Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krystyna i Józef poznali się dzięki Nowinom. Właśnie wzięli ślub!

Wanda Mołoń
Krystyna i Józef: - Na szczęście nigdy nie jest za późno.
Krystyna i Józef: - Na szczęście nigdy nie jest za późno. Dariusz Danek
Zmierzchało, kiedy wzięła do ręki weekendowe wydanie Nowin. Zatrzymała się na Sekretach Serc. Mężczyzna z Glinika Górnego szukał bratniej duszy, na dobre i złe. Zadzwoniła. Ujął ją ciepły głos.

15 lat swatania

15 lat swatania

Rubryka "Sekrety serc" pojawiła się w Nowinach w maju 1996 roku. Redakcja zaprosiła Czytelników do dzielenia się osobistymi wyznaniami. "Sekrety serc" szybko przekształciły się w kącik matrymonialny. Trudno dziś nam ocenić, ile par dzięki Nowinom połączyło swe życie na zawsze.

Nie wie, czemu wybrała właśnie jego ofertę. Posłuchała kobiecej intuicji. Umówili się na rzeszowskim dworcu. Powiedziała, ile ma lat. On, że nosi okulary. Żadnych innych znaków rozpoznawczych. Minął ją jeden okularnik, drugi... Nie, nie, żaden z nich. Pojawił się Józef. Podeszła, zapytała o imię.

Wygląda znacznie młodziej niż ma w metryce - pomyślał zaskoczony. Czas ją oszczędza. Jego też. Zaproponowała kawę w pobliskiej kawiarni. Kto zaprosił pierwszy? Czy to ważne? Zdjęła czarną kurtkę. Szczupluteńka - pomyślał. I na tej pierwszej randce powiedział jej o truskawkach. Że je uprawia, że za nie wybudował dom.

Nie przestraszyła się truskawek, raczej rozczuliła ją szczerość. Ona, gospodarska córka ze Stobiernej, gdzie rodzice uprawiali kilka hektarów, więc jak kobieta pracująca z serialu "żadnej pracy się nie boi".

Anons Józefa (lat 51) ukazał się w Nowinach 12 grudnia 2009. W walentynki następnego roku zaręczyli się.

- A na co mieliśmy czekać - pyta Krystyna (lat 47).

Kościół się wietrzy

Pokryta gontem stareńka świątynia od wieków wrasta we wzniesienie w centrum Gogołowa. Odnowiona! Pani Danuta spotkana przed kościółkiem mówi, że "kościół się wietrzy, bo ślub będzie".

- Naszego, ze wsi, o - (ruch ręką w lewo) nadejdą tą drogą, bo słońce, cieplutko...

Danuta opowiada, że ona też stąd, wychowała się krok od kościoła pod wezwaniem świętej Katarzyny, i choć życie zleciało jej na Śląsku, to magiczny Gogołów ją ciągnie.

Przez lata wracała tutaj na wakacje, a na starość osiądzie w swej wsi na stałe, bo wybudowali z mężem domek. U św. Katarzyny brała ślub w 1966 roku, brały ślub jej bratanice i siostrzenica. Drewniany kościółek jest świadectwem ich przeszłości.

- A Józefowi dobrze życzymy, bo wart chłop szczęścia. Mieszka sam, z matką staruszką.

Chwila w wietrzonym kościele, perełce architektury sprzed wieków (rok 1672), z chrzcielnicą przy której od ponad czterystu lat miejscowi chrzcili i wciąż chrzczą dzieci prosząc Boga o błogosławieństwo dla swoich pociech.

A z ołtarza głównego błogosławi im św. Katarzyna, z bocznego po lewej stronie - Matka Boża Śnieżna, którą parafianie otaczają szczególną czcią. Po prawej Serce Jezusa, u którego stóp klęczy św. Maria Małgorzata.

