Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr zmarł czy zginął? Rodzina szuka odpowiedzi

Andrzej Plęs
Podczas ucieczki Piotra policjanci strzelali w opony jego nissana patrola. teraz auto będzie badane przez śledczych.
Podczas ucieczki Piotra policjanci strzelali w opony jego nissana patrola. teraz auto będzie badane przez śledczych. archiwum rodziny
Piotr zmarł na szpitalnym łóżku. Trzy godziny wcześniej był w policyjnej komendzie, potem uciekał przed policyjnym pościgiem, potem było zatrzymanie z udziałem środków przymusu bezpośredniego.

Ojciec Piotra popłakał się, kiedy zobaczył ciało syna na prosektoryjnym łóżku. Bo nie powinno tak być, żeby rodzice składali w grobie swoje dzieci. Piotr interes miał, ciężarówkę miał, meblami handlował, wielkie i zdrowe chłopis- ko było. I sprawne, skoro wojsko odsłużył w Biurze Ochrony Rządu.

Ojciec o synu może mówić tylko dobrze i nie potrafi pogodzić się z tym, że ktoś mu syna zabrał. Nie choroba, nie wypadek drogowy. Wciąż nie do końca wiadomo, co stało się tej nocy, kiedy policjanci dopadli uciekającego Piotra w Czarnej Łańcuckiej. Rodzina na własną rękę szuka prawdy. Prokuratura Rejonowa w Rzeszowie też szuka.

Krótka wizyta w komendzie

Dramatyczne wydarzenia rozegrały się w ubiegłym tygodniu, w nocy z wtorku na środę. 33-latek widziany był ok. godz. 1.30 na stacji benzynowej przy ul. Krakowskiej w Rzeszowie. Obsługę prosił o wezwanie policji, tłumaczył, że bardzo źle się czuje, że ktoś podał mu dopalacze.

Pracownicy stacji relacjonują, że sam też próbował skontaktować się z numerem alarmowym 112, ale wyglądało na to, że odpowiedź kogoś, kto odebrał zgłoszenie, go nie zadowoliła. Do telefonu miał krzyknąć, że wobec tego sam pojedzie do komendy policji przy ul. Jagiellońskiej. I pojechał.

Jeszcze nie było 2 w nocy, kiedy podjechał nissanem patrolem pod Komendę Miejską Policji w Rzeszowie. Wszedł do wewnątrz, wyszedł po 10-20 sekundach.

- Od prokuratora wiem, że jest zapis z monitoringu - mówi ciotka zmarłego. - Podobno stanął przed okienkiem w komendzie i zdążył powiedzieć, że źle się czuje, że prosi o pomoc medyczną.

Brat Piotra dopowiada, że o prośbie o pomoc mówił również policjant, który przyjechał zawiadomić rodzinę o śmierci mężczyzny. Policja potwierdza wizytę Piotra w komendzie, sugeruje, że był chaotyczny, że oficer dyżurny go nie usłyszał albo nie zrozumiał przez dzielącą obu szybę.

Że wskazał mikrofon, do którego Piotr powinien mówić, ale ten odwrócił się i wyszedł z komendy. I że dziwne zachowanie mężczyzny zaalarmowało funkcjonariuszy: nietrzeźwy, pod wpływem środków psychoaktywnych albo rzeczywiście potrzebował pomocy.

W każdym przypadku nie powinien siadać za kierownicą, więc wybiegli za nim przed budynek komendy, ale Piotr zdążył ruszyć nissanem przed siebie. Policjanci radiowozami - za nim.

Pościg i strzały

Ciotka przekonana jest, że krewniak szukał pomocy. Krążył ulicami Rzeszowa w okolicach os. 1000-lecia, gdzie pani Janina mieszka. Może w ciemnościach szukał dojazdu do ich bloku? Może próbował dostać się do szpitala miejskiego przy ul. Rycerskiej, bo nieopodal zatrzymała go policja?

A raczej próbowała zatrzymać. Kom. Paweł Międlar, rzecznik podkarpackiej policji, potwierdza, że uciekinier zatrzymał się nieopodal Galerii Rzeszów, policjanci zdążyli podejść do nissana, ale drzwi pojazdu były zablokowane, a kierowca nie reagował na wezwania. Po czym wolno ruszył, ominął radiowóz i pojechał w kierunku wiaduktu.

Kom. Międlar dodaje, że dla policjantów to był kolejny powód do podejrzeń - każdy obywatel ma obowiązek wykonywać polecenia policji. A Piotr nie zareagował. To ruszyli za nim w pogoń. Może jeszcze w czasie postoju pod galerią próbował telefonować do znajomego. Ciotka zmarłego od prokuratora dowiedziała się, że w zabezpieczonym przez śledczych telefonie mężczyzny zapisały się próby połączeń. Nieodebranych, więc Piotr ruszył w kierunku Trzebowniska i Krzemienicy.

