Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znikające królewskie korony. Te najważniejsze mamy tylko w postaci replik

Paweł Stachnik
Obraz Jana Matejki „Koronacja pierwszego króla” (1889). Korona Chrobrego została wywieziona do Niemiec i ślad po niej zaginął...
Obraz Jana Matejki „Koronacja pierwszego króla” (1889). Korona Chrobrego została wywieziona do Niemiec i ślad po niej zaginął... Fot. archiwum, Wkipedia (3)
3/4 października 1795. Prusacy rabują ze skarbca na Wawelu polskie insygnia koronacyjne. Losy regaliów były dramatyczne. Kradziono je, wywożono, ukrywano lub po prostu niszczono. Co pewien czas trzeba je było odtwarzać. Dziś pozostało ich niewiele. A te najważniejsze mamy tylko w postaci replik.

Pierwszym polskim regalium była korona Bolesława Chrobrego. Władca ten tuż po zjeździe gnieźnieńskim rozpoczął starania u papieża o koronację. Wobec niechęci Sylwestra II nie doszła ona wtedy do skutku.

Udało się dopiero ćwierć wieku później - Chrobry koronował się w 1025 r. Prawdopodobnie tą samą koroną koronował się syn Bolesława - Mieszko II. Po jego śmierci w 1034 r., Mieszkowa żona, Rycheza, wyjechała do Niemiec zabierając ze sobą dwie królewskie korony (swoją i męża), a następnie przekazała je cesarzowi Konradowi II. W Rzeszy ślad po nich urywa się. To pierwsza chronologicznie utrata polskich regaliów. Potem będą następne.

Niemcy, Czechy, Węgry

Nowe regalia, czyli koronę, jabłko i berło, wykonano na koronację Bolesława Śmiałego w 1076 r. Użyli ich po latach kolejni polscy królowie: Przemysł II w 1295 r. i Wacław II Czeski w 1300 r. Gdy 1303 r. córka Przemysła II, Ryksa Elżbieta, została żoną Wacława II, wyjeżdżając do Pragi zabrała na koronację polskie regalia.

Tam w 1310 r. zostały one skradzione wraz z całym skarbcem Przemyślidów przez zdetronizowanego króla czeskiego Henryka Karynckiego…

Na koronację Władysława Łokietka w 1320 r. trzeba więc było zrobić nowy zestaw koron, jabłek i bereł dla władcy i jego żony Jadwigi. Wykonane wtedy regalia przetrwały najdłużej i stały się na najważniejszymi polskimi symbolami królewskimi. Korona królewska nazywana była Koroną uprzywilejowaną (lub Koroną Chrobrego, choć wcale nie pochodziła z jego czasów). Koronę królewskich małżonek nazywano Koroną królowych.

- Do regaliów dołączono wtedy miecz koronacyjny zwany Szczerbcem, rzekomo należący do Bolesława Chrobrego, który miał go wyszczerbić na kijowskiej Złotej Bramie. W rzeczywistości miecz pochodził z XIV w. i najprawdopodobniej należał do ojca Łokietka, księcia kujawskiego Kazimierza - mówi Alfred Znamierowski, członek Polskiego Towarzystwa Heraldycznego, autor książki „Insygnia, symbole i herby polskie”.

Z Polski regalia Łokietka wywiózł na Węgry po swojej krakowskiej koronacji w 1370 r. Ludwik Węgierski. Z tego powodu koronami zastępczymi zwieńczono Jadwigę Andegaweńską, Jagiełłę i jego drugą żonę Annę Cylejską.

Regalia przebywały na Węgrzech dość długo, bo aż do 1412 r. Wtedy to Zygmunt Luksemburski na spotkaniu w Budzie z Władysławem Jagiełłą zwrócił koronę Łokietka i pozostałe koronacyjne artefakty.

I to właśnie Korony uprzywilejowanej i Korony królowych używano podczas koronacji większości polskich władców aż do końca Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Z czasem zbiór polskich regaliów powiększał się. Dodawano do nich prywatne korony wykonywane na zamówienie władców (np. Zygmunta Augusta i Anny Jagiellonki), pojawiały się korony państw, do władania którymi aspirowali polscy królowie. Tak było z koroną szwedzką włączoną do skarbca przez Zygmunta III Wazę oraz z koroną moskiewską podarowaną Zygmuntowi przez Dymitra Samozwańca. Była też tzw. korona węgierska po władcy Węgier Janie Zapolyi (synu Izabeli Jagiellonki).

