Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Światowy Festiwal Polonijnych Zespołów Folklorystycznych w Rzeszowie. Kto raz tu zawita, wciąż będzie chciał wracać

Beata Terczyńska
Beata Terczyńska
Ekipa z Zespołu Pieśni i Tańca Polonia z Chicago w USA. Na festiwalu zaprezentują między innymi tańce spiskie, warszawskie, krakowiaka, ale też amerykański swing
Ekipa z Zespołu Pieśni i Tańca Polonia z Chicago w USA. Na festiwalu zaprezentują między innymi tańce spiskie, warszawskie, krakowiaka, ale też amerykański swing Krzysztof Kapica
Mimo, że jest przecież wiele festiwali folklorystycznych na całym świecie, to jednak zawsze ciągnie nas do Rzeszowa. Tu czujemy się jak w jednej wielkiej, polskiej i tanecznej rodzinie. Jest niepowtarzalna więź i atmosfera - podkreślają młodzi Polonusi.

Późnym popołudniem w środę okolica akademików Politechniki Rzeszowskiej tętniła olbrzymią energią i radością, jaką przywieźli z sobą tancerze uczestniczący w XIX już Światowym Festiwalu Polonijnych Zespołów Folklorystycznych. Powitania, całusy, objęcia, uściski, okrzyki, wybuchy śmiechu, niesamowita euforia, flagi wywieszone w oknach domu studenckiego Ikar...

Łączy nas polskość i język ciała - taniec

- Ach, jak bardzo tęskniłam za tym festiwalem - mówi Asia Smolinski z Zespołu Polskiego Tańca Folklorystycznego Łowicz z Edmonton w Kanadzie, który ma na festiwalu 18-osobową reprezentację - 9 par w wieku ok. 18-35 lat. - Nasza grupa pragnie tu przyjeżdżać, chociaż jest przecież tyle festiwali na całym świecie. Rzeszów to taka magia, magnes. Tu spotykamy się z przyjaciółmi z innych zespołów.

W tym roku pierwszy raz Asia występuje w charakterze instruktorki, ale jako tancerka gościła na festiwalu już parę razy. - Pokażemy oczywiście polskie tańce, m.in. rzeszowskie, lubelskie. Zatańczymy też nową suitę kaszubską. Przygotowywaliśmy się do występu naprawdę intensywnie. Mieliśmy próby po dwa, trzy razy w tygodniu, bo przez ten covid i przerwy trzeba było nabrać kondycji - śmieje się.

Towarzyszy jej siostra Karolina. - Nasi rodzice pochodzą z Polski. My jesteśmy pierwszą generacją kanadyjską. Polskość w naszym domu była i jest bardzo ważna - podkreślają dziewczyny.

Obie świetnie radzą sobie z językiem polskim. - To właśnie zasługa rodziców. Chodzimy do polskiego kościoła. Rozmawiamy w domu w ojczystym języku mamy i taty, celebrujemy polskie tradycje.

Pobyt w stolicy Podkarpacia to też okazja, by zwiedzić region. Z poprzednich pobytów Asi mocno utkwił w pamięci Łańcut. Zachwycił zamek i okolica. - Tu wszędzie jest pięknie. Bardzo lubimy Polskę, gdziekolwiek byśmy nie pojechały.

Rob Stadtmuller przyjechał na festiwal z Zespołem Pieśni i Tańca Karolinka z Londynu, choć na co dzień tańczy w Polonezie z Manchesteru.

- Połączyliśmy siły - mówi weteran festiwalowy, bo już siódmy raz na nim pokaże swoje taneczne talenty. - Jestem zachwycony polską kulturą i tańcami ludowymi. Moi dziadkowie pochodzili stąd, a za granicę wyjechali podczas II wojny światowej. W Wielkiej Brytanii chodziłem do polskiej szkoły, byłem ministrantem, harcerzem. Zawsze się śmiałem, że mam polskie serce, ale i polską wątrobę - żartuje.

