Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiesław Sondej: Czasem rywalizuję z gwiazdami filmu

Cezary Kassak
Na zawodach w Suszu spotkał aktora Piotra Adamczyka.
Na zawodach w Suszu spotkał aktora Piotra Adamczyka. Archiwum prywatne
Forsowny triathlon, skitouring, bieg w podziemiach kopalni, czy pływanie na mrozie. Wiesław Sondej z lubością uprawia takie niebanalne dyscypliny.

W gabinecie Wiesława Sondeja, dyrektora Zespołu Szkół im. Jana Pawła II w Sokołowie Małopolskim, nadzwyczaj dużo jest sportowych dyplomów, statuetek, medali. Jest nawet… dukat. To pamiątka udziału w cross-triathlonie „Mocarny Zbój”. Dyrektor, od ponad 30 lat nauczyciel wychowania fizycznego, chętnie próbuje swoich sił w tego rodzaju zawodach.

- Najcięższe, w jakich rywalizowałem, to triathlony typu Ironman. Mordercza konkurencja - stwierdza. Najpier musiał przepłynąć blisko 4 kilometry. Na otwartym akwenie, co jest trudniejsze niż na krytym, szczególnie że czasami płynie się pod prąd. Po wyjściu z wody trzeba pokonać na rowerze 180 km. Później bieg na 42 km. W sumie kilkanaście godzin walki z własną słabością.

- Bywały już przypadki, że ludzie z wysiłku umierali. Wielu schodzi z trasy przed metą, bo nie są dobrze przygotowani - opowiada Wiesław Sondej. - A liczy się nie tylko siła i kondycja. Dużą rolę odgrywa psychika, nastawienie, pokora. Również właściwe odżywianie na trasie. Musisz znać swój organizm, wiedzieć na przykład, kiedy napić się wody, ile się napić. Oszczędzać się nie można, bo istnieje limit czasu, po przekroczeniu którego zawodnik zostanie zdyskwalifikowany.

Na miano „człowieka z żelaza” zasłużył już trzykrotnie. Pierwszy raz w 2013 roku w Wolsztynie. Tam wykręcił swój „ironmanowy” rekord - przebył trasę w 13 godzin i 38 minut. W czerwcu tego roku, w Niemczech, najprawdopodobniej znowu zostałby Ironmanem, ale po przejechaniu 150 kilometrów wpadł w koleinę, uszkodził rower i musiał zejść z trasy.

- Na triathlonowe zmagania - i nie mam na myśli wyłącznie wyścigów Ironman - zrobił się boom - podkreśla Sondej. - Biorą w nich udział gwiazdy, celebryci. W Suszu, na „połówce” Ironmana, spotkałem np. popularnego aktora Piotra Adamczyka.

Pływak, co się zimy nie boi


Wiesław Sondej bardzo lubi rozmaite niestandardowe formy rywalizacji i aktywnego spędzania czasu.
W styczniu 2012 roku, na Łotwie, powalczył w mistrzostwach świata w pływaniu w lodowatej wodzie. W swojej kategorii zajął miejsce w pierwszej trzydziestce. Mistrzostwa odbywały się na otwartej przestrzeni, w zatoce Morza Bałtyckiego. Na dworze było minus 20 stopni...

Naszego rozmówcy ani trochę to jednak nie przerażało. Już wcześniej bowiem aktywnie udzielał się w Rzeszowskim Klubie Morsów „Sopelek”. Do tej pory zresztą morsuje i bardzo to sobie chwali.

Zahartowawszy organizm, wziął udział w „przeciąganiu wawelskiego smoka przez Wisłę”. Tak nazwano imprezę, organizowaną przez Krakowskie Stowarzyszenie Morsów „Kaloryfer”. W sztafecie uczestniczy zwykle kilkadziesiąt osób, które przepływają Wisłę z jednego brzegu na drugi, ciągnąc figurę smoka. Wszystko oczywiście dzieje się zimą.

- Było to dość niebezpieczne - wspomina Sondej. - Znajdujące się w wodzie kawałki kry spowodowały, że się poprzecinałem. Jeszcze większe wyzwanie stanowiło jednak przepłynięcie Wisły w Warszawie. Tam grudek lodu wprawdzie nie było, za to wartki nurt, który ściągał śmiałków. No i sama rzeka jest szersza niż w Krakowie. Ale dałem radę.

12 godzin biegu w podziemiach

Pan Wiesław jest zapalonym biegaczem. Ukończył 28 maratonów. Może się pochwalić między innymi posiadaniem „Korony Maratonów Polskich”. Ten prestiżowy dyplom dostają ci, którzy w ciągu dwóch lat skończą pięć maratonów, zaliczanych do największych w kraju.

