Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tadeusz Nalepa jakiego nie znaliśmy

Cezary Kassak
FOT. KRYSTYNA BARANOWSKA
O tym, że pochodzący spod Rzeszowa Tadeusz Nalepa był świetnym gitarzystą i kompozytorem, wiedzą prawie wszyscy. A jakim był człowiekiem? Co lubił robić w chwilach wolnych od prób i koncertów?

- Pierwszy raz rozmawiałem z nim w 1970 roku, w rzeszowskiej restauracji "Klubowa" - wspomina Wiesław Radomski, w latach 70. siatkarz Resovii. - Z Tadeuszem poznał mnie rzeszowski muzyk Roman Albrzykowski. Nalepa był już znaną osobą. Nie sprawiał jednak wrażenia gwiazdora, nie wywyższał się. Szybko nawiązaliśmy sympatyczny kontakt.

Płyty jak relikwie

Był prekursorem polskiego rocka i bluesa. W 1965 roku w Rzeszowie założył zespół Blackout. Zdobywająca coraz większą popularność grupa popadła w konflikt z kierownictwem Estrady Rzeszowskiej i muzycy zdecydowali się wyjechać do Warszawy.

Na początku lat 70. - już jako lider Breakoutu - Nalepa ponownie zawitał do Rzeszowa. Odbywał tu próby przed nagraniem płyty "Karate". Muzycy ćwiczyli w budynku obecnego banku, na rogu Zamkowej (dawniej Świerczewskiego) i 3 Maja.

- Któregoś dnia zaprosiłem go do swojego mieszkania - mówi Radomski. - Przyniósł ze sobą rewelacyjny, jak na tamte czasy, "sprzęt grający". Gramofon trzymał w walizeczce, do której miał podpięte głośniki. Puszczał płyty swoich ulubionych wykonawców: Fleetwood Mac, Free, Erica Claptona, Led Zeppelin. Płyt nikomu nie pozwalał dotknąć. Traktował je jak relikwie.

Kibic siatkówki

Nalepa zaprzyjaźnił się nie tylko z Radomskim, ale i z innymi siatkarzami Resovii.

- W leśniczówce pod Głogowem wspólnie z całą drużyną świętował Sylwestra - opowiada Radomski. - Przychodził też na mecze. Walczyliśmy wtedy o mistrzostwo Polski i Tadeusz bardzo nasze pojedynki przeżywał.

Jeszcze wiele lat później los Resovii nie był mu obojętny.

- W latach 90., gdy z siatkówką w Rzeszowie było krucho, chciał zagrać koncert, z którego dochód miał być przeznaczony na wsparcie kulejącej siatkarskiej sekcji - wspomina Radomski. - Pomysł z jakichś powodów napotkał na opór właścicieli klubu i do koncertu nie doszło.

NOTKA BIOGRAFICZNA

NOTKA BIOGRAFICZNA

Urodził się 26 sierpnia 1943 r. w Zgłobniu. Ponad dwadzieścia lat mieszkał w Rzeszowie, przy obecnej ul. Hetmańskiej. Grywał w restauracjach: "Parkowej", "Klubowej", "Przodowniku", "Jutrzence". Pierwszy koncert założonej przez niego formacji Blackout odbył się we wrześniu 1965 roku w rzeszowskim klubie "Łącznościowiec". W 1968 r. grupa została przekształcona w Breakout. Zespół nagrał 10 płyt i wylansował m.in. szlagier "Kiedy byłem małym chłopcem". Z muzyką Nalepy współgrały poetyckie teksty - również mającego związki z Rzeszowem - Bogdana Loebla.
W środę, w 2. rocznicę śmierci Nalepy, na rzeszowskim Starym Cmentarzu odsłonięto pamiątkową tablicę ku jego czci.

Futbol, polityka i... konie

Siatkówka nie była jedyną sportową namiętnością "ojca polskiego bluesa".

- Był również miłośnikiem piłki nożnej - twierdzi Tadeusz Niedzielski, który ponad 20 lat przyjaźnił się z Nalepą.

W gronie znajomych chętnie rozprawiał o polityce.

- Nie było mu obojętne, co się dzieje dookoła - wyjaśnia Niedzielski. - Przeżywał, śledził i komentował przemiany, jakie następowały w Polsce po 1989 roku.
Pasją Nalepy były konie. - Miał ich kilka - mówi Niedzielski. - Najdłużej chyba "mieszkała" u niego "Baśka". Od pewnego czasu, ze względu na chorobę, nie mógł już na tym koniu jeździć, ale ciągle trzymał go u siebie.

