Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Sylwester Czopek: Dziś studenci żyją w świecie wirtualnym

Andrzej Plęs
Prof. Sylwester Czopek: Jeśli ktoś nie uprawia nauki, nie bada, nie ma w tej dziedzinie osiągnięć, to jest tylko biernym przekaźnikiem tego, co osiągnęli inni.
Prof. Sylwester Czopek: Jeśli ktoś nie uprawia nauki, nie bada, nie ma w tej dziedzinie osiągnięć, to jest tylko biernym przekaźnikiem tego, co osiągnęli inni. Fot. Bartosz Frydrych
Czym dziś żyje środowisko studenckie? Czym różni się od świata popkultury? Czym są i jak dziś wyglądają juwenalia? Mam wrażenie, że dziś studenci żyją w świecie wirtualnym, Internet jest ich prawdziwym światem. - mówi prof. Sylwester Czopek.

Kiedy myśli pan o swoim miejscu na ziemi, to widzi pan rodzinny Lubartów czy „zasiedziany” Rzeszów?

W tej chwili - Rzeszów. Wszystko, co wiąże się z moim życiem, wiąże się z Rzeszowem. Tu urodziły się moje dzieci, tu prowadzę badania, poznaję przeszłość tego, a nie tamtego regionu, tam wracam sentymentalnie. Jak każdy, kto osiągnął pewien wiek i z odrobiną nostalgii wraca do czasów burzliwej młodości. Na tamtejszych cmentarzach mam swoich bliskich, ale moje życie jest w Rzeszowie i mam się bardziej za rzeszowianina niż za człowieka z Lubelszczyzny.

Pytam o sentyment do czasów dzieciństwa, bo zwykle wtedy buduje się marzenia o przyszłości, także zawodowej. Można marzyć o pracy archeologa?

Archeologiem zostałem tak trochę przypadkiem, choć historia interesowała mnie od zawsze, szczególnie ta wcześniejsza. Nawet chciałem historię studiować. I w pewnym momencie zakiełkowała we mnie taka myśl, że może by zainteresowania swoje ukierunkować na czasy jeszcze starsze. Momentem decydującym był mój udział w centralnym etapie olimpiady historycznej. Wtedy i przy tej okazji poznałem pana profesora Andrzeja Nadolskiego; zapytałem go, co sądzi o studiowaniu archeologii. Usłyszałem, że to taki sam kierunek jak każdy inny, ale daje większe możliwości. Bo tu zawsze się coś dzieje, archeolog zawsze jest w ruchu, zawsze coś odkrywa. I powiedział: „Jeśli pan lubi, żeby zawsze coś się działo, jeśli pan chce odkrywać, a nie być tylko biernym przeglądaczem archiwów, jeśli pan lubi pracę w terenie, to nie ma lepszego kierunku”. I tym mnie przekonał. Choć jeszcze miałem wątpliwości, bo i wtedy, tak jak dziś, zadawaliśmy sobie pytanie, co z pracą. Powiedział, że jeśli będzie się archeologiem wybitnym, to praca zawsze się znajdzie. Bo wtedy, czyli w latach 70., było tak jak i dziś - ludzie pracowali na stanowiskach niekoniecznie związanych z kierunkiem wykształcenia. Szczególnie po studiach uniwersyteckich, które są również po to, by realizować swoje marzenia. Często młody człowiek zderza się z rzeczywistością jeszcze na studiach i marzenia nie do końca są realizowane. Ale spróbować warto. Poczułem to już podczas pierwszych moich badań wykopaliskowych. I wtedy byłem pewien: to jest to, co chcę robić.

Pamięta pan ten pierwszy dreszcz emocji odkrywcy, kiedy znalazł pan swoją pierwszą skorupkę w ziemi? I poczuł, że warto było?

