Łemkowyna Ultra-Trail. Non stop przez dzień i noc, 150 km po górach

Łemkowyna Ultra-Trail to jedna z największych tego typu imprez w Polsce. I zarazem najtrudniejszy z górskich ultramaratonów, jedyny, który odbywa się jesienią. To pora, gdy największym wyzwaniem dla biegaczy staje się pogoda. Po deszczu nogi grzęzną w błocie, podnosi się woda w górskich strumykach, które trzeba pokonywać.

- W pierwszej edycji temperatura w nocy spadła do minus pięciu stopni. Do mety dotarła tylko połowa biegaczy, którzy wybrali najdłuższy dystans - wspomina Krzysztof Gajdziński, dyrektor imprezy.

Trasa biegnie Głównym Szlakiem Beskidzkim (tzw. czerwonym). Po górach, lasach, wąskich ścieżkach. Uczestnicy biegną bez względu na warunki atmosferyczne. Czasem kilkadziesiąt godzin, z krótkimi przystankami (co 15-30 km), gdzie mogą przez chwilę odpocząć, zjeść, napić się czegoś ciepłego.

- Beskid Niski to dla biegaczy piękny, ale i wymagający teren. Wśród stałych bywalców impreza nazywana jest błotowyną, bo biegacze muszą się często zmagać z błotem na szlaku oraz kilkoma rzekami - uśmiecha się Gajdziński.

Najdłuższy odcinek liczy 150 km i prowadzi z Krynicy do Komańczy. Start: o północy z piątku na sobotę. Pozostałe to: 80 km (z Krynicy do Chyrowej, start - godz. 1), 70 km (z Chyrowej do Komańczy, start - godz. 7, sobota), 48 km (z Iwonicza-Zdroju do Komańczy (start - godz. 10), 30 km (z Puław do Komańczy, start - godz. 12.30).

To już trzecia edycja biegu, którego inicjatorami są mieszkający w Krośnie Krzysztof Gajdziński i jego żona Gabriela. Do pomocy mają grupę koordynatorów i 150 wolontariuszy. Zaangażowani są też ratownicy medyczni i GOPR.

Po raz pierwszy w organizację Łemkowyna Ultra-Trail włączyło się miasto. W Krośnie zawodnicy gromadzą się przed startem. Tu ma swoją siedzibę główne biuro zawodów. W środę na Rynku rozstawiony został wielki namiot, gdzie będzie się odbywać rejestracja.