Śmierć na lotnisku. Pęknięcie liny wyciągarki spowodowało upadek paralotni

Według wstępnych ustaleń prokuratury, do wypadku, w którym zginął 37-letni paralotniarz, doszło podczas startu. Manewr odbywał się przy użyciu wyciągarką. Pilot nie zdążył się unieść na wystarczającą wysokość. Był ok. 100 metrów od miejsca startu, gdy zerwała się lina.

- Paralotniarz otrzymał drogą radiową od instruktora polecenie, aby powoli ustabilizować skrzydło paralotni, która była na wysokości ok. 20 metrów i jeszcze nie mogła samodzielnie się unosić - relacjonuje Janusz Ohar, rzecznik prasowy prokuratury Okręgowej w Krośnie. - Uczynił to w sposób gwałtowny, w związku z tym czasza paralotni przesunęła się do tyłu i nastąpiło gwałtowne opadanie.

Paralotnia runęła na ziemię. Ratownicy wezwanego na miejsce pogotowia podjęli próbę reanimacji 37-latka, ale bez powodzenia.

Prokurator polecił zabezpieczyć paralotnię, szczególnie czaszę z uprzężą, wyciągarkę i wszystkie urządzenia, które służyły do manewru startu. Ustalono także świadków zdarzenia (tego popołudnia loty ćwiczyła grupa młodych ludzi). Instruktor i osoba obsługująca wyciągarkę - jak potwierdzili śledczy - byli trzeźwi.

Oględziny miejsca wypadku i sprzętu przeprowadził dziś ekspert Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Na razie jednak przedstawiciele komisji nie udzielają informacji na temat ustaleń co do okoliczności i przyczyn zdarzenia. Na sporządzenie wstępnego raportu mają 30 dni.

Na wyniki prac komisji (m.in. czy wyciągarka była sprawna i lina miała aktualne atesty) czeka prokuratura. - Na ich podstawie zostanie podjęta decyzja, czy są podstawy do postawienia komukolwiek zarzutów, czy też wydarzenie zostanie uznane za nieszczęśliwy wypadek.