Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sensacyjny wieczór w w rzeszowskiej Ósemce

Tomasz ryzner
Daniel Mucha zanotował w poniedziałek życiowy występ.
Daniel Mucha zanotował w poniedziałek życiowy występ. archiwum
Waldemar Witowski wygrał IV turniej z cyklu "Nie lubię poniedziałku - Kołek Cup" (odmiana 9-bil). W finale pokonał Mariusza Kołakowskiego. Zawody obfitowały w niespodziewane rozstrzygnięcia.

Czwarty turniej nie przypominał poprzednich, w których za każdym razem triumfował Krystian Tanasiewicz. Wierzyć się nie chce, ale tym razem Krystian doświadczył występu w stylu "prawa -lewa".

- To się w końcu musiało stać. Ostatnio trenuję bardzo mało i właściwie ta seria wygranych była dziwna i zaskakująca - oceniał Krystian, którego w I rundzie sensacyjnie pokonała Ania Serwatowska (3:2). - Walnąłem się na dziewiątce. Ania podeszła do stołu i, choć nie miała prostej sytuacji, wytrzymała ciśnienie - przyznał Krystian, który na lewej stronie nie sprostał Mariuszowi Wójciakowi. Mielczanin wygrał także 3:2. - Prowadził 2:0, wyciągnąłem na 2:2, ale niedobrze wyszedłem na siódemkę, potem źle ścinałem, biała wpadła do łuzy i byłem już poza turniejem - dodał trzykrotny zwycięzca turniejów V edycji.

Największą niespodziankę sprawił Daniel Mucha, który po raz pierwszy doszedł do ćwierćfinału i półfinału. W drodze do czwórki sprawiał niespodziankę za niespodzianką, bo trzeba nazwać pokonanie Janusza Stawarza (3:2), Roberta Pecki (3:2), Macieja Przybyła (3:2). Piotra Bujnego w ćwierćfinale przeskoczył walkowerem, bo "Dino" musiał pędzić na pociąg do Sędziszowa. W meczu o finał nie sprostał Witowskiemu (1:3).

- Trochę więcej potrenowałem i miałem swój dzień. Czułem się w miarę pewnie, a do tego pomogli rywale. I Janusz, i Robert popełnili błędy, które udało mi się wykorzystać. W półfinale z "Witosem" już nie poszalałem. Skończył z kija, miał kombi, wyszarpałem partię, ale potem znów było kombi Witka i po meczu - oceniał Daniel.

"Witosowi" w drodze do głównej rozgrywki zdarzył się tylko jeden trudny mecz.

- Mateusz Marczydło dzielnie walczył, miał swoje szanse, ale przy stanie 2:2 wylosował Jack Pota i to go chyba trochę rozkojarzyło przed decydującą partią - mówił "Witos".

"Kołek" do finału szedł jak burza, każdy mecz wygrywał 3:1 (na rozkładzie kolejno Mariusz Śledzianowski, Paweł Pliś, Witold Hajduk, Butryn, Mariusz Frącek).

- Najtrudniej było chyba z Mariuszem Frąckiem. Straciłem jedną partię, ale mogłem więcej. Generalnie bile mnie raczej słuchały - oceniał Mariusz, który do finału doszedł po raz drugi w tej edycji.

Główna rozgrywka rozpoczęła się około w pół do dwunastej i miała zaskakujący przebieg, bo "Kołek" wyraźnie stracił rozpęd. Weny twórczej starczyło mu na wygranie jednej partii.

- Miałem awarię - żartuje. - Cóż, zagrałem na luzie, bez spinki. Najważniejsze było, że obroniliśmy z Witkiem honor faworytów. Finał był rzeszowski, więc czy to ważne, kto wygrał - bagatelizował porażkę.

"Witos" przyczyn udanego występu upatrywał we wzbogaceniu swojego treningu o... internet.

- Sporo gram tam ostatnio. Wzmacniam się niby bardziej teoretycznie, ale to daje też dobry skutek potem przy stole. Forma idzie górę - ocenił.

Wspomniany Mateusz Marczydło szansy na wygranie grubej kasy w Jack Pocie (ok. 2500 zł) nie wykorzystał. Przy rozbiciu za bardzo się spiął i białą nie trafił nawet w trójkąt. Za tydzień zawody numer 6, ostatnie przed wakacyjną przerwą. Początek jak zwykle o 18.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24