MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sukces smakuje lepiej niż każde pieniądze

Rozmawiał Marek Bluj
Andrzej Kowal: Mam medale, ale mam także do tego wszystkiego ogromny dystans, bo wiem, jak cienka jest linia oddzielająca sukces od porażki.
Andrzej Kowal: Mam medale, ale mam także do tego wszystkiego ogromny dystans, bo wiem, jak cienka jest linia oddzielająca sukces od porażki. Dariusz Danek
Rozmowa z ANDRZEJEM KOWALEM, trenerem Asseco Resovii, mistrzów Polski siatkarzy.

Andrzej Kowal

Andrzej Kowal

Ma 42 lata. Był siatkarzem Pogoni Leżajsk, Avii Świdnik, Resovii i Górnika Radlin. Grał w juniorskiej reprezentacji Polski. Jako trener był asystentem Jana Sucha i Ljubo Travicy. Trenował też kadrę B reprezentacji Polski. Po zakończeniu sezonu 2010/2011 został zatrudniony jako pierwszy trener. Samodzielnie, prowadząc rzeszowski zespół, zdobył z nim dwa razy z rzędu mistrzostwo Polski oraz awansował do finału Pucharu CEV. Trener 2012 roku w plebiscycie Nowin.
Jest absolwentem Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Rzeszowie i Podyplomowego Studium Trenerskiego w AWF Gdańsku (II kl. trenerska), studia trenerskie COS Warszawa (trener I klasy), studia trenerskie AWF Kraków (trener kl. Mistrzowskiej). Prywatnie jest mężem Magdaleny, byłej koszykarki AZS-u Rzeszów i ojcem Moniki i Michała. W wolnym czasie czyta książki, odpoczywa.

- Zdobyłeś z Resovią dwa tytuły mistrza Polski z rzędu. Czujesz się już spełniony?
- Nie czuję się spełniony, natomiast czuję, że spełniają się moje marzenia. Choć jako młody człowiek nigdy nie myślałem o tym, że jako trener zdobędę medal mistrzostw Polski. Taka myśl nie pojawiała się nawet w moich najśmielszych marzeniach. Owszem, kiedy grałem w siatkówkę, marzyło mi się zdobycie medalu mistrzostw Polski. Niestety, choć bardzo tego chciałem, nie udało się. Teraz mam medale, ale mam także do tego wszystkiego ogromny dystans, bo wiem, jak cienka jest linia oddzielająca sukces od porażki.

- Pamiętam, że jako zawodnik miałeś ciężkę rękę, po twoich atakach nie było co zbierać. Jako trener też masz rękę twardą?
- Moja filozofia, mój styl pracy z drużyną to styl kooperacyjny, opierający się na współpracy. Jako zawodnik miałem kiedyś trenera, który prowadził zespół w sposób autokratyczny i wszyscy czuliśmy barierę, która ograniczała nasze umiejętności. Zawodnicy wzniosą się na wyżyny swoich umiejętności, gdy okażesz im dużo troski, a system gry stworzy zawodnikom możliwość podejmowania w wielu sytuacjach własnych decyzji. Oczywiście, określamy sobie reguły i zasady postępowania, dzięki czemu wiemy, czego możemy od siebie wymagać. Liczę się z opiniami zawodników, szczególnie że mamy bardzo doświadczonych, dobrych, utytułowanych graczy, którzy również mają swoje zdanie. Pewnych zasad i reguł zawodnikom nie wolno przekraczać. Mamy swój wewnętrzny regulamin nagród i kar, i musimy się go trzymać. Jeżeli zawodnik przekroczy pewne bariery, ponosi za to karę, niezależnie od tego, kto to jest. Aby osiągnąć sukces, najważniejsza jest świadomość. Każdy z nas musi znać swoje miejsce w szeregu. Kiedy są sytuacje problematyczne, rolą trenera jest, aby je rozwiązywać.

