W Rzeszowie kobiet nie brakuje

Przed nami jest Olsztyn i Białystok. Na tysiąc mieszkańców Rzeszowa przypada 655 pań - tak wynika z badań urzędu statystycznego.

Więcej miejsc pracy

Pochodząca z lubelszczyzny Anna Gołąbek śmieje się, że do Rzeszowa przyjechała, bo z mężem uznali, że łatwiej będzie mu tu znaleźć pracę i kupić mieszkanie. Przyznaje, że na początku nie było łatwo, bo biznes z otwarciem żłobka w Rzeszowie nie wypalił. Teraz jest lepiej. Jako pedagog szkoli opiekunki dziecięce.

- Po kilkunastu latach widzę wiele zmian na lepsze - mów 42-latka. - W końcu mamy ścieżki rowerowe, jest gdzie z dziećmi pojeździć na rolkach, pobiegać. Na osiedlu Pobitno powstały fajne place zabaw. Prezydent dotrzymał obietnicy i dostaliśmy boisko do kosza i siatki.

Miasto wyładniało. Nie ma się czego wstydzić, przywożąc gości. Jest bezpiecznie. Są nowe, wygodniejsze autobusy.

Żeby nie było tak słodko, zwraca uwagę na największy minus: - Niestety, mało jest firm dających tu pracę kobietom. Drugi - brak w niektórych częściach miasta podjazdów dla wózków.

Brak placów dla starszych dzieci

Marzena Wilk, choć urodziła się w Rzeszowie, wiele lat życia spędziła w Holandii. Do stolicy regionu wróciła za miłością. Mówi, że miasto jej się specjalnie nie podobało.

Teraz też widzi mankamenty: - Brakuje placów zabaw dla dzieci powyżej 7 lat - mówi 41-latka, prezes Stowarzyszenia na rzecz kobiet "Victoria". - Mało jest parków, takich z prawdziwego zdarzenia, a nie tylko obsianych trawą. Fajnie rozwinęły się tereny na Bulwarach, ale zrobiło się tam ciasno i niebezpiecznie. Chciałabym więcej zieleni, bo miasto opanowały samochody.

Drażnią ją spóźniające się autobusy już od pierwszego przystanku, niemili kierowcy i… brak pracy.

Anna Wilk, rodowita rzeszowianka, od kilku miesięcy jest na urlopie macierzyńskim, więc jej oczekiwania względem miasta też się zmieniły: - Czuję się tu bezpiecznie. Chciałabym więcej wielkoformatowych imprez, koncertów, aby Rzeszów nabrał tak wielkomiejskiego klimatu, jaki ma np. Kraków. Idzie to w dobrym kierunku - mówi 30-latka pracująca w Rzeszowskim Domu Kultury.

Miasto przyjazne kobietom

Radna Marta Niewczas uważa, że Rzeszów to miasto przyjazne kobietom. Są miejsca w przedszkolach, powstało wiele placów zabaw, kawiarń, restauracji, klubów fitness i kierunków pro kobiecych na uczelniach. Widzi, że rzeszowianki są przedsiębiorcze, zakładają firmy, działają w polityce.

Czego brakuje? By w miejskich szpitalach mogły rodzić ze znieczuleniem i nie musiały za to płacić, by w urzędach, nad Wisłokiem i na stacjach nie brakowało toalet z przewijakami dla dzieci. Wylicza, że przydałyby się poradnie psychologiczne dla kobiet, które np. stracą pracę, mają problemy w domu. Brakuje warsztatów rozwoju osobistego dla kobiet: - Może warto pomyśleć o festiwalu kobiet, ale nie nudnej nasiadówce, tylko z tańcem, ruchem, kulinariami, warsztatami.

Radna Jolanta Kaźmierczak zauważa, że wiele kobiet po studiach zostaje w Rzeszowie. Ona też trafiła tu z Lubaczowa.

- Rzeszów nie oferuje im pracy na miarę oczekiwań, ale nie chcą wracać do swoich miejscowości, gdzie jest jeszcze gorzej. Więcej oferty kulturalnej by się przydało, bo rzeszowianki są ambitne.

Pracę dla pań mam na uwadze

Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa, cieszy się, że ma miasto sfeminizowane, bo to dodaje mu uroku i szans, że nadal będzie się tu rodziło dużo dzieci.

- Powstają potężne biurowce i tam będą stanowiska także dla pań. Z mojego doświadczenia wynika, że kobiety są bardziej zdyscyplinowane, obowiązkowe i w pracy zawodowej i domowej. A co do uwag o MPK, rzeszowianki mają rację. Dlatego musiałem tam zmienić dyrektora właśnie na kobietę.