Platforma Obywatelska rozdaje karty w Radzie Miasta Rzeszowa

Jeszcze podczas piątkowej konferencji prasowej przedstawiciele Rozwoju Rzeszowa byli przekonani, że w wyborach samorządowych zdobędą przynajmniej 13 z 25 mandatów i po czterech latach przerwy odzyskają większość w Radzie Miasta Rzeszowa.

Zachęcali, aby oddać na nich jak najwięcej głosów, m.in. kosztem słabo stojącego w sondażach koalicjanta - Platformy Obywatelskiej. W poniedziałek, po publikacji wstępnych wyników zmienili zdanie. Powód? Wprowadzając do rady 11 osób, Rozwój Rzeszowa nie jest w stanie rządzić samodzielnie, podobnie jak 10-osobowy klub PiS.

Platforma języczkiem u wagi

Niespodziewanie powyborczym języczkiem u wagi jest dzisiaj właśnie klub PO, który w ratuszu będzie reprezentowany przez cztery osoby. To ich głosów radni Tadeusza Ferenca będą potrzebować do forsowania polityki prezydenta. Konrad Fijołek, szef komitetu wyborczego "rozwojowców" nie ukrywa, że wynikiem jest nieco rozczarowany. Ale przekonuje, że na budowę koalicji jest gotowy.

- Rzeczywiście liczyliśmy na inny wynik i w pewnym sensie jesteśmy przyparci do muru. Ale prezydent Ferenc z przedstawicielami PO rozmawiał o koalicji już przed wyborami i teraz trzeba tylko doprecyzować szczegóły naszej współpracy. Na bazie tych ustaleń do rozmów siądziemy już dziś - mówi Konrad Fijołek.

Dodaje jednak, że w nowej kadencji ewentualna współpraca między tymi klubami musi wyglądać inaczej niż do tej pory.

- Chcemy wspólnie decydować o mieście. Nie mamy zamiaru tkwić w farsie, gdy PO będzie raz z nami, raz przeciwko nam. Mają w ratuszu swojego wiceprezydenta, więc liczę, że wezmą pełną współodpowiedzialność za Rzeszów - mówi radny Fijołek.

Ale w PO warunki umowy koalicyjnej widzą inaczej. Jolanta Kaźmierczak, jedna z czwórki radnych tego ugrupowania zapowiada, że jej klub nie ma zamiaru być częścią maszynki do głosowania bezkrytycznie popierającej wszystkie pomysły Tadeusza Ferenca.

- W pewnych kwestiach mamy inne zdanie i nie zamierzamy go zmieniać. Zwłaszcza, że jeszcze kilka dni temu Rozwój Rzeszowa zapowiadał, że będzie rządzić samodzielnie. Tymczasem mocno zaznaczyliśmy swoją pozycję w radzie i zamierzamy realizować swój program wyborczy - mówi Jolanta Kaźmierczak, szefowa klubu PO w minionej kadencji.

PiS drugą siłą w Radzie Miasta Rzeszowa

Na twardą postawę PO liczą w klubie PiS, który z 10 mandatami będzie drugą siłą w Radzie Miasta Rzeszowa. Robert Kultys, jeden z liderów prawicowego ugrupowania jest przekonany, że po wyborach pozycja PiS i PO jest silniejsza względem radnych prezydenta.

- Z naszych klubów wypadły osoby, które w gruncie rzeczy wspierały w głosowaniach kluby lewicowe. To daje pewność, że ważne decyzje będą podejmowane merytorycznie. Dużo zależy od taktyki, jaką przyjmie PO. W tej chwili trudno wyrokować co zrobią, bo chociaż w wielu punktach nasze programy wyborcze są zbieżne, w walce o fotel prezydenta miasta poparli Tadeusza Ferenca. Liczę jednak, że od ślepej koalicji będą woleli postawić na racjonalne działanie - mówi radny Kultys.

Roszady personalne najbardziej widoczne są w PiS. Po wielu latach zabraknie tu zmarłego latem Antoniego Kopaczewskiego i doświadczonej Jadwigi Stręk. Do rady nie dostał się też pasjonat historii Marek Strączek i Jerzy Cypryś, lider ugrupowania, który wystartował w walce o sejmik. Zamiast nich w ratuszu zasiądą m.in. młody Marcin Fijołek oraz przedsiębiorcy Mariusz Olechowski i Grzegorz Koryl.

- Mimo zmian to będzie mocna, merytoryczna drużyna - przekonuje Robert Kultys.

Z lewej strony zabraknie przede wszystkim Beaty Ratajczak i Grzegorza Budzika, członków byłego klubu SLD. W PO miejsce Kazimierza Myrdy zajmie Robert Chomicki, pierwszy szef PO w Rzeszowie. Ani jednego radnego nie wprowadził Aktywny Rzeszów, który swoim nazwiskiem firmowała mistrzyni świata w karate - Marta Niewczas.

Sprawdź:wyniki wyborów do Rady Miasta Rzeszowa