Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lech Wałęsa w Arłamowie. Kiedyś był tu więziony, teraz przyjeżdża dla wypoczynku

Krzysztof Potaczała
- Do Arłamowa przyjechałem zrzucić zbędne kilogramy - mówi były prezydent.  Z prawej w ustrzyckim Muzeum Przyrodniczym Bieszczadzkiego Parku Narodowego.
- Do Arłamowa przyjechałem zrzucić zbędne kilogramy - mówi były prezydent. Z prawej w ustrzyckim Muzeum Przyrodniczym Bieszczadzkiego Parku Narodowego. OW Arłamów / Wojciech Zatwarnicki
Dawne miejsce internowania w Arłamowie stało się dla byłego przywódcy Solidarności i prezydenta miejscem ulubionym. - Nie mam oporów, żeby tu przyjeżdżać, nie straszą mnie duchy przeszłości. Inaczej żona, za nic nie chce się namówić do wypoczynku w tym miejscu. Ale jeszcze ją przekonam - zapewnia Lech Wałęsa.

Były prezydent Lech Wałęsa przyjechał w zeszłym tygodniu do Arłamowa głównie w jednym celu: zrzucić zbędne kilogramy.

- Ciężko to idzie, ale staram się, nie odpuszczam. Codziennie dwie godziny marszu z kijkami, to się nazywa chyba nordic walking. Coraz więcej ludzi po sześćdziesiątce próbuje w ten sposób zadbać o kondycję.

Wałęsa, lat 68, jest szczery: - Mam nie tylko nadwagę, siadły mi też mięśnie. Muszę je choć trochę zregenerować. Wiem, wiem, zaraz pan zapyta, dlaczego akurat w Arłamowie, wszyscy o to pytają. A ja odpowiadam, że jest tu szczególny mikroklimat. Bardzo mi służy. W zasadzie nie pamiętam dnia, żebym czuł się źle, czego nie mogę powiedzieć o innych miejscach.

Blisko Bieszczadów

Może twórca Solidarności nabierałby sił gdzie indziej, ale skoro zapraszany jest przez szefostwo Arłamowa, to czemu ma odmawiać? W 2010 r. był tu dwukrotnie, łowił ryby w stawach (kurczę, dlaczego one są wszystkie w jednym wymiarze i tak często biorą? - narzeka z przymrużeniem oka), spacerował po lesie, zwiedzał okolicę. I fotografował się z każdym, kto o to poprosił.

W zeszłym roku laureat pokojowego Nobla został honorowym obywatelem Ustrzyk Dolnych. Jak stwierdzili radni w specjalnej uchwale, Lech Wałęsa przyczynił się do popularyzacji miasta na mapie Polski. Dodali, że ma także swój udział we wspieraniu strajkujących chłopów i robotników na przełomie 1980 i 1981 r. Ówczesny szef Solidarności przyjechał wtedy w Bieszczady, spotkał się ze strajkującymi i mieszkańcami miasta.

- A potem podpisywał z ramienia Solidarności porozumienia ze stroną rządową (Porozumienia Ustrzycko-Rzeszowskie, zawarte w Rzeszowie 19 lutego, a w Ustrzykach 20 lutego 1981 r. - KP) - opowiada uczestnik tamtych wydarzeń.

Szlaban na drodze

Wałęsa wciąż dobrze pamięta, jak w styczniu 1981 r. próbował wjechać do strzeżonego wtedy przez nadwiślańskie jednostki MSW Arłamowa i jak został zastopowany przez wojsko oraz SB.

- Zatrzymali kawalkadę samochodów, którymi jechałem z towarzyszącymi mi osobami i stanowczo, choć dosyć grzecznie nakazali odwrót. Nie wykłócałem się, ale też się nie bałem. Wiedziałem, że prędzej czy później rozwalimy komunę, że to my, walczący o demokrację, jesteśmy po właściwej stronie.

