Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matka ofiary wypadku: kierowca ratował siebie, nie mojego syna

Ewa Gorczyca
- Po synu zostały mi tylko zdjęcia – mówi Janina Golonka.
- Po synu zostały mi tylko zdjęcia – mówi Janina Golonka. Tomasz Jefimow
- Prowadził po alkoholu, przejechał mojego syna, zostawił go pod samochodem a nie poniesie żadnych konsekwencji - mówi rozżalona Janina Golonka, matka 25-latka, który zginął na drodze w Klimkówce.

Do dramatu doszło w nocy, 13 maja 2010 roku. Grzegorz, mieszkaniec Iwonicza Zdroju, spędził wieczór na studenckiej imprezie w Krośnie. Miał nocować u kolegi, ale ok. północy wyszedł. Nie wiadomo dlaczego znalazł się w Klimkówce na ul. Zdrojowej.

- Może ktoś go tam podwiózł a dalej Grzesiek chciał iść pieszo do domu? - zastanawia się jego brat.

Zniknął na dwa dni

Lesław P. tego dnia pracował na drugiej zmianie, do godz. 22. Potem pojechał swoim samochodem do baru w Klimkowce. Siedział tam, aż do zamknięcia lokalu. Pił piwo.

Nie wiadomo dokładnie, o której godzinie Lesław P. najechał na Grzegorza. O wypadku w Klimkówce pogotowie zostało powiadomione ok. godz. 3.30. Karetka dotarła na miejsce w 5 minut. Ratownicy na drodze zobaczyli tylko samochód. Kierowcy nie było. Pod volkswagenem polo leżał człowiek. Już nie żył.

Właściciela samochodu szukano bezskutecznie przez dwa dni. Domownicy twierdzili, że nie wiedzą, gdzie jest. Z ich relacji wynikało, że w nocy przybiegł do domu, krzyknął, że przejechał człowieka i wybiegł. Lesław P. zgłosił się na komisariat dopiero po 39 godzinach od wypadku. Przywiózł go brat, twierdząc, że znalazł go błąkającego się w lesie.

Biegli ustalili, że 25-latek leżał lub siedział na jezdni, gdy potrącił go samochód. Prokuratura umorzyła śledztwo, uznając, że kierowca w tej sytuacji nie ponosi odpowiedzialności za śmierć pieszego. Oskarżyła Lesława P. jedynie o nieudzielanie pomocy.

W sądzie Lesław P. nie przyznał się do winy. Twierdził, że nie pamięta jak doszło do wypadku i co się działo tuż przed nim. Gdy się "ocknął" auto stało na drodze i nie dawało się uruchomić. Wysiadł, zobaczył, że przód samochodu jest uniesiony i leży pod nim człowiek. Próbował zjechać z pieszego, ale koła buksowały w miejscu.

Dlaczego, zamiast od razu wezwać pomoc, udał się do domu, choć był oddalono o kilometr a tuż przy drodze były inne zabudowania? Lesław P. tłumaczył, że nie wezwał pogotowia, bo nie miał przy sobie telefonu komórkowego. Nie zwrócił się też o pomoc do mieszkańców najbliższych posesji, bo przypuszczał, że w środku w nocy nikt mu nie otworzy drzwi. Stwierdził, że zamierzał potem wrócić na miejsce wypadku, ale był w szoku i nie pamięta, co się z nim działo, gdy wybiegał z domu.

Matka: To był ratunek?!

Sąd go uniewinnił, bo uznał, że Lesław P. podjął jednak próbę udzielenia pomocy. Matka Grzegorza nie może pogodzić się z tym wyrokiem.

- Jego zachowanie nie miało nic wspólnego z ratowaniem mojego syna. On chciał ratować swoją skórę. Bał się konsekwencji za jazdę po pijanemu. Po co starał się uruchomić auto, zamiast próbować wyciągnąć rannego? Dlaczego potem uciekł? Dlaczego nie próbował nawet wołać o pomoc, przecież blisko były domy?

Janina Golonka mówi, że sąd mógł sprawdzić, czy Lesław P. rzeczywiście nie miał przy sobie komórki, np. sprawdzając biling.

- On nawet sam nie zadzwonił z domu po karetkę. Zrobił to dopiero jego syn - twierdzi.

Grzegorz zmarł, zanim nadjechało pogotowie. Wykrwawił się, bo złamane żebro przebiło mu płuco. Biegły, który oceniał obrażenia, stwierdził, że istniała możliwość uratowania mu życia, gdyby natychmiast wezwano karetkę i udzielono mu specjalistycznej pomocy.

- Ja nie mówię, że Grzegorz jest bez winy. Nie powinien być w tym miejscu na drodze. Ale mój syn miał szansę przeżyć, gdyby kierowca zachował się inaczej - mówi matka.

Będzie apelacja

Janina Golonka zdecydowała się złożyć apelację od wyroku. Odwołała się także do sądu od wcześniejszej decyzji prokuratury o umorzeniu śledztwa w sprawie wypadku.

- Nie może być tak, że kierowca nie ponosi odpowiedzialności, chociaż pił alkohol, usiadł za kierownicą i najechał na człowieka - mówi. - Pogoda była dobra, Grześ miał białą bluzę i jasne spodnie. Gdyby kierowca był trzeźwy, mógłby go zauważyć i się zatrzymać.

Jeszcze w tym tygodniu ma się odbyć rozprawa w tej sprawie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24