Insygnia ponownie opuściły Polskę w okresie potopu szwedzkiego. Jerzy Lubomirski wywiózł je wtedy z Krakowa na Spisz i umieścił w swoim zamku w Lubowli. Resztę zawartości skarbca rozdano na przechowanie zaufanym senatorom.

Afery skarbowe

Gdy Szwedzi zostali wyparci z kraju, sejm ustanowił komisję do przejęcia skarbca koronnego. Regalia wróciły na Wawel, natomiast senatorowie nie kwapili się z oddaniem otrzymanych klejnotów. Od dwóch z nich odkupiono(!) kilka złotych łańcuchów, reszta niestety przepadła…

Druga afera związana ze skarbcem wybuchła po abdykacji Jana Kazimierza. Okazało się, że jego poprzednicy - Zygmunt III i Władysław IV - przekazali na własność Rzeczypospolitej swoje prywatne korony.

Jan Kazimierz uważał jednak, że są to pamiątki rodzinne i zamierzał je zatrzymać dla siebie. Wypłynęła też sprawa wspomnianej już korony moskiewskiej. Jej władca również nie chciał oddać. Naciskany przez posłów, ociągał się i kluczył. Dziś wiemy, że nie mógł jej zwrócić do skarbca, bo… już nie istniała.

Otóż król potrzebując pieniędzy na liczne wojny, kazał ją przetopić. Uzyskał w ten sposób ogromną sumę 150 tys. dukatów węgierskich. Teraz jednak znalazł się w patowej sytuacji. By się ratować zlecił swojemu zaufanemu złotnikowi wykonanie nowej korny, którą następnie oddał jako tę moskiewską. Nota bene fałszerstwo wyszło na jaw dopiero po 200 latach, gdy historycy natrafili w archiwach na dokumenty i listy opisujące mistyfikację.

Skądinąd ową fałszywą koronę moskiewską Polska również straciła z powodu długów Jana Kazimierza! W 1698 r. elektor brandenburski wystąpił z żądaniem zwrotu 300 tys. talarów pożyczonych niegdyś przez króla. Ustalono, że wierzyciel weźmie w zastaw część klejnotów ze skarbca koronnego, w tym właśnie fałszywą (acz wykonaną z prawdziwych kruszców) koronę moskiewską. Elektor zabrał ją do Berlina, skąd już nigdy nie wróciła.

Wyjeżdżając z Polski Jan Kazimierz zabrał ze sobą bezprawnie wiele przedmiotów ze skarbca. Były wśród nich trzy berła srebrne pozłacane, dwie duże korony zamknięte, dwie małe korony i trzy jabłka. Wszystko to były król zapisał księżniczce mantuańskiej Annie z Gonzagów, a ta przekazała skarby do opactwa benedyktynów w Saint-Germain-des-Pres. Stamtąd zrabowano je podczas rewolucji francuskiej i przekazano do przetopienia…

Za panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego Koronę uprzywilejowaną i Szczerbiec przewieziono do Warszawy, gdzie nadworny malarz Marcelo Bacciarelli wykorzystał je do namalowania portretu Bolesława Chrobrego w poczcie królów polskich swojego autorstwa.

Burzliwe dzieje Rzeczypospolitej odbiły się na zasobach polskich regaliów. Jak pisał badacz historii królewskich insygniów prof. Michał Rożek, w przededniu zniknięcia Polski z mapy Europy w skarbcu na Wawelu było zaledwie pięć koron, cztery berła, trzy jabłka i Szczerbiec.

- Inne nacje miały więcej szczęścia niż my. Ich historia nie była tak dramatyczna, jak nasza, dzięki czemu ocalały ich regalia. Tak było np. na Węgrzech, gdzie można oglądać koronę św. Stefana, czy w Czechach - mówi Alfred Znamierowski.

Nocny rabunek

Podczas powstania kościuszkowskiego, 15 czerwca 1794 r., do Krakowa weszły tłumiące powstanie wojska pruskie. Okupanci od razu rozpoczęli rekwizycje, poszukiwania kosztowności i wartościowych rzeczy. W tajemnicy zabrali się też do obrabowania skarbca koronnego na Wawelu. To co wtedy się wydarzyło polscy historycy odtworzyli po latach na podstawie rozmaitych dokumentów (w tym pruskich), przekazów i relacji.

