Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Może Leszek sam próbuje wrócić do domu?

Dorota Mękarska
Idąc śladem Leszka przyjaciele i rodzina, wszędzie gdzie tylko mogli, zostawiali jego zdjęcia. - Teraz, gdy się tylko zjawi, od razu się nim zaopiekujemy - zapewniają ekspedientki w sklepie w Kobylanach.
Idąc śladem Leszka przyjaciele i rodzina, wszędzie gdzie tylko mogli, zostawiali jego zdjęcia. - Teraz, gdy się tylko zjawi, od razu się nim zaopiekujemy - zapewniają ekspedientki w sklepie w Kobylanach. Fot. Dorota Mękarska
Rodzina i przyjaciele zaginionego Leszka Nycza są pewni: - Mężczyzna widziany pod Krosnem to nasz Leszek. Przecież tyle osób nie może się mylić!

Anna Okońska to się nawet tego mężczyzny przestraszyła. Tak dziwnie się zachowywał. Postał w jej sklepiku, porozglądał się po półkach i wyszedł. Ale kobieta zdążyła mu się dobrze przyjrzeć.

W Kobylanach o zaginięciu Leszka Nycza z Zagórza mało kto słyszał. Ludzie zajmują się swoimi sprawami. Domokrążców i łachudrów, co to żebrzą o złotówkę, przeganiają.

Ryszard Głowa też takich "sępów" nie lubi. Pijakom nigdy pieniędzy nie daje. Ale ten młodzieniec nie wyglądał na takiego.

- Gdyby to był rozrabiaka, od razu bym rozpoznał - zapewnia Głowa.

Pił łapczywie mleko

To było przed południem, w poniedziałek. Pan Ryszard siedział sobie na tarasie i czekał na samochód rozwożący pieczywo. Wtedy zobaczył nieznajomego. Szedł drogą. Nie wiadomo, czy widok człowieka siedzącego na tarasie, czy brak psów skłonił go do wejścia na podwórko. Nie mówił wiele. Powiedział tylko, że chce jeść.

- Akurat żona świeże masło zrobiła. Dałem mu dwie kromki chleba z masłem i szklankę mleka. Pił strasznie łapczywie - opowiada pan Ryszard.

Złotówka na drogę

Mężczyźni przez 15 minut siedzieli w ciszy na tarasie.

- Gdy skończył, powiedział, że dobre - opowiada dalej Głowa. - Poprosił mnie o pieniądze na bułkę. Zapytałem, czy aby nie na piwo. Powiedział, że nie pije. Dałem mu złotówkę i odszedł. Patrzyłem chwilę za nim. Chciał wejść do drugiego domu, ale tam pies wyskoczył. Poszedł więc dalej, w kierunku Łęk Dukielskich.

Mąż nie lubi wypytywać

- Ja okopywałam wtedy buraki - pani Lucyna Głowa macha ręką w kierunku pola za domem. - Gdybym wtedy była w domu… Zaraz bym zapytała, a skąd ty chłopcze jesteś? Bo mąż to nie lubi tak wypytywać.

Pan Ryszard zaraz po wizycie nieznajomego poszedł do żony na grządki i opowiedział jej o tym wydarzeniu.

- A ja na to: Rysiek, ty się nie bałeś? - opowiada kobieta. - Jak mogłeś wpuścić do domu nieznajomego człowieka? On mi zaś na to, co ja będę mu jedzenia żałował, jak w domu tyle mleka i chleba.

- Dobrze że go choć nakarmiłem. Bo potem miałem straszne wyrzuty sumienia, że mu inaczej nie pomogłem - dodaje pan Ryszard.

Szczęśliwy traf

[obrazek4] - Dobrze że go choć nakarmiłem. Bo potem miałem straszne wyrzuty sumienia, że mu inaczej nie pomogłem - mówi Ryszard Głowa (na zdjęciu z żoną) .
(fot. Fot. Dorota Mękarska)W ostatnią sobotę małżonkowie siedzieli znowu na tarasie. Zobaczyli na drodze ruch. Ktoś chodził po Kobylanach ze zdjęciem młodego chłopaka.

- To naprawdę szczęśliwy traf, że przyszli do nas. Mąż jak to zdjęcie zobaczył, to od razu mówi: To ten, co mu dawałem jeść! - pani Lucyna jeszcze dzisiaj nie kryje emocji.

- To był on, ale bardziej zarośnięty. Wydaje mi się, że nie miał przy sobie żadnego bagażu - dodaje pan Ryszard.