W Krzemienicy wjechał na posesję swojego przyjaciela, też Piotra. Od kiedy tego okradziono, zamontował wokół domu system kamer przemysłowych. Mówi, że spał, kiedy to wszystko się rozgrywało, wyszedł tylko na końcówkę akcji; ale sporo można zobaczyć na zapisie z kamer.

Rzeczywiście, trochę można: na wybrukowaną kostką posesję powolutku wjeżdża nissan, tuż za nim - furgon radiowozu. Nissan zatrzymuje się, pół metra za nim - radiowóz. Nissan powoli stacza się z pochyłości podjazdu i tyłem lekko uderza w maskę radiowozu. W tym momencie z furgonu wypada dwóch policjantów. Jeden z nich uderza czymś w boczną tylną szybę nissana, szyba pozostaje cała.

Na nagraniu nie widać, czy to pałka czy broń. Nissan rusza wolno przed siebie, policjanci wracają do radiowozu i jadą w ślad za uciekającym.

- W ten sposób zrobili dwie rundki wokół mojego domu - relacjonuje właściciel posesji. - Wjechali jedną bramą, wyjechali drugą. A mogli go wtedy zatrzymać, za bramą zaparkował drugi radiowóz, wystarczyło, żeby zablokował wyjazd.

Mówi, że policja już u niego była, widziała zapis z monitoringu.

Nissan odjechał w kierunku Strażowa. Jeden ze świadków opowiada, że wyglądało to jak nocny orszak weselny: terenowy nissan na przedzie, za nim radiowozy. Nie spieszyli się.
Jeszcze na terenie Krzemienicy policja ustawiła w poprzek drogi furgon "Fiata Ducato", który miał zatrzymać nissana. Nie zatrzymał.

- Kierowca zwolnił, ale nie zatrzymał się, uderzył w policyjny furgon, przesunął go, wyminął poboczem rowu i pojechał dalej - relacjonuje kom. Międlar. - Wtedy zapada decyzja o wykorzystaniu broni.

Świadkowie opowiadają, że ciszę nocną w okolicach Palikówki rozdarła kanonada. Policjanci "w biegu" próbowali przestrzelić opony nissana. Kom. Międlar zaznacza, że policjanci strzelali w opony, nikt nie próbował trafić kierowcy.

Dodaje, że potwierdzają to oględziny pojazdu, że żaden z pocisków nie trafił w górną część wozu, wszystkie przestrzeliny znajdują się tylko w dolnej części pojazdu. Policja nie wie, ile strzałów oddano, wiadomo, że nazajutrz funkcjonariusze zbierali łuski wzdłuż drogi ze Strażowa do Palikówki. A ponoć dzień później mieszkańcy Palikówki znaleźli jeszcze kilka.

Trafiono trzy koła, ale nissan nie zatrzymał się, na felgach dojechał do Czarnej, z drogi głównej skręcił w boczną, doturlał się do prywatnego sadu, tu się zatrzymał. Piotr wysiadł i zaczął uciekać pieszo. Policja za nim.

Co się wydarzyło?

Młodą kobietę, w sąsiedztwie domu której rzecz się działa, obudziły "trzaski", a potem wołania o pomoc. Nigdy nie słyszała strzałów z broni palnej, nie jest pewna, czy "trzaski" były odgłosami strzałów czy stukotem felg o nawierzchnię drogi. Za to krzyki słyszała wyraźnie.

- Wybiegłam z domu, dopadłam do ogrodzenia, było ciemno, więc pytałam głośno, kto tu jest - opowiada. - Usłyszałam: "policja, proszę odejść". Jakiś mężczyzna krzyczał: "ludzie, pomóżcie, ratunku!", ciemno było, ale widziałam, jak ten mężczyzna leżał, policjant na nim. I krzyczał: "stój, k..wa", a potem zapytał kolegę o kajdanki. Podszedł drugi, chyba musieli się siłować z tym mężczyzną, bo policjanci cały czas krzyczeli: "k...wa, leż, nie ruszaj się!". Potem usłyszałam: "nie kop policjanta" i jakieś takie głuche uderzenia. Ten, który przytrzymywał, pytał kolegi o broń i magazynek, bo swoją ma w aucie. Drugi odpowiedział, że swoją ma przy sobie. I dodał, że wezwie wsparcie, ale nie wie, gdzie się znajduje. Wtedy przyszedł do mnie, przedstawił się i zapytał, gdzie jest. Podałam mu adres. Po jakimś czasie przyjechał drugi policyjny samochód, tego mężczyznę wpakowali do samochodu. Jeden z policjantów krzyknął, że "jeszcze, k...wa, tłucze się w samochodzie". Przyjechała policyjna insignia, policjanci stali i roz- mawiali, jeden z nich powiedział, że trzeba zadzwonić do komendanta, bo to jest teren Łańcuta i nie wiadomo, kto ma go zabrać. (Kom. Międlar potwierdza: w pościgu uczestniczyło siedem załóg z komend w Łańcucie i Rzeszowie - red.). Chyba tego mężczyznę przekładali do drugiego auta, bo drzwi samochodu się otworzyły i ten mężczyzna znów zaczął krzyczeć. Potem po kolei policyjne samochody odjechały. Wszystko to trwało prawie godzinę.