Parę razy uczestniczył w maratonach zagranicznych. - Utkwił mi w pamięci ten we Frankfurcie - opowiada. - Wśród publiczności były osoby przywiezione ze szpitala, ludzie ciężko chorzy: na nowotwór, Parkinsona. Kibicowali, bili brawo. Patrząc na nich, dostawało się niesamowitego „powera”.

Zaliczał kolejne maratony, a w końcu pomyślał, że dobrze byłoby podnieść sobie poprzeczkę wymagań i przebiec ultramaraton. Jak pomyślał, tak zrobił. Dystans 100 km pokonał już dwa razy.

- W Gdańsku biegłem od godziny 6, a skończyłem przed 18 - relacjonuje. - Rano, już w trakcie biegu, minąłem kobietę idącą do kościoła na mszę. Po południu ta sama pani szła z kolei na nieszpory, znowu zobaczyła mnie na trasie. „Biegasz pan i biegasz, daj pan spokój” - śmiała się.

Wiesława Sondeja można było również spotkać choćby podczas biegu w kopalni soli w Bochni. Rywalizacja toczyła się przeszło 200 metrów pod ziemią. - Biegło się w 4-osobowych sztafetach, non stop przez 12 godzin. Kto przebiegł najwięcej kilometrów, ten wygrywał - opisuje.

Gdy usłyszał o mistrzostwach Polski w bieganiu po schodach, to i w nich wystartował. Nie odmówił sobie też udziału w piekielnie wymagającym, terenowym Biegu Katorżnika, a także w bieszczadzkim Biegu Rzeźnika. Prawie 80-kilometrowy szlak z Komańczy do Ustrzyk Górnych przemierzył już trzy razy. - Dwa lata temu wystąpiłem z kolei w Mordowniku - dodaje. - To bieg na orientację. Trzeba zatem znać teren, umieć posługiwać się kompasem.

Ćwiczę nawet w swoim gabinecie

Życia bez sportu sobie nie wyobraża. - Nawet tu, w moim dyrektorskim gabinecie, staram się każdego dnia wygospodarować kilka minut na ćwiczenia. Pomaga mi to trzeźwo myśleć i operatywnie działać - przekonuje. - Co ćwiczę? Między innymi jogę. Jest to typowo fizyczna joga.

Przy ćwiczeniu jogi wykorzystuje taśmę, używaną zasadniczo do slackline. Taśmę się napina, mocuje nad ziemią i chodzi po niej. - Taka trochę cyrkowa sztuka - objaśnia. - Świetna rzecz, pomagająca korygować wady postawy. I kosztuje raptem kilkadziesiąt złotych. Chwyciło to u nas w szkole, choć niektórzy rodzice są sceptyczni. „Dzieci się pozabijają” - słyszę czasem. A przecież nie trzeba tej liny zawieszać 10 metrów nad ziemią. Można i kilkadziesiąt centymetrów.

Pan Wiesław zachęca też do biegania. Już od ładnych paru lat współorganizuje w Sokołowie Małopolskim Bieg Sokoła. W zeszłym roku wymyślił Bieg Bez Spinki.

- „Bez spinki”, czyli na luzie i bez mierzenia czasu, wszak szczęśliwi czasu nie liczą. Ci, którzy biegną z przodu, przed metą czekają na tych, co są z tyłu, i wszyscy są zwycięzcami, każdy ma medal. Impreza odbyła się w sylwestra. Był to więc również bieg… przebierańców. W tym roku będzie druga edycja - zapowiada.

Ostatnimi czasy stał się propagatorem skitouringu - odmiany narciarstwa. - Zjeżdża się na nartach z górki, tyle że wcześniej trzeba na tę górkę wyjść - z nartami na nogach. Na narty zakłada się przy tym skórę z fok - tłumaczy. - Kiedyś jeden nieznajomy przyuważył, że trzeci raz wchodzę na górę w nartach, podszedł do mnie i powiedział: „Szkoda mi pana. Proszę, tu jest 100 złotych, niech pan sobie kupi karnet na wyciąg, nie będzie pan musiał tak się męczyć”. Podziękowałem, ale nie wziąłem, wyjaśniłem, że właśnie w tym rzecz, żeby wchodzić, a nie wjeżdżać.

Nie zamierza zwalniać tempa

Chociaż wielokrotnie zdarzało mu się stawać na podium, dla niego starty w zawodach to tylko amatorska zabawa.

- Niech się szarpią młodzi, którzy sport uprawiają wyczynowo - zaznacza. - Ja skończyłem pięćdziesiątkę i to, co robię, robię dlatego, że sprawia mi to przyjemność i pomaga utrzymywać się w dobrym zdrowiu. Dawniej narzekałem na nadciśnienie - dziś problemu już nie ma. Jestem pod kontrolą lekarzy i ci mówią, że dalej mogę „jechać” tak, jak do tej pory. Dlatego ani myślę folgować. Już jestem nakręcony na kolejne zmagania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24