Wiele takich było. Ten, który szczególnie utkwił mi w pamięci, nie dotyczy mnie bezpośrednio. To było w ramach praktyk studenckich. Odkopywaliśmy grób z okresu neolitu, odkopywaliśmy sobie te kosteczki i nagle usłyszałem eksplozję radości starszego kolegi, szefa naszej grupy poszukiwawczej. I nigdy nie zapomnę tej jego radości, kiedy dokopał się do krzemiennej siekierki, która była wyposażeniem tego grobu. I wtedy pomyślałem sobie po raz kolejny, że dla takich chwil warto pracować w tym zawodzie. Z wiekiem i kolejnymi odkryciami te emocje słabną. Człowiek nabiera rutyny, odkrycia powszednieją, ale do dziś pamiętam emocje, kiedy podczas wykopalisk w Białobrzegach natrafiłem na ślady kultury pomorskiej, której nikt się tam nie spodziewał. A niewielki kubeczek gliniany, jaki wtedy odkryłem, jest najpiękniejszym naczyniem ceramicznym, jakie kiedykolwiek znalazłem. I stoi na wystawie w rzeszowskim muzeum.

Nigdy nie żałował pan wyboru drogi życiowej? Nie myślał: a gdybym był inżynierem albo finansistą?

Nigdy. Bo nie można tego traktować wyłącznie w kategoriach zawodu. Mój starszy kolega na studiach mawiał, że archeolog to nie zawód, to charakter. Gdybym miał wybierać raz jeszcze, to wybrałbym tak samo.

Nie irytuje pana, że teraz cywilizację budują technokraci do spółki z ekonomistami, a nie humaniści?

Może tak musi być, może jesteśmy na takim etapie rozwoju cywilizacji. Ale bywa to denerwujące, także z perspektywy zarządzania uczelnią. Deficyt w udziale humanistów w rozwoju cywilizacji ma i taki skutek, że w zasadzie żyjemy w świecie bez autorytetów, a wiedza - w powszechnym odczuciu - tak naprawdę nic nie znaczy...

...mówi rektor uniwersytetu!

Podkreślam - tak jest w powszechnym odbiorze. Wierzę, że to się kiedyś zmieni i że autorytety wrócą na piedestał. Bo bez nich nie jest możliwe funkcjonowanie społeczeństwa. A z pewnością - takiego, które chce myśleć o swojej przeszłości, które widzi swoją tożsamość poprzez przeszłość. Wierzę, że studenci, na przykład Uniwersytetu Rzeszowskiego, po zakończeniu studiów będą mieli trochę inne niż powszechne kryteria wartościowania. Że jesteśmy w stanie wskazać im te autorytety i pokazać, jak ważne jest... myślenie. I mistrz, który prowadzi do wiedzy. Uniwersytet to nie jest szkoła, uniwersytet ma dostrzegać indywidualności i je wykorzystywać. To musi się odrodzić, bo jeśli nie, to idea uniwersytetu się skończy. I czym będziemy się różnić od szkoły zawodowej? Już dziś na uniwersytety wprowadza się tak zwane kierunki praktyczne, które uczą zawodu.

Miewa pan czasem taki dyskomfort psychiczny, że ludzkości jest pan jako humanista mniej potrzebny niż inżynier?