Na scenach zobaczymy m.in. jak z grupą wywija tańce sądeckie.

Rob także zwraca uwagę na atmosferę nie do podrobienia, co zresztą wybija się u każdego naszego rozmówcy. - Nie szkodzi, że czasami się nie rozumiemy. Nawet jak nie znamy swoich języków w mowie, to ponad wszystko łączy nas język ciała - taniec.

Pielęgnujemy polską kulturę

Julia Chyzynski rozsmakowuje się właśnie w polskim chlebie. Zajada kanapkę z szynką i pomidorem. - Pyszna - mówi.

Na ŚFPZF, czyli największą imprezę polonijną w kraju, przyjechała z Zespołem Pieśni i Tańca Polonia z Chicago w USA. - To już mój drugi raz. Po poprzednim wręcz nie mogłam się doczekać kolejnej edycji. Bardzo tęskniłam, bo kocham ten kraj - przyznaje. - Jestem taka szczęśliwa i podekscytowana, że dotarliśmy do Rzeszowa. Wszyscy Polacy tworzą tu wielką rodzinę.

Ona także ma polskie korzenie. Rodzice i dziadkowie pochodzili z Płocka. - Za oceanem dalej pielęgnujemy polską kulturę.

W Rzeszowie pokażą tańce spiskie, warszawskie, krakowiaka, ale też amerykański swing do muzyki jazzowej.

W stolicy regionu urzeka ją Rynek. - Przepiękny - mówi. - Jest u was najlepszy Dara Kebab - śmieje się.

Jakub Ochał to też chłopak z Chicago, ale z korzeniami z okolic Sędziszowa Małopolskiego. Do Polski przyjeżdża do dziadków. Kocha spokój, wieś.

- Całkiem inne życie. Wolniejsze, bez pośpiechu, pozwalające złapać oddech. - Dlaczego tańczę w zespole ludowym? To rodzinna tradycja. Dziadek tańczył, mama, tata. I mnie to wciągnęło, gdy miałem 8 lat - mówi 18-latek.

Marianka Mosz, także z chicagowskiej grupy, pierwszy raz jest na festiwalu jako tancerka, ale była już jako widz. - Cztery lata temu, przed pandemią - mówi. - Wcześniej słyszałam opowieści, jak tu jest wspaniale, jaki pozytywny i niezapomniany nastrój. Cieszę się, że mogę tańczyć razem z wszystkimi na podkarpackich scenach. Teraz ja będę mogła to wszystko przeżyć i opowiadać dalej, jak było.

Dodaje, że z tańcem jest związana od drugiego roku życia, więc już przeszło 15 lat. - Do Polski przyjeżdżam rokrocznie. Mam rodzinę w Bielsku Białej. Uwielbiam to miejsce. To mój drugi, jak nie pierwszy dom.

W Ameryce chodziła do polskiej szkoły.

Chciałabym wrócić do Polski

Zuzia Gnieciak z Zespołu Pieśni i Tańca Karolinka z Londynu także była już na festiwalu. W 2019 roku. - Jednak teraz pierwszy raz będę występować. Mamy w repertuarze tańce cieszyńskie, sądeckie, kujawiaka, oberka... Najbardziej raduje mnie, że ten festiwal to okazja, aby spotkać się z Polonią z całego świata. Jest to wspólny mianownik, coś co nas wszystkich niesamowicie łączy.

Urodziła się w Lublinie, ale wyjechała z kraju, gdy miała 6 lat. Miłość do Polski, do polskiej tradycji i kultury wyniosła z domu. Dlatego zdecydowała się zapisać do zespołu folklorystycznego. - Pamiętam, że poszliśmy na festiwal, który odbywa się w Anglii co trzy lata i gdzie zjeżdżają się zespoły z całej Wielkiej Brytanii. Siedziałam jak zaczarowana. Urzeczona wszystkim: strojami, muzyką, atmosferą... Złapałam tego bakcyla - opowiada absolwentka studiów psychologicznych, poszukująca pracy w zawodzie, na razie za granicą, ale w przyszłości planująca powrót do Polski. - Mnie się tu w Rzeszowie wszystko podoba. Ludzie, miasto.

