Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dramat na basenie w Krośnie. 16-latek walczy o życie

Ewa Gorczyca, współpraca Tomasz Jefimow
Chłopiec był w mniejszej niecce basenu, której głębokość wynosi od 60 do 110 centymetrów. Ćwiczył swoją wytrzymałość, pływając pod wodą, na jednym wdechu.
Chłopiec był w mniejszej niecce basenu, której głębokość wynosi od 60 do 110 centymetrów. Ćwiczył swoją wytrzymałość, pływając pod wodą, na jednym wdechu. Tomasz Jefimow
Michał pływał w płytkiej wodzie. Nikt nie zauważył, że zaczął tonąć. Zanim go wyciągnięto i podjęto akcję reanimacyjną, przez trzy minuty leżał na dnie.

Michał przebywa na oddziale anestezjologii i intensywnej terapii krośnieńskiego szpitala. Lekarze nie udzielają informacji o jego stanie, prosili o to rodzice.

Dramat na krytej pływalni przy ul. Wojska Polskiego rozegrał się ok. godz. 21, w czwartek. Na basenie było w tym czasie ok. 20 osób. Wśród nich 16-letni Michał i jego 23-letnia siostra.

Wypadek zarejestrowały kamery

Nikt nie zauważył, gdy chłopak zaczął tonąć. To, czego nie widzieli kąpiący ani ratownicy, sekunda po sekundzie, zarejestrował monitoring. Pole widzenia zainstalowanych na pływalni dwóch kamer obejmuje niemal w całości to, co dzieje się w obu nieckach basenu. Obraz pokazuje, jak chłopiec przez dłuższy czas pływa pod wodą. Nagle wynurza się, próbuje wstać, a potem upada do wody, która w tym miejscu ma ok. 60 cm głębokości. Nikt nie reaguje. Choć w brodziku jest kilka osób, przechodzą obok leżącego na dnie chłopca. Mijają 3 minuty.

- On sprawiał wrażenie, jakby dalej nurkował - opisuje Bogdan Bukowczyk, dyrektor Zespołu Krytych Pływalni w Krośnie.

Siostra 16-latka zauważa, że dzieje się coś niepokojącego. Dotyka Michała, orientuje się, że się brat się nie porusza. To ona podnosi go z wody, wszczyna alarm. Będący w pobliżu mężczyzna pomaga jej wyciągnąć go na brzeg, rozpoczyna też reanimację chłopca. Dopiero po chwili pojawiają się ratownicy.

- Z relacji kobiety wynikało, że w chwili wypadku przebywali w swoim pomieszczeniu służbowym - mówi Marek Cecuła, rzecznik krośnieńskiej policji.

Policja o wypadku została powiadomiona dopiero dwie godziny później, kilkanaście minut po godz. 23. Dlatego dopiero następnego dnia policjanci mogli ustalać świadków zdarzenia i wyjaśnić związane z nim rozbieżności. Chodzi nie tylko o wyjaśnienie, dlaczego ratowników nie było przy niecce basenu.

Także o okoliczności związane z powiadomieniem pogotowia.

- Zanim nastolatek trafił do szpitala, załoga miała zostać wprowadzona w błąd i poinformowana, że młody krośnianin stracił przytomność w następstwie upadku i uderzenia głową o posadzkę - mówi Marek Cecuła. - Taka informacja spowodowała inny tok czynności ratunkowych.

Andrzej Jurczak, dyrektor pogotowia nie chce mówić o szczegółach.

- Tym zajmuje się policja - tłumaczy. Jak mówi, pogotowie otrzymało zgłoszenie o osobie, która upadła po wyjściu z basenu. Gdy załoga pojawiła się na miejscu, chłopiec miał drgawki, był nieprzytomny, ale oddychał. Taki zapis znalazł się w karcie.

- Gdyby ekipa karetki wiedziała, że ta osoba została wyciągnięta z wody, byłby zapis "po topieniu" - dodaje Jurczak.

Sprawdzą rejestr wezwań pogotowia

Dopiero w szpitalu informacje zostały zweryfikowane. Lekarze od rodziny dowiedzieli się o okolicznościach, w których nastolatek stracił przytomność.

Według dyrektora pływalni, na numer ratunkowy dzwoniły jednocześnie dwie osoby z personelu pływalni. Rozmawialiśmy z pracowniczką basenu, która (jak twierdzi) wzywała karetkę.

- Powiedziałam wtedy, że trwa akcja reanimacyjna chłopaka, który został wyciągnięty z wody - opowiada.

- Będziemy analizować, co ratownicy przekazali załodze karetki, skąd wzięły się niejasności, sprawdzać rejestr wezwań pogotowia - mówi Cecuła.

Policja w piątek przesłuchała świadków, w tym mężczyznę, który jako pierwszy ratował nastolatka. Jak się dowiedzieliśmy, była to fachowa pomoc, bo mężczyzna jest instruktorem pływania.

Ratownik znika z kadru

Z zapisu monitoringu wynika, że gdy Michał leżał pod wodą, i gdy go wyciągano, ratowników nie było przy niecce. Na minutę przed zdarzeniem widać jeszcze, że ratownik obserwuje brodzik. Potem znika z kadru. Nie wiadomo, gdzie idzie. - Kamery nie obejmują całej pływalni - mówi Bukowczyk.

Dyżur w czwartkowy wieczór miało dwoje ratowników, kobieta i mężczyzna, z 2 i 20-letnim stażem. Nie wrócili na razie do pracy, dyrektor dał im urlop. Dziś będzie z nimi rozmawiał. - Chcę wysłuchać ich szczegółowej relacji - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24