Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwoje dzieci zginęło w pożarze w Nowym Żmigrodzie. Nowe fakty [FILM]

Tomasz Jefimow
Do domu, w którym Sylwia M. mieszkała z dziećmi, strażacy mogli wejść dopiero po ugaszeniu płomieni.
Do domu, w którym Sylwia M. mieszkała z dziećmi, strażacy mogli wejść dopiero po ugaszeniu płomieni. Tomasz Jefimow
Nie żyje 3-letnia dziewczynka i jej 10-miesięczny braciszek. Ich matka w szoku trafiła do szpitala.

Dyżurny jasielskich strażaków sygnał o pożarze odebrał wczoraj przed godz. 8. Płonął drewniany dom przy niewielkiej uliczce nieopodal rynku. Miejscowi strażacy ochotnicy jako pierwsi dojechali na ul. Młynówka.

- Z okien i drzwi domu buchały płomienie, nie można było wejść - relacjonuje Krzysztof Banaś naczelnik OSP w Nowym Żmigrodzie.

Matka uciekła z płomieni

Pożar błyskawicznie objął cały budynek. Na miejsce przyjeżdżały kolejne jednostki strażaków. Starali się jak najszybciej ugasić płomienie, żeby móc dostać się do środka.

- Wiedzieliśmy, że są tam dzieci - mówi Wacław Pasterczyk z KP PSP w Jaśle.

Żadnemu z ratowników nie udało się porozmawiać z 31-letnią Sylwią M., matką dzieci. Nie wiadomo, w którym momencie kobieta opuściła dom, w którym zostali jej 3-letnia córeczka i 10-miesieczny synek.

- Była w silnym stresie i szoku, nie mogliśmy nawiązać z nią kontaktu. - opowiada bryg. Pasterczyk. - Udało nam się jedynie dowiedzieć, że spała w jednym pomieszczeniu z dziećmi.

- Sypialnia znajdowała się po lewej stronie od drzwi wejściowych. Tam był największy ogień - mówi jeden ze strażaków uczestniczących w akcji.

Dlaczego dzieci zostały?

Drewniany budynek w Nowym Żmigrodzie 31-letnia Sylwia M. wynajmowała od jesieni. Przyjechała z Włoch, gdzie mieszka na stałe ojciec jej dzieci.

- Już wcześniej zdarzało się, że wraz z dziećmi wracała do rodzinnej miejscowości na zimę - opowiada sąsiadka.

Co robiła kobieta, kiedy wybuchł pożar? Nie ma pewności, czy była w domu czy też wyszła - i na jak długo - zanim pojawił się ogień. Na te wątpliwości odpowie prowadzone przez jasielską prokuraturę śledztwo.

- Z relacji kobiety wynika, że była poza domem. Chciała wejść i zabrać dzieci, ale już nie zdążyła. Nie była w stanie dostać się do zadymionego mieszkania - mówi Kazimierz Łaba, zastępca prokuratora rejonowego w Jaśle.

Śledczy rozważają różne wersje zdarzenia.

- Mogła wyjść po drzewo na opał, mogła też przebywać gdzieś w sąsiedztwie - przypuszcza prokurator Łaba.

Prokuratura będzie przesłuchiwać mieszkańców.

- To jest istotne do ustalenia, dlaczego dzieci nie zostały uratowane - dodaje.

Wujek i ciotka chcieli ratować

Dom ogrzewany był tradycyjną kuchnią kaflową na drewno i węgiel. Dzieci spały w innym pomieszczeniu i to prawdopodobnie tam wybuchł pożar.

Sylwia M. z dziećmi mieszkała w jednej części domu. Drugą zajmował jej kuzyn, ale pracował poza Nowym Żmigrodem i przyjeżdżał tylko raz w miesiącu na weekendy.

Dzieci próbowała ratować najbliższa rodzina. Mieszkający w sąsiedztwie siostra i wujek Sylwii M. przybiegli jak tylko zauważyli pożar i starali dostać się do płonącego domu. Jednak było już za późno. Także strażacy do środka mogli wejść dopiero po ugaszeniu ognia.

- Ciała dzieci znaleźliśmy w sypialni. Trudno będzie zapomnieć ten widok - mówi brg. Pasterczyk.

Sylwia MK. i jej bliscy trafili do szpitala.

- Kobieta nie ma poważnych obrażeń, ale jej stan psychiczny jej poważny, pacjentka jest w silnym szoku, jest hospitalizowana - mówi Jerzy Gronkiewicz, kierownik szpitalnego oddziału ratunkowego w Jaśle.

48-letni mężczyzna trafił do szpitala z poparzoną twarzą i podejrzeniem oparzenia dróg oddechowych.

- Otrzymał tlen, miał konsultację laryngologiczną, ale nie chciał zostać w szpitalu. Podobnie jak druga pacjentka, przywieziona w szoku, z drobnymi obrażeniami podudzia, która również nie wyraziła zgody na hospitalizację - dodaje Gronkiewicz.

Mieszkańcy Nowego Żmigrodu są wstrząśnięci

Po południu strażacy i policjanci przeprowadzili oględziny miejsca pożaru.

- Nie dały jednoznacznej odpowiedzi, co było jego bezpośrednią przyczyną - informuje Łukasz Gliwa, rzecznik jasielskiej policji. - W tej kwestii wypowie się biegły.

Mieszkańcy Nowego Żmigrodu są wstrząśnięci tragedią. Mówią, że brakuje słów, by ją opisać.

- Znam tę matkę z widzenia. Spotykałam ją często w autobusie czy sklepie. Widać było, że bardzo troszczy się o dzieci - opowiada starsza kobieta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24