Czasem szczęścia szuka się długo

Ksiądz prałat Emil Midura uchyla skrzypiących drzwi świątyni na śluby i chrzty. Sprzyja chcącym przyjąć sakrament w ścianach, które od wieków są niemymi świadkami radości i szczęścia, rozpaczy i łez. Bo takie jest życie. A u św. Katarzyny jest jakaś tajemnica.

Idą młodzi. Krystyna w białej, atłasowej sukni i welonie, w dłoni skromne margerytki. Józef - w ciemnym ubraniu trzyma wybrankę za rękę. Dodaje otuchy.

- Ciekawe kto komu - roześmieje się Krystyna Karaś, już po uroczystości.

- Ale to ja wysłałem anons do Nowin - Józef nie daje za wygraną

- A ja odpowiedziałam - Krystyna dotrzymuje mu kroku.

- Będzie trzymać wspólną kasę, bo ja bardziej rozrzutny.

- Na miłości Bożej budujmy miłość ludzką - mówi do świeżo poślubionych małżonków kapłan. Przywołuje św. Pawła, który przed dwoma tysiącami lat mówił o miłości że "cierpliwa jest, łaskawa, nie zazdrości, nie szuka poklasku".

Obsypani drobnymi na szczęście zbierają je przed drzwiami kościoła. Krystyna, jak to kobieta, już poprawia mężowi klapkę od kieszeni garnituru.

- Czasem szczęścia szuka się dłużej, ale się odnaleźli - mówi ks. prałat. Uważa, że małżeństwo Krystyny i Józefa Karasiów będzie trwałe i szczęśliwe, bo, jak mówi - "obydwoje tacy stateczni".

Jak synowa cięta

Sąsiad z siekierą w dłoniach czeka na świeżo poślubionych. Rąbie drwa. Niech postoją, flaszką się wykupią. Oj, rozczarowanie, bo przyjęcie ślubne bezalkoholowe. Tak zdecydowali, szanując sierpień jako miesiąc trzeźwości. Ale "drwal" z bramy unosi ze sobą kolorową paczuszkę.

Matka Józefa porusza się o dwóch kulach. Z dumą wskazuje dom syna z białych pustaków obsadzony dorodnymi sosnami i szpalerem gęstych tui.

- Będę wolniejsza, jak przyjdzie synowa. Bo nogi mam chore, a jak synowa cięta, to wszystko zrobi. A ja nie usiądę, jeszcze w jedną rękę laskę, w drugą - motykę i szturam koło domu. Mam córkę, ale osiedliła się na tamtej górze - ręka starszej pani wskazuje zabudowania na horyzoncie.

A wstążki na sosenkach? - Sąsiadka rano powiesiła, z synową, na znak, że w domu wesele.

Skromne przyjęcie. Teresa, sąsiadka nastawiła ziemniaki i odgrzała rosół, żeby parował, kiedy wrócą z kościoła. Wyszła na schody z chlebem i solą, aby przywitać jak każe tradycja. Pajdy solidne pokroiła, chwila upływa zanim świeżo upieczeni małżonkowie je skonsumują.

- Rzuć talerzem o beton - podpowiada rodzina młodym. - Nie żałowali, porcelanowy rozbili - z niedowierzaniem kręci głową ojciec Krystyny.

- A ty przenoś żonę przez próg, pokaż, co potrafisz - świadek Krzysztof Synowiecki, mąż Józefowej, kuzynki Jolanty, rozładowuje poważną atmosferę. Zaś Jola kurczowo trzyma dłoń na splocie słonecznym, bo jak na złość rozerwały się perły, a nie chce, żeby kulki, których nie zatrzymał biustonosz, toczyły się spod sukienki.

Zięciowi dobrze z oczu patrzy

- Należało się Józkowi szczęście, bo fajny chłopak - to Maria, siostra o bracie.

Wił swoje gniazdo, trzy pokoje, kuchnia, łazienka, przedpokój. Pani Zofia, mama Krystyny, nie obawia się o los córki, bo "zięciowi dobrze z oczu patrzy".

- Wyczuwam u człowieka charakter - mówi starsza pani, która z Andrzejem, ojcem Krystyny, przeżyła 48 lat.

