Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konstruktor z Dynowa zbudował monster trucka (video)

Norbert Ziętal
Takim autem wszędzie można dojechać. Nz. konstruktor monster trucka Przemysław Kołtun z Dynowa.
Takim autem wszędzie można dojechać. Nz. konstruktor monster trucka Przemysław Kołtun z Dynowa. NORBERT ZIĘTAL
Monster truck - samochód-olbrzym od dzieciństwa był marzeniem Przemysława Kołtuna z Dynowa.

Dopiero po kilkunastu latach mógł je zrealizować.

W Polsce, w latach 80 i 90 ub. wieku, monster trucki mogli oglądać tylko ci, którzy mieli dostęp do kanałów telewizji satelitarnej. To typowo amerykańska rozrywka.

Samochody na monstrualnie dużych kołach zazwyczaj rozjeżdżały inne auta. Aż żal było patrzeć, jak pod kołami olbrzymów karoserie innych aut zgniatane są z taką łatwością, jakby były z tektury.

Przemysław Kołtun z Dynowa też oglądał takie programy. Wielkie samochody podobały mu się do tego stopnia, że już jako mały chłopiec postanowił: muszę kiedyś mieć taki wóz.

- Najpierw zdobywałem wiedzę. Przeglądałem masę stron w internecie. Chciałem się jak najwięcej dowiedzieć o wyglądzie, budowie, technice jazdy. Z czasem pomysł zaczął się konkretyzować. Zacząłem zbierać części - opowiada pan Przemek.

Koła rosyjskie i amerykańskie

Kompletowanie części okazało się najtrudniejsze. Koła to podstawa. Felgi zdobył z kombajnu. Musiał je nieco zmodyfikować. Rozciąć i poszerzyć. Opony ma kombinowane. Przednie są z rosyjskiego ciągnika Kirkowiec. Tylne z amerykańskiego pojazdu.

Aby mieć podwozie, kupił starą ciężarówkę należącą do strażaków z Brzeska. Znajomo wygląda góra samochodu.

- Buda jest z bmw, serii 735. Z 1991 r. Pojemność 3500, moc 211 KM. W zupełności wystarczy. Na razie napęd jest tylko na tylne koła, ale wkrótce będzie na wszystkie cztery. Przerobiłem go na pick up-a - opowiada pan Przemek.

Wyjaśnia, że to bmw, to jego dawny samochód. Po wypadku nie opłacało się go nawet sprzedać na części. Dlatego beemwica została u pana Przemka, a teraz dostał nowe życie.

Zna się na samochodach. Z wykształcenia jest mechanikiem.

- Wiele rzeczy robiłem sam. Jednak sporo pomagali mi koledzy. Taki pojazd wymaga fachowego spawania. Tę robotę pomógł mi wykonać najlepszy spawacz w okolicy, czyli pan Stanisław Hadan z Bartkówki - opowiada.

Karoserię malował wspólnie z kolegami. Wzór, czyli płomienie, podpatrzył na podobnym pojeździe. Budowa trwała półtora roku. Skończyła się niedawno.

- Ile kosztowała?

- Tego wolę nie mówić. Takich samochodów jest może ze cztery w Polsce - mówi dumnie konstruktor.

Kierowcy się zatrzymują i fotografują

Rozmawiamy zaledwie z 20 minut. Stoimy na parkingu, obok głównej drogi dojazdowej do Dynowa. W tym czasie przede monsterem zatrzymuje się trzech kierowców. Jeden zrobił telefonem komórkowym serię zdjęć.

- Tak jest cały czas. Kiedyś naliczyliśmy, że w ciągu godziny zatrzymało się przy nim dwustu kierowców. Sporo z nich porobiło zdjęcia - mówi pan Przemek. - I o to chodzi - wyjaśnia pośpiesznie.

A gdy widzi, że nie bardzo rozumiem, szybko spieszy z wyjaśnieniami.

- Jest doskonałą reklamą mojej firmy przewozowej - wyjaśnia.

Rzeczywiście. Internetowy adres do jego firmy jest wymalowany na karoserii pojazdu.

Pan Przemek ma swoją firmę. Jeździ busem do Londynu. Wozi ludzi, paczki. Kursuje raz w tygodniu.

- Wystawiłem samochód w serwisie aukcyjnym Allegro. Trudno o lepszą reklamę. Było setki odwiedzających tę aukcję - mówi.

Ale od razu zaznacza, że generalnie jego monster nie jest na sprzedaż. Przynajmniej nie teraz.

Jak jeździć takim potworem

Nie jest łatwo wejść do tego samochodu. Potrzebna jest drabinka, jak do kombajnu. Ale jeszcze trudniej się go prowadzi.

- Na razie tylko ja nim jeździłem. Głównie po placu, chociaż po drodze również. Potrafi się rozpędzić do setki. Udało się to na dość krótkim odcinku - mówi konstruktor.

- Wtedy chyba żre paliwa, jak smok?

- Nie, nie jest wcale taki żarłoczny, na jakiego wygląda. Pali 25 - 30 litrów na 100 km. To bmw, z którego jest buda, paliło 12 litrów na setkę. Ale przecież nie można porównywać tych dwóch samochodów.

Prowadzenie autopotwora nie należy do łatwych. Nawet pomimo tego, że ma wspomaganie kierownicy zaadoptowane z autobusu. Techniki jazdy takim autem nigdzie nie uczą, trzeba samemu próbować. Pan Przemek, jak na razie, jeszcze nikomu nie pozwolił dosiąść swego cacka. Tylko dla siebie rezerwuje tę przyjemność.

Przed ołtarz na wielkich kołach

Monster truck nie jest na sprzedaż. Jeździć się raczej nim też za bardzo nie da. Tyle zachodu i trudów, tylko po to, aby stał przy drodze i robił za reklamę?

- No nie, nie tylko - wyjaśnia pan Przemek. I snuje plany.

Zaoferował, że może się pojawiać na festynach, kiermaszach. A może jakaś ślubna para będzie chciała przed ołtarz podjechać czymś takim. Pomysłów jest sporo. Nic dziwnego. Pan Przemek jest aktualnie studentem turystki na rzeszowskiej Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania. Dzięki monsterowi może w praktyce stosować to, czego się uczy na wykładach.

Zdradza, że w planach ma budowę czegoś równie pokaźnego, a może jeszcze bardziej zaskakującego.

- Nikomu nie powiem co to będzie. Pokażę dopiero, jak dzieło będzie skończone. Ale jak się uda, to zaskoczę wszystkich - wyostrza apetyt.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24