Wymagający, ale troskliwy

- Zapamiętałem go jako człowieka spokojnego i stonowanego, który jednak lubił pożartować, pogawędzić - mówi Radomski. - Należał do osób szalenie bezpośrednich.

Nie był i nie aspirował do miana "rycerza bez skazy".

- Mam rock'n'rollowy sposób bycia, przechodziłem przez alkohol, dziewczyny - przyznawał w jednym z wywiadów.

Mówiono, że często miewa "muchy w nosie".

- Aż tak tragicznie chyba ze mną nie jest - odpowiadał. - Kiedyś byłem bardziej wymagający, teraz podłapałem więcej luzu.

Wysokie wymagania stawiał zwłaszcza swoim muzykom. Jednocześnie cenił ich i szanował.

- Kiedyś basista Bogdan Kowalewski miał groźny wypadek, po którym trafił do szpitala w Ciechanowie - opowiada Niedzielski. - Tadeusz odwiedzał go tam i dbał o niego jak ojciec. Tak naprawdę był wtedy jedynym człowiekiem, który przejmował się losem Kowalewskiego.

Żony miał dwie

Jego pierwszą żoną była, zmarła w 2005 roku, Mira Kubasińska. To ona zaśpiewała tak słynne przeboje Breakoutu, jak "Gdybyś kochał, hej!" czy "Poszłabym za tobą".

- Mira była typem "kumpeli", dziewczyną pogodną i pełną życia - opowiada Radomski.

Niedzielski:

- Rozeszli się, ale w mojej obecności on nigdy nie powiedział o Mirze złego słowa. Nieraz widywałem ich razem. W 2003 r. Mira przyjechała na koncert z okazji 60. urodzin Tadeusza, zorganizowany w rzeszowskiej hali Podpromie.

Z pierwszego małżeństwa ma syna Piotra. Długi czas grali w jednym zespole.

- Kiedy Breakout przestał istnieć, Tadeusz postanowił, że po jakimś czasie to właśnie Piotr reaktywuje ten zespół i będzie jego nowym liderem - tłumaczy Niedzielski. - Być może tak się kiedyś stanie.

Po rozstaniu z Kubasińską związał się z Grażyną Dramowicz.

- Byłem na ich ślubie w Stanach Zjednoczonych - opowiada Niedzielski. - Choć Grażyna była sporo od niego młodsza, znakomicie się dogadywali.

W Rzeszowie wypoczywał

Mieszkał w Józefowie pod Warszawą.

- W jego domu, który sam zaprojektował, nie było ani jednego schodka - zapamiętał Radomski. - Tłumaczył, że na starość nie ma zamiaru się wspinać.
Nie zapominał, skąd pochodzi. W wywiadach wielokrotnie podkreślał, że jest rzeszowianinem. - Tadeusz kochał Rzeszów, mówił, że w tym mieście wypoczywa - opowiada Niedzielski. - Nie tylko wiele razy tu koncertował. Często wpadał incognito, na dwa, trzy dni. Odwiedzał rodzinę, znajomych. Myślał o tym, żeby w Rzeszowie kupić mieszkanie.

Radomski: - Kiedy dzwoniłem do niego z informacją, że akurat przebywam w Warszawie, pytał: "Skoro tak, to dlaczego jeszcze nie ma cię u mnie w domu? Przyjeżdżaj natychmiast, bo już robię kawę". Był bardzo serdeczny i spontaniczny.

Odszedł "w otchłań snu"

Od lat chorował. Z powodu niewydolności nerek musiał być dializowany.

- Dużo przeszedł i wycierpiał, choć choroby nie okazywał - podkreśla Niedzielski. - Ostatni raz rozmawiałem z nim pod koniec 2006 roku. Opowiadał o nowych nagraniach, o tym, że jego syn Piotr zaczyna komponować.

Śpiewał: "Żegnaj mała, już odchodzę w otchłań snu". Odszedł 4 marca 2007 roku.

- Wiem, że miał godną śmierć - mówi Niedzielski. - I piękny pogrzeb. Przyszło masę ludzi z branży muzycznej i nie tylko. Widziałem łzy w oczach Stana Borysa...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24