Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miejsce na oddziale w szpitalu w Jaśle dla chorej znalazło się. Niesmak pozostał

Anna Janik
- W szpitalu żona ma bardzo dobra opiekę. Rana jest regularnie czyszczona, dzięki czemu wyraźnie się zmniejszyła. Szkoda, że na oddział trafiliśmy tak późno - mówi Stanisław Zieliński.
- W szpitalu żona ma bardzo dobra opiekę. Rana jest regularnie czyszczona, dzięki czemu wyraźnie się zmniejszyła. Szkoda, że na oddział trafiliśmy tak późno - mówi Stanisław Zieliński. Bartosz Frydrych
Marcela Zielińska z Jasła, od lat chorująca na cukrzycę, przez którą mocno przybrała na wadze tylko po dziennikarskiej interwencji dostała się do szpitala w Jaśle. Wcześniej lekarze odmówili przyjęcia tłumacząc, że pacjentka nie chodzi i jest otyła.

A wszystko zaczęło się kilka tygodni temu od nagłego skoku cukru. Pogotowie zabrało kobietę do szpitala z poziomem cukru 580 mg/dL. Wtedy noga pani Marceli była tylko czerwona i mocno spuchnięta.

- Po jakimś czasie coś w środku zaczęło pękać i porobiły się siniaki. Stan ogólny też był bardzo ciężki, bo żonie mocno skoczyło ciśnienie - opowiada Stanisław Zieliński.

Pani Marcela trafiła na oddział geriatryczny jasielskiego szpitala. Kiedy poziom cukru się obniżył, a jej stan się poprawił została wypisana do domu. Tyle, że rana na nodze była już potężna.

- Ropa lała się z niej ciurkiem. Ja przez kilka dni zmieniałem opatrunki, ale to nic nie dawało. Było wręcz coraz gorzej. Lekarz powiedział mi, że żona jest niechodząca, otyła. Dodał, że jak zacznie chodzić, to ją przyjmie. Czyli wtedy, kiedy noga nadawałaby się już tylko do ucięcia - kręci głową pan Stanisław.

Mocno zdenerwowany pomocy zaczął szukać też w rzeszowskim NFZ. Ale tam usłyszał, że musi sam znaleźć żonie inny szpital.

- Wtedy miarka się przebrała. To ja przez tyle lat płacę składki, a kiedy potrzebuję pomocy to mi się odmawia - pyta rozżalony jaślanin. - Odważyłem się i zacząłem opowiadać tę historię w mediach, bo przecież w takiej sytuacji jak my na pewno jest dużo osób.

I tym sposobem dyrekcja szpitala zdecydowała się przyjąć pacjentkę na oddział dermatologiczny. Pani Marcela leży tam już kilka dni.

- Pomyślałem sobie jak to tak: co miesiąc bierzecie z emerytury pieniądze, a pomóc nie chcecie? To szpital jest pod nosem a mam jeździć po województwie i szukać miejsca gdzie indziej - pyta pan Stanisław. - Przecież służba zdrowa jest dla wszystkich - dodaje.

Na oddział dermatologiczny Szpitala Specjalistycznego w Jaśle pani Marcela została przywieziona szpitalną karetką jeszcze tego samego dnia, w którym ukazał się o niej telewizyjny reportaż. Mimo, że wcześniej jej mąż usilnie prosił o to dyrektora szpitala.

- Dyrektor również mi odmówił, bo kierownik oddziału przekazał mu, że żona nadaje się do leczenia domowego - wspomina.

Ostatecznie dla ważącej 130 kg pani Marceli znalazło się nie tylko miejsce na sali, ale też specjalny podnośnik, który umożliwia przetransportowanie pani Marceli np. na badania. Troskliwy mąż jest u niej trzy razy dziennie.

- Opieka lekarska jest bardzo dobra, rana jest widocznie mniejsza, ładnie się goi, a bardzo możliwe, że żona będzie mieć też usuwaną ropę specjalną metodą ciśnieniową - dodaje pan Stanisław. - Naprawdę szkoda, że trzeba było zrobić wokół tej sprawy taki szum, żebyśmy zostali potraktowani po prostu normalnie - przyznaje mężczyzna.

Okazało się bowiem, że do kierownika oddziału zgłosiła się prywatna firma, która dysponuje takim sprzętem i zgodziła się go wypożyczyć. Tego typu terapia jest droga i szpitala raczej nie byłoby na nią stać.

“Można było leczyć w domu”

Sama pani Marcela fizycznie czuje się dobrze, ale wciąż mocno przeżywa całą sytuację. Zwłaszcza to, że nieoczekiwanie i wcale nie z własnej chęci stała się rozpoznawalna.

- Nie jest to przyjemne, gdy ktoś mówi o mnie z przekąsem “celebrytka”, bo to nie ja lub mąż jesteśmy czemukolwiek winni - przyznaje pani Marcela. - Ale trudno. Dla mnie najważniejsze, żebym znów stała się samodzielna, żebym potrafiła wstać o własnych siłach, usiąść, chodzić. Tak jak to było zanim trafiłam po raz pierwszy do szpitala - dodaje.

Pytany o całą sytuację kierownik oddziału twierdzi, że jego pierwotna decyzja o odmowie przyjęcia była uzasadniona. Zaznacza, że został źle zrozumiany, bo to nie otyłość była powodem odmowy przyjęcia na oddział. Choć prawdą jest, że taka nadwaga nie sprzyja gojeniu się ran i naraża 63-latkę na powikłania.

- Tę ranę można było leczyć ambulatoryjnie, bo my na oddziale nie wykonaliśmy żadnej interwencji chirurgicznej, a jedynie zmieniamy opatrunki. Wcześniej w domu pacjentki robiła to pielęgniarka środowiskowa - mówi lek.med. Zbigniew Turek, kierownik oddziału dermatologii, wojewódzki konsultant ds. dermatologii. - Pacjentów w takiej sytuacji mamy ok. 30 proc. Pracuję tu 40 lat i nigdy nie spotkała mnie tak nieprzyjemna sytuacja - dodaje.

Pan Stanisław wcale nie żałuje jednak, że poruszył niebo i ziemię, żeby znaleźć pomoc.

- Musiałem ratować żonę - podsumowuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24