Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zalesie - moja miłość

JAROMIR KWIATKOWSKI
Marian Marcinowski przez 7 lat pracował nad książką swojego życia.
Marian Marcinowski przez 7 lat pracował nad książką swojego życia. TADEUSZ POŹNIAK
- Napisałem tę książkę nie dla zysku. To było dla mnie lekarstwo przez 7 lat - mówi Marian Marcinowski z rzeszowskiego Zalesia, autor trzytomowego dzieła "To wszystko działo się w Zalesiu", od kilku lat przykuty do inwalidzkiego wózka.

Rocznik 1931. Jako uczeń lubił historię, ale miał większe predyspozycje do nauk ścisłych. Został więc ekonomistą. Przez 20 lat pracował w Wojskowym Przedsiębiorstwie Handlowym. W 1973 r. został dyrektorem Centrali Rybnej w Rzeszowie. W 1992 r. przeszedł na emeryturę.

Dwie pasje: szkoła i sport

Zawsze był człowiekiem bardzo aktywnym. Angażował się we wszystko, co działo się w Zalesiu. Miał dwie największe pasje: szkołę i sport. Przez 25 lat był przewodniczącym Komitetu Rodzicielskiego w tamtejszej szkole. A ponieważ mieściła się ona w starych i ciasnych budynkach, zainicjował budowę nowego obiektu, którą po wielu perypetiach udało się doprowadzić do końca.
Przez 17 lat (do 1997 r.) szefował zaleskiemu klubowi sportowemu "Zimowit". Za największą swą porażkę uważa fakt, że w latach 90. nie udało mu się doprowadzić do końca drugiego dzieła: budowy ośrodka sportowo-rekreacyjnego w Zalesiu. Mimo wysiłku wielu społeczników i dużych nakładów finansowych. Na przeszkodzie stanęły ówczesne władze Rzeszowa, o czym Marcinowski pisze w swej książce z goryczą. Dzisiaj na tych 20 arach zlokalizowano osiem segmentów domków jednorodzinnych dla Fundacji Rozwoju Ośrodka Akademickiego.
Marcinowski jest honorowym prezesem "Zimowita". O jego społecznikowskich osiągnięciach świadczą liczne dyplomy na ścianach.
Do 1995 r. nigdy nie był u lekarza. - Nie wiedziałem nawet, jakie mam ciśnienie - wspomina. Później przyszła choroba. Cukrzyca zabrała mu obie nogi. W 1996 r. prawą, rok później lewą. Od tego czasu porusza się na wózku i za pomocą kul.

Pionierska praca

Materiały z historii Zalesia zbierał od dawna. O tym, że owocem tej pracy może być większa publikacja, pomyślał po raz pierwszy podczas pobytu w Centrum Rehabilitacji w Konstancinie. - Spotkałem tam wielu wspaniałych ludzi, m.in. Mirosława Kowalskiego z Warszawy, uczestnika powstania warszawskiego. Posiadał wielką wiedzę o powstaniu. To mnie zainspirowało.
Pracował nad swym dziełem 7 lat. Z odruchów jego wspomnień oraz relacji sąsiadów i znajomych powstała praca, która jest i pamiętnikiem człowieka zaangażowanego w dzieje Zalesia, i udaną próbą rekonstrukcji dziejów tej niegdyś podrzeszowskiej wsi, a dziś dzielnicy miasta, i publicystycznym dokumentem, którego autor nie stroni od pełnych pasji ocen nieodległych wydarzeń. Drugą część trylogii dedykował zmarłej w 1969 r., w wieku zaledwie 38 lat, żonie.
- Nie spotkałem się z innym opracowaniem historii Zalesia. Można powiedzieć, że to praca pionierska - mówi Marcinowski. Podkreśla pomoc wnuków. - Dyktowałem im, a oni pisali na komputerze.

Ostatni dziedzic pisze z Londynu

Szczególnie cenny jest, jak podkreśla Marcinowski, trzeci tom, oparty na nadesłanych z Londynu wspomnieniach Romana Gumińskiego, ostatniego właściciela dworu w Zalesiu. - Rodzina Gumińskich przybyła tu w 1852 r. Wszyscy kolejni właściciele tego dworu coś dla tej wsi zrobili. Np. szkoła bierze swój początek od Ignacego Gumińskiego, który przekazał na jej rzecz budynek karczmy. Mam wielki szacunek dla tej rodziny.
Roman Gumiński wyjechał z Polski w 1945 r. - Musiał, bo był zaangażowany w działalność AK - opowiada Marcinowski. - Trafił do armii Andersa, później do Londynu. Tam ożenił się z Natalią Jędrzejowicz, córką właściciela dworu w Staromieściu. Obecnie ma 84 lata.
Marcinowski podkreśla z dumą, że udało mu się dotrzeć do materiałów nigdzie wcześniej nie publikowanych. - Natrafiłem na prywatny album z biblioteki dworskiej. Przyniósł mi go człowiek, który wszedł w jego posiadanie podczas parcelacji dworu w Zalesiu. Opisano w nim przebieg wizyty prezydenta RP Ignacego Mościckiego w 1929 r. w Rzeszowie i Zalesiu. Był też tekst jego wystąpienia. Gumiński napisał z Londynu, że nie wiedział o istnieniu tych materiałów.

Nie zamierzam już nic pisać

Wydał 800 kompletów swej zaleskiej sagi. - W Zalesiu krąży 200 - opowiada. - Wiele trafiło do rodaków mieszkających obecnie w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, na Śląsku, a nawet w Nowym Jorku i Chicago. Trochę do szkół.
Reakcje są pozytywne. Zarówno wśród znajomych, jak i w prasie. Jeden z recenzentów zgłosił jedynie pretensje do autora, że tak mało miejsca poświęcił wiernym obrządku greckokatolickiego, którzy przed wojną przynależeli do istniejącej do dziś (pełniącej obecnie funkcję kościoła rzymskokatolickiego) cerkwi.
Mimo przykucia do wózka, Marcinowski nadal jest aktywny. Po przejściu na emeryturę utworzył rodzinną firmę "Rial-Zimowit" z branży ogólnobudowlanej. Ma uprawnienia do prowadzenia ksiąg rachunkowych.
Cieszy się, że wydanie książki zbiegło się z Rokiem Niepełnosprawnych (2003). - To moje dzieło życia. Nie zamierzam już nic pisać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24