- Trochę mi przypominasz Jana Sucha, który najpierw grał w Resovii, a potem, jako trener, zdobywał medale. Różnicie się tym, że on był reprezentantem Polski, olimpijczykiem, a ty jako zawodnik o takich sukcesach mogłeś tylko pomarzyć. Ale jako trener już go doścignąłeś...
- Z Janem Suchem, jako zawodnikiem, trudno mi się nawet porównywać. Miałem to szczęście z nim pracować, jest świetnym szkoleniowcem, znakomitym taktykiem, wiele skorzystałem z jego doświadczeń, dużo się od niego nauczyłem. Dużo z nim przeżyłem w Resovii. Śmieję się czasem, że on jako jedyny potrafi przewidzieć całą ligę. W życiu trzeba mieć także szczęście, musisz trafić na odpowiednich ludzi, dzięki którym możesz podnieść swój poziom sportowy.

- Był Such, był Ljubo Travica, a w kadrze Daniel Castellani. Od każdego czegoś się nauczyłeś?
- Zwłaszcza od Sucha i Travicy, bo z Castellanim miałem kontakt jako trener kadry B. Raczej go podglądałem, obserwowałem jego warsztat, sposób pracy, prowadzenia zespołu, jak pojechałem z kadrą na mistrzostwa świata do Włoch. Doceniam to, że miałem możliwość uczenia się od tych ludzi, bo obecnie jestem w stanie do swojego warsztatu dodać te wartości, które oni reprezentują i taka mieszanka daje dobre efekty.

- Prezes Adam Góral powiedział, że pod względem reakcji na wydarzenia na boisku to ty jesteś już lepszy od Travicy…
- Ljubo jest super facetem, uważam, że ścigając go do Rzeszowa, klub zrobił, co mógł najlepszego. Wszyscy skorzystaliśmy z jego pracy. Zawsze w stosunku do mnie był w porządku, szczery, otwarty, mogę mówić o nim w samych superlatywach. Pokazał nam kierunek rozwoju klubu, wpłynął na podniesienie jego poziomu organizacyjnego. Muszę jednak podkreślić, że nie lubię i nie chcę porównywać się do nikogo. Każdy ma swój styl, swoją filozofię pracy. Nie chcę, nie prowadziłem i nie będę prowadził zespołu w ten sposób, jak to robił Lubo. Mam inny charakter, on inny, ja pewne rzeczy widziałem inaczej, on inaczej, on pewnych rzeczy nie zrobiłby tak, jak ja to robię. Krótko mówiąc, nie można snuć porównań, najlepszym wyznacznikiem pracy są wyniki sportowe, Travica ma na swoim koncie wiele sukcesów. Co do reagowania na wydarzenia na boisku, to czasami doświadczam wielu zabawnych sytuacji. Po meczu podchodzi do mnie pewna osoba i pyta, dlaczego nie ściągnąłem wcześniej Lotmana, bo nadawał się do zmiany. Kolejna osoba, prosząca o wywiad, zapytała dlaczego tak szybko ściągnąłem Lotmana, bo przecież nie grał źle. Proszę mi wierzyć, że takich sytuacji jest wiele, a jedyną osobą, która oprócz mnie decyduje o zmianach, jest drugi trener Marcin Ogonowski.