Mieszkającą obok sąsiadkę obudziły krzyki. Dodaje - przeraźliwe. Pamięta, że było ok. 2.30 w nocy. Obudziła męża, zobaczyli błyski policyjnych kogutów.

- Najpierw był jeden, potem nazjeżdżało się więcej radiowozów - opowiada. - W światłach reflektorów przez chwilę zobaczyliśmy, że tam, za moim ogrodzeniem, leży człowiek i trzymają go. Leżał na brzuchu, plecy miał odsłonięte. Nie wyglądało na to, żeby się wyrywał. Światła reflektorów zgasły, błyskały latarki. Potem się uspokoiło, a po kilkunastu minutach znów usłyszałam, że ktoś wzywa pomocy. Po jakimś czasie samochody się rozjechały - wspomina.

Zatrzymany trafił do komendy w Rzeszowie, stąd przewieziono go do szpitala wojewódzkiego na badania. Policja informuje oficjalnie, że odmówił badań na zawartość substancji psychoaktywnych we krwi. A miała podejrzenia, że jest pod ich wpływem. Najbardziej tajemniczy epizod rozegrał się ponoć pod szpitalem.

- Odnalazłem świadka, który w nocy przywiózł żonę do szpitala - opowiada brat zmarłego. - Widział, jak czterech policjantów wywleka Piotra z radiowozu za nogi, potem zaczęli go okładać pałami. I opowiadał, że to wcale nie wyglądało, na "kurtuazyjne" pałowanie, że tłukli z pełnym rozmachem.

W rozmowie telefonicznej świadek przyznaje, że policja już się z nim kontaktowała, że zakazała mu rozmawiać z kimkolwiek na ten temat pod groźbą sankcji karnych. Zaznacza, że podczas przesłuchania zezna tak, jak widział.

Interesujący wątek dodaje jeden z pracowników szpitala. - Dwóch ochroniarzy, którzy mieli wtedy nockę, widziało to wszystko - mówi. - Opowiadali, że po wszystkim podszedł do nich jeden z policjantów i zapytał, czy to wszystko nagrało się na szpitalnym monitoringu.

Śmierć

Policja zapewnia, że od chwili zatrzymania Piotr raz był spokojny i wypełniał polecenia policjantów, a chwilę potem eksplodował agresją. W szpitalnej izbie przyjęć było tak samo. Trafił na łóżko, przypięto go pasami, stracił przytomność, potem ustała akcja serca. Reanimacja nic nie dała, zmarł na oddziale intensywnej terapii. Rodzina pyta, dlaczego zmarł.

- Prokurator po sekcji wmawiał mi, że Piotr miał na ciele otarcia - denerwuje się pani Janina. - To nie były zwykłe otarcia.

Podłużne zasinienie na podbródku, podobne na czole, sina pręga na prawej dłoni, spuchnięta i sina moszna, rozległe krwawe wybroczyny na czole i twarzy, zasinione okolice lewego oka, zdarty naskórek na obu udach i podudziach, podwójne nacięcia skóry na obu nadgarstkach, jak od kajdanek.

Tak było po sekcji, kiedy ciało było wstępnie umyte. Ojciec zmarłego mówi, że widział syna przed sekcją. Wyglądał jeszcze gorzej, bo twarz i głowę miał we krwi. W zasadzie tylko na plecach nie było żadnych ran. Dlatego krewni nie wierzą, że to była taka zwykła śmierć "bez udziału osób trzecich". I wskazują winnego: policję.

- Staraliśmy się tylko go zatrzymać i wyjaśnić, co się dzieje - tłumaczy kom. Międlar. - Potem wypadki potoczyły się błyskawicznie, w takiej sytuacji trzeba człowieka zatrzymać i obezwładnić, kiedy nie poddaje się poleceniom policji. Mieliśmy do czynienia z człowiekiem, który uderzył w radiowóz, w którym znajdowali się policjanci, co znaczy, że był niebezpieczny dla otoczenia.

Sprawę prowadzi Biuro Spraw Wewnętrznych. Dotyczy ona wykorzystania broni palnej. Biuro bada też, czy policjanci nie przekroczyli uprawnień podczas zatrzymania. Kom. Międlar zaznacza, że policji też zależy na wyjaśnieniu wszelkich okoliczności i przebiegu zdarzeń, nawet jeśli notatki policjantów uczestniczących w akcji są zbieżne i spójne.

- Bardzo cieszymy się, że są świadkowie, i mam nadzieję, że będą nie tylko anonimowo spowiadać się przed dziennikarzami, ale zechcą swoją wersję wydarzeń przekazać prokuraturze. To ważne, pamiętajmy, że nie żyje człowiek - mówi rzecznik policji.

Kluczowe dla dalszego postępowania wyjaśniającego będą wyniki sekcji i raport laboratorium ekspertyz sądowych w Krakowie. Te - za kilka miesięcy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24