Dlaczego folklor, a nie np. taniec towarzyski czy inny styl? - W zespołach kreuje się więź. W tańcach ludowych opowiada się historię razem. Współgramy. To przeważyło.

Ulubione polskie tańce? - Może kaszubskie, z racji tego, że są wesołe, zabawne - mówi.

Oddech od wojny, alarmów, schronów

Dla Olgi Zozuli tańczącej w Polanach znad Dniepru z Kijowa na Ukrainie przyjazd na festiwal, już po raz trzeci czy czwarty, teraz ma dodatkowy walor. - Dla mnie to była możliwość przebywania przez tydzień w zupełnie innej atmosferze. W kraju bez trwającej wojny, bez tych ciągłych syren, alarmów, chowania się do schronu, do piwnicy. Oczywiście do Rzeszowa ciągnęły mnie emocje związane z ludźmi, tańcem, poczuciem polskości.

Nie myślała, aby po wybuchu wojny wyjechać z Kijowa. Pracuje. - Zawsze powtarzam, że to nie ja jestem osobą, która musi wyjechać z Ukrainy. To muszą zrobić Rosjanie. Ja jestem u siebie. Naturalnie, są lepsze i gorsze dni. Nie jest łatwo, gdy słyszy się, że blok kogoś bliskiego został zbombardowany. Ale jakoś musimy żyć. Człowiek to takie zwierzę, które do wszystkiego z czasem się przyzwyczai. Wszyscy mamy nadzieję, że ta wojna wreszcie się skończy.

Jak się zaczęła jej przygoda z folklorem? - Moja babcia i dziadek ze strony mamy są Polakami, ale mieszkają na Ukrainie. Ciekawiło mnie wszystko, co polskie. Znalazłam w Kijowie zespół, który tańczył polskie narodowe tańce. Uczyliśmy się o świętach, tradycjach, języku. Bardzo mi się tam spodobało. Tańczę już ponad 10 lat.

Co jest takiego w naszej ludowości? - Bardzo mi się podoba, jak dużo bogactwa jest w polskim folklorze. Każdy najmniejszy region ma jakieś swoje tańce, stroje, potrawy, ciekawostki. To zachwyca. W Ukrainie mamy tego mniej.

Ulubiony taniec? - To jakby zapytać o ulubione dziecko. Wszystkie! A może ciut bardziej kujawiak, bo jest taki romantyczny? Zawsze tak spokojnie się go tańczy i czuje przyjemność.

Jak liczna grupa z Ukrainy przybyła?

- Przyjechało nas nie tak dużo. Z grupy liczącej kilkadziesiąt osób - kilkanaście. Ale też nie wszyscy mogli wyjechać, bo przecież większość chłopaków jest teraz w wojsku. Poza tymi najmłodszymi, których zabraliśmy - mówi opiekunka grupy.

Antonio Pernalves Rodríguez, Ana Zimmerman i Decio Lima z Junaka przyjechali z Kurytyby, głównego ośrodka polonijnego w Brazylii, miasta nazywanego „Chicago Ameryki Południowej”. Sami nie mają polskich korzeni, ale takowe ma choreografka grupy. Mówią, że w swoim mieście mają wielu znajomych, których dziadkowie pochodzili z Polski.

Dlaczego wybrali polskie tańce? Właśnie ze względu na przyjaciół, ale też z uwagi na ich urok, żywiołowość, barwność. Tłumaczą, że nie trzeba być etnicznie związanym z daną grupą, by jej kultura urzekła. - U nas też odbywają się podobne festiwale, gdzie można zobaczyć różnorodność kultur. Uważamy, że polskie zwyczaje są interesujące - podkreślają.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24