- Przed finałami z Zaksą, podgrzewano atmosferę, że oto młody, utalentowany, ale nadal na dorobku trener z Rzeszowa, staje naprzeciwko wytrawnego, starego wygi, który nie zwykł przegrywać - Daniela Castellaniego. Pobiłeś słynnego Argentyńczyka, w pokonanym polu pozostawiłeś także Włocha Lorenzo Bernardiego. To także honorowa sprawa?
- W pracy trenera najważniejszy jest twój ostatni mecz. Nie chcę i nie zamierzać w żaden sposób umniejszać nikomu sukcesów, bo to nie moja rola. Nie wiem, jak inni pracują. Nie będę się do nikogo porównywał, bo każdy z nas jest innym człowiekiem. Najgorsze, co może być, to naśladować kogoś innego, bo to może prowadzić do katastrofy. Cieszę się, że jako polski trener mogłem osiągnąć to, co osiągnąłem, bo zdobycie po raz drugi tytułu mistrza Polski, to jest duży sukces. Plotki o milionach, które nasz klub ma, można śmiało włożyć między bajki. Nasz budżet nie był wcale najwyższy w lidze. Potrafiliśmy odpowiednio dobrać grupę ludzi, choć także popełniliśmy błędy, musimy zrobić wszystko, aby ograniczać ich liczbę. Z drugiej strony nie da się uniknąć błędów. Sama siatkówka jest grą błędów, wygrywa ten, kto popełni ich mniej.

- Jak ci się udaje motywować do walki w meczach o wszystko takie gwiazdy jak: Grozer, Achrem, Schops, Bartman, Nowakowski, Ignaczak?
- Grozera nie trzeba było motywować. Miał on w sobie tak nieprzebrane zbiorniki adrenaliny i pozytywnej energii, że sam się nakręcał. Inni zawodnicy mają swój sposób, aby się zmobilizować. Jeżeli chodzi o motywację grupową, to - w zależności od spotkania, etapu rozgrywek - są różne sposoby. Współpracujemy z psychologiem, korzystamy z jego rad, zmieniamy także sposób motywacji. Raz może to być film lub tylko jego fragmenty, raz głośniejsza czy agresywniejsza przemowa. Musimy pamiętać, że w sporcie występuje czynnik nadmiernej motywacji, nad którym trzeba mieć kontrolę, ponieważ działa w drugą stronę. Nie ma jednego sposobu motywacji, którą można powtarzać przed każdym spotkaniem.

- Co tak świetnie zmobilizowało drużynę przed ostatnim meczem w Kędzierzynie?
- Otwarty trening dla kibiców. To był strzał w dziesiątkę. Po przegranym spotkaniu nasze zajęcia nie wyglądały najlepiej. W głowach zawodników wciąż tkwiła ostatnia porażka, a szczególnie sytuacja z końcówki drugiego seta Na oczach licznie przybyłych kibiców zrobiliśmy małą "gierkę", Był to bardzo luźny trening, który miał na celu zrelaksowanie zawodników. Liczba kibiców, doping podczas zajęć i śpiewy po treningu były bezcenne. Takiej sytuacji nie przeżyli nie tylko zawodnicy zagraniczni, ale także i my, Polacy.

- Niespotykanie spokojny z ciebie facet. Inni szkoleniowcy w spornych sytuacjach rzucają butelkami o boisko, łapią się za głowę, krytykują sędziów, ty przeciwnie - zachowujesz spokój.
- Różnie bywa. Podczas meczów ze Skrą Bełchatów, kiedy chciałem, żeby zawodnicy czuli od trenera dużą pomoc, także reagowałem agresywnie. W wielu meczach byłem bardzo spokojny. Reakcja zależy od wagi spotkania, przebiegu gry. Czasem trzeba wesprzeć, pobudzić zawodników, a czasem ich uspokoić. Generalnie w spotkaniach o stawkę, w których dużą rolę odgrywają nerwy, trzeba reagować spokojnie. Trener swoim zachowaniem musi rozładowywać negatywne emocje. Na czwarte spotkanie z Zaksą zespół wyszedł zbyt spokojny i potem nie był w stanie się odbudować. O zwycięstwie decyduje wiele czynników.