W Ustrzykach nadal mieszka emerytowany oficer, który wtedy, na wąskiej drodze niedaleko jednostki wojskowej w Kwaszeninie, od której jeszcze kilka kilometrów do Arłamowa, informował Wałęsę, żeby nie próbował więcej wjazdu do zakazanej strefy. W książce "Arłamów bez kurtyny" autorstwa Wiesława Białkowskiego, tak wspomina tamto zajście:

"(…) Wyszedł [z auta] przewodniczący Solidarności, a za nim kilku fotoreporterów i filmowców. Zaczęli robić użytek z kamer. Zdziwiony Wałęsa zapytał mnie, dlaczego nie jest przepuszczony? Odpowiedziałem, że konieczna jest przepustka, bo to o biekt wojskowy. Na to przewodniczący: - My jesteśmy w wolnym kraju. Powtórzyłem, że w grę może wchodzić tylko przepustka. W zachowaniu Wałęsy dostrzegłem zakłopotanie (…). Nie nalegał, wrócił do samochodu, pewnie przedyskutować z doradcami, co ma robić".

Dalej oficer relacjonuje: "Pod szlabanem zostali ci, którzy fotografowali i filmowali. Oni byli najgorsi. Natarczywie domagali się przepuszczenia. Krzyczeli, że muszą utrwalić na filmie wygląd arłamowskiego pałacu (…)".

Rarytasy na stołach

Lech Wałęsa nie przewidywał, że rok później znajdzie się wreszcie w tajemniczym Arłamowie, ale w charakterze internowanego. - W życiu bym nie pomyślał, że miejsce mojego odosobnienia stanie mi się kiedyś tak bliskie…

Nie ukrywa: wtedy, w 1982 r., był traktowany dobrze, jadł najlepsze potrawy i pił najlepsze trunki. W książce "Droga nadziei" opowiada: "Kuchnia była luksusowa. Stawiali masę dobrych rzeczy i patrzyli, co ja najbardziej lubię, i wtedy podawali to tak długo, aż znielubiłem (…). Wątróbka? To codziennie przez miesiąc była wątróbka oprócz normalnego obfitego jedzenia. Podobnie z rybami, węgorzami. Poza posiłkami, lodówka zawsze była pełna. Był także szampan".

- Zimnego szampana lubiłem sobie strzelić, ale nieprawdą jest, że często i w nadmiarze wlewałem w siebie alkohol. Z kolei wyborne i różnorodne jedzenie tak mi doprawiło, że w krótkim czasie przytyłem 16 kilogramów - wspomina. - Może tak dużo bym nie przybrał na wadze, ale prowadziłem raczej siedzący tryb życia. Początkowo ze dwa razy wyszedłem na przechadzkę, jednak nie mogłem ścierpieć tych "ogonów" za mną, moich stróżów, a było ich ze dwudziestu. W geście protestu w ogóle zrezygnowałem z opuszczania budynku. Czasami spacerowałem tylko po balkonach, bo akurat miałem do dyspozycji dwa.

Dzisiaj przypuszcza, że wszystkie te luksusy, które mu wtedy oferowano, były jakąś formą przekupstwa. - Chcieli mi dać do zrozumienia, że jak będę z nimi grał w jednej drużynie, to wszystko będzie w porządku. Tyle że ja grałem w swojej drużynie, byłem zdeterminowany do walki w każdym miejscu, także gdyby mnie zamknięto w dużo gorszych warunkach. Miałem w sobie siłę i przebojowość.

Pamięć nie ciąży

O tamtym, komunistycznym Arłamowie Wałęsa mówi: wrzód. Bo to było miejsce nie tylko owiane tajemnicą, ale i znienawidzone przez większość Polaków. Do opinii publicznej coraz częściej przeciekały informacje o tym, jak bawią się peerelowscy dygnitarze, jak polują na grubego zwierza, opływają w dobra niedostępne szarym obywatelom.

