Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strzyżemy razem od lat w tym samym miejscu. Trzej fryzjerzy z Przeworska

Hubert Lewkowicz
Hubert Lewkowicz
Tadeusz Pieczonka, Stanisław Słysz i Wacław Cieślak to solidna marka. Choć są na emeryturze, w dalszym ciągu strzygą mieszkańców Przeworska, a do ich foteli fryzjerskich ustawiają się kolejki.
Tadeusz Pieczonka, Stanisław Słysz i Wacław Cieślak to solidna marka. Choć są na emeryturze, w dalszym ciągu strzygą mieszkańców Przeworska, a do ich foteli fryzjerskich ustawiają się kolejki. Hubert Lewkowicz
Zakład fryzjerski Pieczonki, Słysza i Cieślaka ma swoich stałych klientów odkąd powstał. Fryzjerzy, choć są emerytami, nie składają broni.

Wszyscy trzej fryzjerzy są już na emeryturze, ale nie zamierzają na razie wypuszczać z rąk nożyczek i grzebienia. Od lat Tadeusz Pieczonka, Stanisław Słysz i Wacław Cieślak dbają o fryzury przeworszczan w tym samym lokalu na placu Mickiewicza, w centrum Przeworska. Ich zakład fryzjerski został już okrzyknięty miejscem kultowym w Przeworsku. Zresztą, nie tylko w tym mieście.

Zawodu uczyli się jeszcze w latach sześćdziesiątych. Zakład „Adam” powstał tutaj w strukturach Powiatowej Spółdzielni Wielobranżowej w 1968 roku
. Za ścianą był salon „Ewa”, w którym fryzury robiły sobie panie.

Każdy z trzech panów trafił w różnym czasie w to miejsce, ale we trzech pracują razem od lipca 1977 roku. Wtedy to do Tadeusza i Wacława, którzy byli tu wcześniej, dołączył Stanisław.

- Jeśli chodzi o staż fryzjerski, mamy prawie jednakowy - podkreśla jednak Tadeusz Pieczonka. Wspomina czasy nauki w szkole i praktyki w zakładzie. Wychodził z domu o 6 rano i wracał wieczorem o 21. - Nieraz matka mi załamywała ręce: Ale sobie zawód wybrałeś - wspomina.

- A ja miałem jeszcze lepiej. Musiałem dojść półtora kilometra do ciuchci - pamięta Wacław Cieślak. Pochodzi z Krzeczowic, skąd dojeżdżał właśnie kolejką wąskotorową do Przeworska, by uczyć się tutaj fachu fryzjerskiego.
Zakład przetrwał zmianę ustroju

Rozstawali się rzadko, na przykład na czas służby w wojsku. Od wielu lat pracują wspólnie w jednym zakładzie. Czasy jednak się zmieniły, spółdzielnie z tamtych lat powoli przestawały istnieć. Każdy z panów założył więc swoją własną działalność gospodarczą. I choć strzygą w tym samym zakładzie i są nierozłączni, to każdy pracuje na własny rachunek. Przy drewnianej gablocie z trzema stanowiskami stoją oddzielne kasy fiskalne, a każdy z pracujących w tym zakładzie fryzjerów ma swoich stałych, wiernych klientów. Wspólnie wynajmują lokal i dzielą koszty jego utrzymania.

Strzygą się tu nie tylko przeworszczanie. W zakładzie Słysza, Pieczonki i Cieślaka bywają mieszkańcy okolicznych miejscowości, a nawet Jarosławia czy Rzeszowa. Byli nawet tacy klienci, którzy przyjeżdżali na wakacje z Gdańska i obowiązkowo musieli zaliczyć wizytę w zakładzie na placu Mickiewicza. Tak jak dawniej, tak i dziś nie brakuje stałych klientów.

- Jest co robić. Gdyby nie było, to trzeba by pewnie zrezygnować. Pracujemy cały czas, bo jeśli klient odejdzie, to już nie wróci - mówi Tadeusz Pieczonka. Dyplom mistrzowski zdobył w 1971 roku. Został wtedy najmłodszym mistrzem.
- Dopóki siły i zdrowie pozwolą, będziemy pracować - zapewnia. Na razie tych sił wystarcza, bo zakład otwarty jest w dni powszednie, ale także i w soboty.