Tajemnica zgodnego stadła jest wedle nich taka, że "jeden drugiemu ustąpić musi, bo jak oboje zawzięci, to nie jest dobrze".

- Jedno w stadle musi być mądrzejsze, a będzie dobrze - kwituje pani Zofia. - Bo, jak dodaje pan Andrzej, źle bywa, kiedy jeden koń ciągnie w lewo, a drugi w prawo.

- Ta, do jasnego gwinta, nie rozumiem, jak mają po 80-tce, a jeszcze się gniewają. To, kiedy się pogodzą, na tamtym świecie?

Z głośnika za oknie płynie melodia - "Żono moja, serce moje..."

Jedno podpala, drugie gasi

Im człowiek starszy, tym mniej chce mu się szukać drugiej połówki? - pytamy panią młodą.

- Po nas widać, żeby nie rezygnować.

Ona oczekuje od męża szacunku, zaufania, zrozumienia. Miłość umieszcza na końcu listy, chociaż obydwoje darzą się uczuciem. Nie szukała ideału, a dobroci, spokojnego charakteru.

I żeby nie był cholerykiem, bo ona zbyt łatwo wybucha. A sytuacja sprzyjająca związkowi jest wtedy, kiedy jedno podpala, a drugie gasi.

I żeby robotę dzielić po równo. - Razem, wspólnie, jakie to piękne - rozmarza się Krystyna.

- Gotować nie potrafię - uprzedza Józef. - Ja cię nauczę - obiecuje Krystyna.

Nie chciałaby zrywać z zawodem. Jest wyedukowaną kucharką, z kilkunastu latami praktyki. Chciałaby znaleźć zajęcie gdzieś bliżej domu. Józefowi zostało 15 arów, resztę gospodarstwa przekazał za rentę.

Mieli się pobierać w czerwcu, ale Krysi trafił się wyjazd do Belgii na trzy miesiące. Zarobiła. Łatwiej było przygotować nawet skromny ślub.

Nie ukrywają, że swatką była gazeta.

- A co w tym złego - pyta świeżo upieczona żona, przecież ludzie poznają się przez internet, tworzą szczęśliwe związki.

Chciałaby przeprowadzić się do męża z Perełką, kotem. Ma trzy, ale wzięłaby chociaż jednego. Józef też hoduje kota, Tygrysa. On - oponuje, ona - próbuje wynegocjować u męża kocią przeprowadzkę

Dziewczyna dla Witka

Witek Armata, rocznik 1980, od dziewięciu lat kościelny (wietrzy kościółek dla Karasiów).

- A nie wiecie coś o jakiejś dziewczynie? - jasne oczy Witka pytająco spoglądają zza okularów.

Żeby była z okolic Strzyżowa, Jasła, Frysztaka, Dębicy. Wiek? Od 25 do 35 lat.

Bo dziewczynom z Gogołowa, uważa kościelny, nie śpieszy się do małżeństwa. Jeszcze jakieś warunki? - Żeby nie miała lewych rąk do roboty! Bo Witold, po śmierci mamy, został sam.

- Samemu żyć smutno i źle - mówi.

Gdzie jest twoja połówka jabłka

Na wesele Nowiny zaprosił Józef Karaś. Napisał: "Myślimy, że jest więcej takich par, które poznały się za waszym pośrednictwem. Może wstydzą się do tego przyznać? A my zapraszamy redakcję na uroczystość zaślubin".

- Gdzieś tego drugiego człowieka trzeba poznać - mówią obydwoje.

- Żaden wstyd szukać - dodaje Krystyna. - U mnie niewiele się zmieniło w nazwisku - panieńskie Wilk, zamieniłam na Karaś (śmiech).

Byliśmy, widzieliśmy, złożyliśmy życzenia, zawieźliśmy kwiaty i pitny miód. Miód poczeka na wrzesień. Toasty wznosiliśmy wodą mineralną. Z korzyścią dla zdrowia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24