Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć pacjenta w szpitalu w Sanoku. Lekarz obwinia pielęgniarkę

Ewa Gorczyca
Tomasz Jefimow
- Zachowała się nieprofesjonalnie - uważa dr Marek D., ordynator laryngologii w szpitalu w Sanoku. Twierdzi, że nie został właściwie powiadomiony o tym, co dzieje się z pacjentem.

Proces w tej sprawie toczy się przed Sądem Rejonowym w Krośnie. Dotyczy wydarzenia z maja 2014 roku. Miało ono miejsce na oddziale laryngologii. Oddział ten mieści się poza głównym sanockiego szpitala.

Było piątkowe popołudnie. Na dyżurze był jeden lekarz (ordynator Marek D.) i jedna pielęgniarka. Po kolacji 73-letni pacjent zaczął się dusić. Zadławił się posiłkiem i przestał oddychać. Ratowała go pielęgniarka z pomocą pracownika, który rozwozi posiłki i salowej.

Lekarza nie było na oddziale, personel nie wiedział, gdzie przebywa. Pojawił się dopiero po telefonicznym wezwaniu. Pacjent był już wówczas w stanie śmierci klinicznej. Lekarz wykonał tracheotomię, żeby udrożnić drogi oddechowe, ale mężczyzna nie przeżył.

Prokuratura oskarżyła Marka D. (ordynatora oddziału, który feralnego dnia był lekarzem dyżurnym) o to, że będąc odpowiedzialnym za bezpieczeństwo i stan zdrowia pacjentów, opuścił oddział i oddalił się w nieznanym kierunku.

Z zeznań jednego ze świadków wynika, że w tym czasie jeździł rowerem. Z zeznań innego - że nie było go ponad godzinę.

Wersja lekarza jest inna. Twierdzi, że wyszedł jedynie rozprostować nogi i na schodach spotkał mężczyznę, który poprosił go o konsultację. Jak twierdzi, poszedł z nim do pomieszczenia piętro niżej, gdzie - jak mówi - znajdował się wówczas aparat USG. Na oddział wrócił - jak utrzymuje - natychmiast po wzywającym go telefonie.

Dziś odbyła się kolejna rozprawa. M.in. zeznawała salowa, która była świadkiem zdarzenia na oddziale. Opowiadała, że w pewnej chwili usłyszała krzyk pielęgniarki: „Agatko, wołaj doktora”. Salowa sprawdziła gabinety i inne pomieszczenia, ale lekarza nie znalazła.

Chory leżał na korytarzu, ratowała go pielęgniarka z pomocą pracownika kuchni, potem wspólnie przenieśli pacjenta na salę zabiegową. Na polecenie pielęgniarki salowa dzwoniła po lekarza. - Ale ja byłam tak zdenerwowana, że nie mogłam znaleźć jego numeru w dyżurce, ona przybiegła i wstukała mi numer do swojej komórki.

Salowa nie potrafiła określić, ile czasu trwała cała sytuacja, jak szybko udało jej dodzwonić do lekarza i ile czasu upłynęło, zanim przyszedł.

Oskarżony lekarz Marek D. bardzo aktywnie uczestniczy w procesie. Zadaje pytania świadkom, wygłasza oświadczenia, punktuje wszelkie nieścisłości w ich zeznaniach i przedkłada sądowi dowody. Nie zaprzecza, że opuścił oddział. Podczas rozprawy przekonywał jednak, że przybył minutę po telefonie. - Nie mam obowiązku mówić, gdzie jestem - oświadczył.

Sugerował, że niezgodne ze standardami było zachowanie pielęgniarki.

- Jej podstawowym obowiązkiem jest rozpoznanie sytuacji i szybkie powiadomienie lekarza. Nie zwalnia jej z tego fakt, że lekarza nie ma na oddziale. Ja nie opuściłem terenu szpitala. Tłumaczenie pielęgniarki, że była zajęta ratowaniem pacjenta nie ma uzasadnienia. Mogła bez problemu odejść na kilkanaście sekund. Powinna sama zadzwonić, a nie zlecać tę ważną czynność niewłaściwej osobie - podkreślał Marek D.

Oskarżony lekarz odniósł się też do obciążających go zeznań świadków. Stwierdził, że konfabulują.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24