Decyzję o ograbieniu skarbca król pruski Fryderyk Wilhelm II podjął we wrześniu 1795 r. W nocy z 3 na 4 października tajny radca Ludwik von Hoym w asyście trzech oficerów i specjalnie sprowadzonego z Wrocławia zaufanego ślusarza włamali się do skarbca. Jak później pisał komendant Krakowa gen. Reuts w liście do króla, „największą trudność sprawiło rozbicie sześciu drzwi okutych żelazem i zaopatrzonych w kunsztowne zamki, a potem żelaznej skrzyni, w której insygnia były przechowywane”.

Precjoza pod eskortą odesłano przez Wrocław do Berlina i umieszczone w skarbcu. Gdy w 1809 r. po klęskach poniesionych przez Prusy w wojnach z Napoleonem, królewski skarb zbankrutował, Fryderyk Wilhelm podjął decyzję, by polskie regalia przetopić na pieniądze. Przewieziono je do Królewca i w 1811 r. komisyjnie zniszczono. Ze złota i srebra wybito monety, drogie kamienie sprzedano. Bezpowrotnie zniszczono sześć koron, cztery berła, cztery jabłka, dwa miecze, pas od miecza i dwa relikwiarze.

Cała akcja rabunku została przeprowadzona dyskretnie i w tajemnicy. Przez długie lata nic o niej nie wiedziano, choć po przejęciu Krakowa przez Austriaków dokonano lustracji skarbca i stwierdzono brak regaliów. Wniosek był oczywisty - zrabowali je Prusacy.

O zwrot insygniów dopominały się władze Księstwa Warszawskiego, a później kilkakrotnie sam car Aleksander I, który chciał się koronować na króla Polski. Z tego właśnie powodu władze pruskie w 1836 r. wdrożyły dochodzenie w sprawie polskich regaliów. To pozwoliła ustalić szczegółowo ich losy.

Legenda żyje sama

Sytuacja była niezręczna wobec żądań rosyjskiego monarchy. W Berlinie postanowiono ratować się w inny sposób. Dyskretnie rozpropagowano legendę, że regalia nie zostały zabrane do Berlina, lecz wykradzione przez Polaków z Wawelu i ukryte w oczekiwaniu na odrodzenie Królestwa Polskiego. Historia ta po raz pierwszy ukazała się na łamach dziennika „Constitutionnel”. Podano w niej, że dwaj zakapturzeni mnisi w towarzystwie sześciu ślusarzy dostali się do skarbca, wyłamali zamki, zabrali korony i uciekli z nimi na Litwę.

Jak pisze prof. Rożek, legenda - niespodziewanie chyba dla jej twórców - przyjęła się wśród Polaków, którym w okresie zaborów potrzebna była taka krzepiąca ducha opowieść. Historia ukrycia regaliów weszła do narodowej mitologii i zaczęła żyć własnym życiem. Pojawiały się kolejne jej wersje, coraz bardziej rozbudowane, coraz bardziej szczegółowe.

Podawano nazwiska szlachetnych złodziei, trasę podróży i miejsce ukrycia. Co do tego ostatniego, to przyjęło się, że regalia zostały złożone w klasztorze Kapucynów we Włodzimierzu Wołyńskim. Legenda była tak silna, że wierzyli w nią także historycy, a po odzyskaniu niepodległości w 1920 r. poszukiwania we włodzimierskim klasztorze przeprowadził dyrektor Muzeum Wojska Polskiego Bronisław Gembarzewski. Legenda żywa była nawet po II wojnie światowej, a jej kolejne wersje pojawiały się nawet w latach 80.!

Zniszczone regalia zastępują dziś ich repliki. W latach 2001-2003 dzięki inicjatywie nowosądeckiego antykwariusza Adama Orzechowskiego zrekonstruowano Koronę Chrobrego oraz jabłko i berło Stanisława A. Poniatowskiego. Od 2003 r. pokazywane są one na wystawach w kraju i zagranicą. - To bardzo cenna inicjatywa. Autentyczne regalia nie przetrwały do naszych czasów, więc dobrze, że mamy choć takie. Pokazują one, że nasza historia jest długa i wspaniała, i budzą uzasadnione poczucie dumy narodowej - podkreśla Alfred Znamierowski.

WIDEO: Co Ty wiesz o Krakowie - odcinek 22

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Znikające królewskie korony. Te najważniejsze mamy tylko w postaci replik - Dziennik Polski

Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24