Nic nie mówił, tylko patrzył

- Miał pokaźny zarost, mocne brwi. Ubrany był w ciemną koszulkę i kamizelkę. Na oko przed trzydziestką. To był on. Jestem tego całkowicie pewna - mówi z przekonaniem Anna Okońska.

Jej mąż, Kazimierz, jest pewien, że żona się nie myli. - Jest spostrzegawcza i ma bardzo dobrą pamięć wzrokową.

Okońscy od 14 lat prowadzą sklep w Sulistrowej. W zeszły czwartek pani Anna sama stała za ladą. Około godz. 14 do sklepu wszedł młody mężczyzna.

- Zapytałam się, czego potrzebuje - opowiada właścicielka. - Nic mi nie odpowiedział. Popatrzył tylko na mnie. Bardzo dziwnie się zachowywał. Rozglądał się po wszystkich kątach i nic nie mówił. Miał w ręku 50 gr. W pewnym momencie położył monetę na ladzie, ale zaraz ją zabrał z powrotem i wyszedł. Przeleciało mi przez myśl, bo były u nas już trzy włamania, że może to jakiś złodziej przyszedł na rozpoznanie. Trochę się nawet tego człowieka wystraszyłam - przyznaje pani Ania.

Chwila radości dla matki

Okońska dopiero w sobotę dowiedziała się, kto zaszedł do jej sklepu.

- Rodzina tego zaginionego i znajomi rozwieszali jego zdjęcia po wsi. Jak go zobaczyłam, to od razu go rozpoznałam. Matka, gdy to usłyszała, to przybiegła taka uradowana, ale zaraz posmutniała, jak dowiedziała się, że nie wiem, gdzie jej syn poszedł. Ciężko to zniosłam. Nie mogłam się z tego otrząsnąć. Boże, gdybym wiedziała, że jest poszukiwany, to bym go u nas jakoś zatrzymała.

Widziany był w kilku wsiach

Na ślad Leszka natrafiono dzięki informacji mieszkańca Zręcina. W zeszły piątek przekazał on policji sygnał, że podczas czwartkowego spaceru z psem natknął się prawdopodobnie na zaginionego. Chciał do niego podejść, ale mężczyzna przestraszył się psa i uciekł.

Ta wiadomość zmobilizowała rodzinę i znajomych Leszka do działania.

- W promieniu 30 km objeździliśmy wszystkie miejscowości. Okazało się, że Leszka widziało wielu ludzi - mówi Joanna Fara, koleżanka Leszka.

Kilkanaście dni temu chłopak był w Żeglcach. Potem w Nienaszowie. Tam jakiś mężczyzna poczęstował go chlebem z salcesonem.

- Ten człowiek mówił, że Leszek nawet nie umiał tego zjeść - opowiada Grzegorz Zarzyczny, kolega Leszka. - Patrzył na ten salceson i nie wiedział, co z tym zrobić. Wreszcie schował kanapkę i odszedł.

Potem Leszek pojawił się w kolejnym domu w Kobylanach. Dostał tam chleba z pomidorem i złotówkę. Około środy był przypuszczalnie w Żarnowcu. W sklepie kupił oranżadę. Rozpoznały go dwie ekspedientki. Na koniec kilka osób widziało go w Sulistrowej. Pytał o drogę na Makowiska. Chodził po wsi raz w jedną, raz w drugą stronę. Zatrzymał się na przystanku. Patrzył na mapę. Matka i koledzy potwierdzają, że Leszek nosił mapę Bieszczadów w plecaku.

- Może sam próbuje wrócić do domu. Chce trafić na jakąś miejscowość, której nazwa mu coś mówi - snują przypuszczenia przyjaciele.

- Leszek jest bardzo wytrzymały - podkreśla jego kolega, Gracjan Fara. - Umie poruszać się w terenie, gdyż startował w zawodach na orientację. Może to mu pomóc, nawet, jeśli stracił pamięć, wrócić do domu.

Teraz zapadła cisza

W Sulistrowej jednak trop się zerwał.

- Wydawało nam się, że jesteśmy krok za nim, że jesteśmy naprawdę blisko. Nagle zapadła cisza - dodaje pani Joanna.

Rodzina i przyjaciele są pewni, że widziany pod Krosnem mężczyzna to Leszek.

- To niemożliwe, by tyle osób było w błędzie - uważa Grzegorz. - W tych wszystkich wsiach ludzie doskonale się znają. Zapamiętali Leszka tak dobrze, gdyż zobaczyli we wsi obcego.

Te doniesienia, a także przepowiednie jasnowidzów, każą im wierzyć, że Leszek cało i zdrowo wróci do domu. Dwóch, niezależnych od siebie wizjonerów zgodnie stwierdziło, że Leszek odnajdzie się w lipcu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24