Nie czuję dyskomfortu, bo uważam, że ja też wykonuję na rzecz ludzkości pewną misję. Potrzebną społecznie. Być może potrzebną nie tak dużej liczbie moich współobywateli, ale dla części ludzkości jest ważne to, co robię. Można twierdzić, że nam się ludzkość dehumanizuje, ale to wynika z wszechotaczającej nas popkultury promującej inne wzorce, z systemu kształcenia. Proszę zwrócić uwagę na to, ile czytamy książek. Ktoś kiedyś powiedział, że teraz czasem łatwiej jest książkę napisać, niż przeczytać. Przez długi czas to książka kształtowała cywilizację europejską. Co ją zastąpi i co będzie kreatorem i nośnikiem kultury? Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie, czy istnieje jeszcze kultura studencka. Bo przecież kiedyś taka istniała, była specyficznym nurtem, miała swoje niezależne teatry, kabarety, kluby, była twórcza, coś po sobie pozostawiła. Przemycała treści, których w oficjalnych nurtach kultury przekazywać nie było wolno. Czym dziś żyje środowisko studenckie? Czym różni się od świata popkultury? Czym są i jak dziś wyglądają juwenalia? Mam wrażenie, że dziś studenci żyją w świecie wirtualnym, Internet jest ich prawdziwym światem. Przełom cywilizacyjny roku 1989 dotknął i to środowisko, ale nie wolno w tym dostrzegać tylko negatywów. Dziś student ma nieograniczone możliwości zdobywania wiedzy i doświadczenia, także poza granicami kraju. Kiedy ja w latach 70. wyjechałem na praktyki do Francji, to była niemal przygoda życia. Przeżyliśmy z kolegami szok cywilizacyjny. Ale nie badawczy, bo nasze i ich metody były mniej więcej na tym samym poziomie.

Godząc się na objęcie funkcji rektora, miał pan obawy, czy uda się zapanować nad liczną grupą uczelnianych indywidualistów? Wątpliwości, w którym kierunku prowadzić uczelnię?

Ta funkcja, niewątpliwie, jest wyzwaniem, ale też jest dokończeniem ostatniego czterolecia, w którym uczestniczyłem jako prorektor do spraw nauki. I trzeba to czterolecie dokończyć. Najważniejsze jest przewartościowanie myślenia pracowników uczelni, nauczycieli akademickich. Bardziej w kierunku nauki niż dydaktyki. Jeśli ktoś nie uprawia nauki, nie bada, nie ma w tej dziedzinie osiągnięć, to jest tylko biernym przekaźnikiem tego, co osiągnęli inni. A on ma być twórczy, pokazywać własne badania, przyciągać studentów swoim przykładem i swoimi osiągnięciami. Przez całą kadencję konstruowaliśmy różne mechanizmy zarządcze, żeby premiować tego typu podejście. I są już pewne efekty tej zmiany podejścia do funkcjonowania uniwersytetu. Jako uczelnia nie mamy powodu do kompleksów, jeśli chodzi o warunki studiowania i możliwości badawcze. Trzeba tylko jeszcze stworzyć mechanizmy, które ten potencjał pomogą wykorzystać.

A tymczasem mamy dewaluację stopnia naukowego. Magistrem być już nie honor, doktorów zatrzęsienie, habilitowanych lawinowo przybywa.

I zaraz pan powie, że ranga profesora również coraz niższa. Rzeczywiście, ostatnio wiele jest awansów w świecie szkolnictwa wyższego, ale to wynika z wymogów formalnych. Na przykład musimy mieć określoną liczbę samodzielnych pracowników naukowych, aby móc prowadzić określony kierunek. To częściowo wyjaśnia przyczyny tego zjawiska. A co do poziomu... Czy poziom dzisiejszego doktoratu równy jest poziomowi doktoratu sprzed lat? Różnie z tym jest, pewnie skrzywdziłbym wielu doktorantów, gdybym powiedział, że ten poziom się obniżył. Ale obecna masowość studiów doktoranckich musi jednak skutkować obniżeniem poziomu. Dlatego przedwczesna jest w tej chwili dyskusja w polskiej nauce o likwidacji habilitacji. Bo jeśli - z jednej strony - mamy coraz słabsze doktoraty, a z drugiej - zlikwidujemy habilitację, to dla poziomu polskiej nauki będzie to tragedia.

Kiedy ma pan dość doktorów, także habilitowanych, to ucieka pan w książkę czy w góry?

Najczęściej w muzykę, na ogół w jazzową, albo w krąg muzyki balladowej. Bułat Okudżawa działa na mnie kojąco. I Wysocki też. W sport też uciekam, a czasem w góry. Ale kiedy mam słabszy dzień i potrzebuję wyciszenia, to Okudżawa jest najlepszy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24