- Najwyższą formę Resovia prezentuje zwykle w rundzie play-off. Tak było w poprzednim sezonie i właśnie zakończonym. Jak to robisz, że udaje ci się tak przygotować drużynę?
- To czary (śmiech). Ale poważnie, były to dwa inne sezony, choć w obu w rundzie zasadniczej nie graliśmy najlepiej. Przyczyny były w obu przypadkach inne. Ci, którzy uważnie obserwowali początek tego sezonu, zauważyli, że nasi reprezentacyjni zawodnicy, którzy przyjechali po igrzyskach, byli totalnie wyeksploatowani lub kontuzjowani. W pierwszych meczach graliśmy bez Nowakowskiego, ogromne problemy z kolanem miał Kosok, Kovacević narzekał na bark, to samo Schops, kontuzji pleców doznał Achrem. Szpital. Rozbił się nam zespół. Mimo że mieliśmy szeroki skład, graliśmy chimerycznie. Dopiero od meczu drugiej rundy w Olsztynie mogliśmy trenować pełną dwunastką i przygotowywać się do play-offów.

- Co powiesz tym, którzy w trakcie sezonu kilka nawet razy cię zwalniali?
- Nic. Nie czytam opinii w Internecie. Krytyka stanowi część mojej pracy, zdaję sobie sprawę, że będę miał zwolenników i że zawsze będę miał przeciwników. Ucieszę z krytyki, która pozwoli mi być lepszym trenerem. Nie zgodzę się jednak na to, aby mnie ktoś obrażał. Tym ludziom dedykuję fragment tekstu piosenki zespołu Coma - Los, cebula i krokodyle łzy. "I po co czytasz komentarze sfrustrowanych…". Dalej proszę sobie posłuchać. To jest Polska, to są Polacy, tak było i będzie. Potrafiłem się od tego odciąć. Mam świadomość, że jeżeli nadal będę prowadził zespół w nowym sezonie i przegra on dwa mecze, to znów pojawią się krytycy. Nie ma zespołu, który nie przegrywa, nawet Barcelonie zdarzają się przykre porażki, ale potem sięga ona po mistrzostwo. Praca trenera ma swój początek i swój koniec. Jeszcze raz powtarzam, mam do wszystkiego duży dystans i dzięki temu pracuje się łatwiej.

- Co byś zrobił, gdybyś dostał jutro ofertę pracy w Trentino albo w Dynamo Moskwa?
- Nie spodziewam się takiej oferty. W Resovii osiągnęliśmy sukces. A sukces smakuje lepiej niż każde pieniądze. Chcę jak najdłużej pracować w Resovii, mam tu dobre warunki pracy, mam zaufanie prezesa Adama Górala, który, kiedy przegrywamy, nie jest - co zrozumiałe - zadowolony. Spłacam mu kredyt zaufania. Nie myślę o tym, co będzie w przyszłości, bo w naszej pracy sytuacja może się diametralnie zmienić już po dwóch kolejnych porażkach. Jeżeli klub będzie zainteresowany, to chcę w nim dalej zostać, aby w nowym sezonie nasz zespół grał jeszcze lepiej.

- Koncepcja nowego zespołu to twój projekt autorski, czy raczej praca grupowa?
- Nie może to być praca grupowa. Decyzje w pierwszej kolejności podejmuje trener i on jest rozliczany z wyników swojej pracy. Decyzje konsultuję z Marcinem Ogonowskim, drugim trenerem. Adam Góral nie będzie siebie rozliczał, tylko Andrzeja Kowala. Jeżeli nadal będzie trenerem…

...ale pieniądze daje Adam Góral?
- Zgadzam się, rozmawiamy ze sobą bardzo często. Adam Góral może mieć swoje sugestie, ale on doskonale rozumie sytuację, że po zakończeniu sezonu rozliczy trenera. Nie wyobrażam sobie, że ktoś może ściągnąć do klubu zawodnika, którego by trener nie chciał. Gdyby była taka sytuacja, to od następnego dnia klub musiałby szukać nowego trenera. To ja decyduję o składzie. Mam nadzieję, że zbudujemy taką drużynę, która w przyszłym sezonie będzie grała lepiej niż w tym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24