swoich dzieci. Żyli spokojnie, ciesząc się zdrową jesienią życia. Tego dnia pan Bolesław życzliwie przyjął swojego sąsiada Piotra S., bo w ogóle życzliwy był ludziom. Tym bardziej, że Piotr S. zajrzał, żeby pomóc budować klatki dla zwierzaka.

Uwinęli się w trzy godziny i z wdzięczności gospodarz zaprosił Piotra do domu, z kuchni przyniósł półlitrową butelkę, do połowy wypełnioną alkoholem i nie ukrywał, że trunek wykonał sam z "importowanego" spirytusu "Royal". Piotrowi importowany spirytus nie wadził, więc zaczęli się raczyć. I do tej pory zeznania uczestników zbrodni są zbieżne.

Wieczorem do domu państwa M. przyszła ich córka Maria. Nawet nie próbowała wejść, bo przez okno zobaczyła dwóch mężczyzn, a między nimi butelkę. Wstręt jakiś czuła do nietrzeźwych mężczyzn i poprosiła tylko matkę, by przyprowadziła jej córkę, którą rano zostawiła pod opieką babci.

Nic nie wiadomo

W kilkadziesiąt minut później do drzwi Marii załomotał syn Piotra S. Zdołał wykrzyczeć: "twoja mama leży cała we krwi pod drzwiami kuchni". Obydwoje biegiem przebyli dwadzieścia metrów dzielących ich od domu rodziców Marii. Wszystkie drzwi były zamknięte od wewnątrz, jakoś włamali się przez piwnicę.

Zofia M. leżała na progu kuchni z głową we krwi, tuż obok połamane, drewniane krzesło. Obaj mężczyźni wciąż byli w kuchni, gospodarz leżał nieprzytomny obok wersalki, Piotr S. siedział na wersalce. Półprzytomny, ale nie dość pijany, żeby stracić przytomność.

Maria najpierw podbiegła do matki, Zofia M. jeszcze żyła. Córka wezwała pogotowie i policję. Śledczy nie mieli kim rozmawiać - ofiara w stanie agonalnym, jeden z uczestników nieprzytomny, drugi kompletnie pijany.

Założono, że sprawcą pobicia starszej pani był Piotr S. Ten, kiedy lekko przetrzeźwiał, zeznał, że z półlitrowej butelki wychylił tylko "setkę", po czym usłyszał, że w sąsiednim pomieszczeniu wybuchła awantura, słychać było mocno podenerwowany głos gospodyni.

Awanturować nie mógł się gospodarz, bo siedział przy flaszce naprzeciwko niego. I to właśnie Bolesław M. pierwszy wypadł na ratunek żonie. Za późno, kobieta leżała we krwi. Piotr S. kątem okaz zobaczył postać w kominiarce na głowie, rękawiczkach i z wałkiem do ciasta albo metalową rurką w prawej dłoni.

Nie był w stanie określić - mężczyzna, czy kobieta. Postać rurką lub wałkiem uderzyła w głowę spieszącego na pomoc Bolesława i wybiegła z domu. Piotr S. zeznał, że postać przypominała mu z postury córkę państwa M. - Marię. Późniejsze ustalenia śledczych dowodziły, że taki scenariusz był niemożliwy.

Po 11 dniach Zofia zmarła. Nie odzyskała przytomności nawet na chwilę, by wskazać sprawcę. Patomorfolog napisał w raporcie: rany tłuczone czaszki, rany szarpane małżowiny usznej, uszkodzony oczodół i pęknięcie czaszki.

Kto zabił?

Prawdopodobnie Piotr S., bo we wstępnym zeznaniu opowiadał bzdury. Dwa dni po tragicznych wydarzeniach prokuratura miała w ręku nakaz tymczasowego aresztu dla niego i dopiero teraz, kiedy obaj panowie byli już trzeźwi, prokurator mógł zacząć szukać prawdy.

Najpierw córka Maria: kiedy odbierała dziecko, matka powiedziała jej, iż Piotr S. szarpał się z jej ojcem. Bogusław M. powiedział niewiele, bo niewiele pamiętał. Roztwór "Royalu" odebrał mu świadomość.

Piotr S. nagle i zaskakująco zmienił swoje zeznania: to Bolesław podbiegł do żony, kilkakrotnie uderzył ją pięścią w głowę, tłukł krzesłem. Potem ponoć przyszła córka, uderzyła czymś ojca w głowę i uciekła. Z pierwotnej relacji zniknął tajemniczy napastnik w kominiarce, pojawiła się córka.

Po trzech miesiącach śledztwa nie było jednoznacznych dowodów. Biegli sądowi nie potrafili rozstrzygnąć wątpliwości, Piotr S. miał opinię człowieka niekonfliktowego, utrzymującego kontakt tylko z rodziną i sąsiadami. Pozytywny kontakt.

Śledczy wciąż czekali na wyniki badań daktyloskopijnych i śladów krwi na krześle. Kolejne przesłuchania świadków i uczestników tylko rozmywały obraz zdarzeń.

Nikt nie jest winny

Ekspertyzy policyjne niczego nie rozstrzygnęły. Krew na elementach krzesła pochodziła od denatki. Nie znaleziono na nich dostatecznie wyraźnych śladów papilarnych.

Była plama krwi zmarłej na kurtce moro Piotra S., ale to co najwyżej poszlaka. Mimo braku dowodów prokuratura oskarżyła Piotra S. o to, że "działając z zamiarem ciężkiego uszkodzenia ciała" pobił Zofię M. I o pobicie Bolesława M.

Ten nie przyznał się do winy, zza krat aresztu śledczego słał listy do ministra sprawiedliwości, apelując o sprawiedliwość. Pierwszą batalię sądową wygrał, bo przemyski sąd uniewinnił go od obu zarzutów: brak dostatecznie silnych dowodów. A poza tym nie miał motywu.

Prokuratura porażki nie przyjęła, zaskarżyła wyrok do rzeszowskiego Sądu Apelacyjnego. W końcu w zamkniętym od wewnątrz domu przebywały tylko trzy osoby, spośród których jedna stała się ofiarą. Logika wskazuje, że zabójcą jest jeden z dwóch mężczyzn albo obaj.

W Rzeszowie odbył się kolejny proces. Piotr S. po raz kolejny próbował zrzucić winę na męża zmarłej, wtedy obecna na sali sądowej córka zmarłej krzyknęła: "Zamknij się, zbrodniarzu!".

Sprawa wróciła do ponownego rozpatrzenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24