Po co zmieniać coś, co funkcjonuje?

Ani myślą o tym, by na emeryturze założyć miękkie kapcie i patrzeć w telewizor, choć przecież obowiązków domowych nie zaniedbują.

- W domu czegoś jednak brakuje. Zawsze jakaś praca się znajdzie, ale człowieka ciągnie tutaj. Przyzwyczaiłem się - mówi Stanisław Słysz.
- Jeśli zdrowie będzie dopisywało, to i do setki popracujemy - uśmiecha się Wacław Cieślak. - Klienci są zadowoleni, ja jestem zadowolony, to czemu mam nie pracować?

Jego syn i wnuczka też są fryzjerami, ale nie pracują w zawodzie. Może kiedyś nawiążą do rodzinnych tradycji?
Jak podkreślają, ich zakład to nie salon. Nie poszukują nowinek, nie gonią za zmienną modą, ale w zakładzie i tak jest ruch non stop.

- Nie prowadzimy zapisów, pracujemy na bieżąco - zaznacza pan Stanisław.

Fryzjerzy, którzy w Przeworsku bywają nazywani „trzema muszkieterami” pamiętają dobrze epokę brzytwy i paska. Dziś już brzytwy używać nie wolno, ale w przepastnej szafie jest jeszcze schowanych kilka wysłużonych egzemplarzy. Leżą i przypominają o dawnych czasach. W pracy zastąpiły je maszynki.

Z fryzjerem pogadasz o wszystkim

Klienci zakładu nie poszukują ekstrawaganckich fryzur.

- Jeśli pracuje się pięćdziesiąt lat i klienci są zadowoleni, to po co to zmieniać? - tłumaczy pan Wacław.

W zakładzie strzygli się burmistrzowie, wójtowie, radni. Są tacy klienci, którzy chodzą tu od samego początku. Choć zakład specjalizuje się we fryzjerstwie męskim, to zaglądają tu także panie. Nie tylko te, które chcą dopilnować fryzury męża, ale także takie, które same korzystają z usług doświadczonych fachowców.

Czemu klienci tak bardzo przywiązali się do tego miejsca? Cenią sobie fachowość fryzjerów, atmosferę i konkurencyjne ceny. A przy okazji można pogadać o wszystkim. O sporcie, o polityce, o mieście. Przeworsk przez te wszystkie lata się zmieniał, ale przecież wciąż problemów nie brakuje. Takich, jak choćby uciążliwy brak miejsc do parkowania. Więc i dziś o tych kłopotach można zawsze pogadać. A informacje rozchodzą się tu lotem błyskawicy.

- Mówią, że nasze miasto jest tak małe, że jak ktoś się w Rynku położy, to nogi ma w ziemniakach - uśmiecha się pan Stanisław. Ale i o zwykłych, ludzkich sprawach porozmawiać można w zakładzie na placu Mickiewicza, bo fryzjer bywa jak barman, któremu można się zwierzyć ze wszystkiego.

Dawniej rozgrywano tu szachowe turnieje

- Rozmawiało się o tym, o czym chciał klient. Przychodzili tu dawniej sędziowie piłkarscy, to dyskutowało się o piłce. Analizowało się mecze i podjęte przez nich decyzje. Przychodzili rolnicy, to mówiło się o uprawach - wspomina Słysz.
- Dawniej odbywały się tu rozgrywki szachowe. Towarzystwo grało, aż miło było popatrzeć! - dodaje.
Choć pracy w zakładzie nie brakuje, nie zatrudniają nikogo. Nie ma na to miejsca - Jesteśmy w trójkę, współpracujemy ze sobą. Nie ma kłótni, przepychanek. Dopóki zdrowie pozwoli, chcemy to dalej robić.

Czy był moment, że chcieli rzucić to wszystko i zająć się czymś innym? - Nie. Pracy nigdy nie nam nie brakowało. Mamy nadzieję, że nie zabraknie - uśmiechają się fryzjerzy z Przeworska.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24