Nie bez powodu jednym z postulatów strajkujących w Ustrzykach rolników było ujawnienie istnienia wszystkich rządowych ośrodków wypoczynkowych, ich likwidacja i przeznaczenie budynków na cele społeczne, np. sanatoria, szpitale, domy dziecka. Ten postulat nie został przez rząd i PZPR wzięty pod uwagę, a zacisza czerwonych prominentów funkcjonowały aż do końca PRL.

- Szczerze mówiąc, nie sądziłem, że ten ośrodek po transformacji ustrojowej zyska na znaczeniu, że się rozwinie - mówi Wałęsa. - Miał złą przeszłość, wszystko co komunistyczne źle się kojarzyło. Ale okazało się, że nowi gospodarze potrafili przemienić go w miejsce tętniące życiem i przyjazne. Pyta pan, czy widzę dawne obrazy, czy coś mi przeszkadza, wywołuje duchy przeszłości? Otóż nie, mimo że mieszkam w tym samym pokoju, co w czasie internowania i oglądam te same meble, a na ścianach korytarzy te same myśliwskie trofea. Pamięć mi nie ciąży, natomiast chyba ciąży mojej żonie, bo za żadne skarby nie chce tu przyjechać. Ona mnie tu w stanie wojennym odwiedzała, jednak musiała to po swojemu przeżywać. Drugi koniec Polski, ośrodek gdzieś głęboko w lesie… Już samo to mogło na kobietę wpłynąć negatywnie. Ale jeszcze ją przekonam i odwiedzimy Arłamów razem.

Pierścień w urnie

Obok dzisiejszego hotelu, zbudowanego początkiem lat 70. i oznaczanego za PRL w oficjalnych dokumentach Urzędu Rady Ministrów kryptonimem W-2 (W-1 to ośrodek w Łańsku - KP), powstaje od kilku miesięcy Wschodnioeuropejskie Centrum Sportowo-Kongresowe, pięciogwiazdkowy kompleks na 178 pokoi, w którym znajdą się m.in. baseny, SPA, kręgielnia, sale konferencyjne, gabinety odnowy biologicznej, hala sportowa, korty tenisowe, pole golfowe, kryta ujeżdżalnia koni i inne atrakcje. A wszystko za 220 mln zł i z pomocą Unii Europejskiej (część pieniędzy pochodzi z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego).

W październiku zeszłego roku kamień węgielny pod budowę wmurował nie kto inny jak Lech Wałęsa. Do urny wypełnionej podpisanym przez niego aktem erekcyjnym włożył złoty pierścień, który otrzymał na trzydziestolecie Solidarności. Co więcej, Fundacja Instytutu Lecha Wałęsy podpisała z właścicielami ośrodka list intencyjny dotyczący wspierania potężnej inwestycji.

- Uznałem, że powinniśmy się zaangażować, ponieważ powstaje coś wyjątkowego - potwierdza były prezydent. - W ogóle zauważam, że w Bieszczadach macie cennych ludzi. Mniej politykują, więcej pracują. W dużych miastach za często króluje polityka.

Oko w oko z niedźwiedziem

W zimowym Arłamowie Wałęsa spędził tydzień. W środę, tuż przed wyjazdem, zatrzymał się jeszcze w Ustrzykach Dolnych. Zwiedził m.in. Muzeum Przyrodnicze Bieszczadzkiego Parku Narodowego, gdzie mógł podziwiać najciekawsze karpackie zwierzęta. W tym zastrzelonego w okolicach Polany w 1966 r., podobno przez wicepremiera Piotra Jaroszewicza, 300-kilogramowego niedźwiedzia brunatnego.

Gdy znowu przyjedzie w Bieszczady, chce wybrać się na ryby. Tym razem nie na stawy, gdzie pstrągi łatwo chwytają przynętę, lecz nad Zalew Soliński, a może nawet nad San. Taka walka z miotającą się w bystrej rzece rybą, to coś w sam raz dla Wałęsy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24