Spółdzielnia Inwalidów im. Jana Kilińskiego w Dynowie istnieje od 1952 roku. Jest największym pracodawcą w miasteczku i jego okolicach. Zatrudnia 150 osób, w tym 133 pracowników z orzeczeniami o stopniu niepełnosprawności. Mimo że zakład ma wiele zamówień, szyje między innymi odzież roboczą oraz mundury ćwiczebne dla wojska i policji, grozi mu likwidacja, a całej załodze - bezrobocie.
- Pracuję w tej spółdzielni 35 lat. Większość z nas jest w takim wieku, że na rynku pracy trudno będzie się odnaleźć, a do emerytury mamy jeszcze daleko. Jeśli stracę tę pracę, to będzie dla mnie i dla mojej rodziny dramat. Podobnie myśli reszta załogi. Wiele z kobiet jest jedynymi żywicielami rodzin, a w rejonie Dynowa o pracę jest bardzo trudno. Nie wiem, co z nami będzie - dzieli się swoimi obawami Małgorzata Salamon, pracowniczka spółdzielni.
Hale, w których pracują szwaczki, wyposażone są w nowoczesny park maszynowy. Spółdzielnia cieszy się dobrą opinią wśród kontrahentów, o czym świadczą zamówienia z zagranicy. Cechują ją doświadczenie, tradycja i wysoka jakość produkcji odzieży roboczej.
- 64 lata istnienia naszej spółdzielni mogą nie mieć znaczenia, mimo że nie zawiniłyśmy. Nikt nie przywłaszczył sobie żadnych pieniędzy. Wręcz przeciwnie: jak są straty, to członkowie spółdzielni je pokrywają. Po prostu nie zapłaciła nam inna firma. Obecnie ludzie z dużym niepokojem patrzą w przyszłość. Panuje przygnębienie, mam jednak nadzieję, że ktoś nam pomoże i zachowamy miejsca pracy - mówi Mariola Pęcherek, pracownica spółdzielni.
Burmistrz Dynowa Zygmunt Frańczak nie wyobraża sobie likwidacji spółdzielni. Mówi, że to byłby prawdziwy dramat dla żyjących tu ludzi.
- Spółdzielnia zatrudnia także wiele osób niepełnosprawnych z okolicznych gmin i miejscowości. W naszej części powiatu rzeszowskiego nie ma dużych inwestorów i utrata każdego pracodawcy to duży cios. Większe firmy zakładają swoje siedziby w pobliżu Rzeszowa, gdzie jest autostrada i lotnisko, więc każdy zakład w naszym regionie jest na wagę złota - podkreśla Zygmunt Frańczak.
Nieuczciwi kontrahenci
Kłopoty, z którymi boryka się spółdzielnia, rozpoczęły się w 2013 roku.
- Nasi kontrahenci nie zapłacili nam za wyprodukowaną odzież. Mimo że mamy wyroki sądowe nakazujące im zapłatę, niewiele z tego wynika. Bo większość z nich ogłosiła upadłość. W dodatku jako wierzyciel jesteśmy na 4. miejscu, za ZUS, urzędem skarbowym i bankami, więc na pieniądze nie ma co liczyć - tłumaczy sytuację zakładu Małgorzata Kochman, prezes spółdzielni.
- Stanęłam przed wyborem: albo wypłacić pieniądze załodze i uregulować rachunki za prąd i gaz, albo opłacić składki ZUS. Zdecydowałam się na to pierwsze rozwiązanie, poinformowałam o swoich problemach także dyrektora ZUS. Ustnie ustaliliśmy, że spółdzielnia będzie płacić bieżące składki, a te zaległe ureguluje w miarę możliwości - mówi Małgorzata Kochman.
Mimo zawartego z ZUS porozumienia, to właśnie nieopłacone składki wprowadziły spółdzielnię w Dynowie w obecne kłopoty. Na skutek donosu, we wrześniu ubiegłego roku owiany złą sławą wśród podkarpackich przedsiębiorców Urząd Kontroli Skarbowej w Rzeszowie rozpoczął kontrolę w spółdzielni.
Po jej zakończeniu skarbówka stwierdziła, że wszystkie zapisy księgowe są prowadzone prawidłowo oraz że ustawa o rachunkowości nie została złamana. Kontrolerzy zwrócili jednak uwagę na to, że spółdzielnia w 2013 roku nieterminowo przekazywała składki do ZUS. Oznaczało to, że nienależnie pobierała dofinansowanie do wynagrodzeń z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
UKS w Rzeszowie, po zakończeniu w grudniu ubiegłego roku kontroli, poinformował o zaległościach w płaceniu składek PFRON. Ten w styczniu wezwał spółdzielnię do zapłaty 1 469 693,84 zł, dając jej na to 3 miesiące. Termin mija 14 kwietnia.
- Kwota ta jest absolutnie nieosiągalna i niemożliwa do zapłaty przez naszą spółdzielnię - tłumaczy prezes Kochman. - Obowiązek zrealizowania tak dużego zobowiązania skutkować będzie upadłością spółdzielni, a tym samym - całkowitym brakiem spłaty wobec PFRON. Mimo że jesteśmy podmiotem obrotu gospodarczego, nie jesteśmy nastawieni głównie na zysk, ale na zapewnienie pracy osobom niepełnosprawnym. Musimy się mierzyć, podobnie jak inne firmy, z kryzysem gospodarczym, konkurencją i walczyć o kontrahentów, aby zapewnić pracę 150 osobom. U nas pracownicy pracują za najniższą krajową, nie gromadzimy również żadnych składników majątkowych. A jak są straty, to członkowie spółdzielni sami dokładają do tego biznesu. Przykre jest to, że mamy sporo zamówień i dużo pracy, a mimo to grozi nam likwidacja, bo pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Ktoś bardzo nam źle życzył, kierując donos do skarbówki i wskazując rok 2013 jako ten, w którym mogło dojść do nieprawidłowości. W pozostałych latach wszystkie opłaty były uregulowane.
.
Szukanie pomocy
Kolejny problem, z jakim muszą mierzyć się władze spółdzielni, to brak dotacji z PFRON. Jeśli spółdzielnia nie wpłaci1,4 mln zł, może nie otrzymać bieżącego dofinansowania do wynagrodzeń osób niepełnosprawnych, co praktycznie oznacza upadłość. Zakład dostaje z PFRON 96 tys. zł miesięcznie, a oddaje państwu, z tytułu opłaty różnego rodzaju składek, 100 tys. zł. Spłaca również systematycznie co miesiąc zaległe składki za 2013 rok, z powodu których ma teraz kłopoty.
- Jedynym rozwiązaniem jest umorzenie nam przez PFRON kwoty, którą mamy do zapłaty, lub rozłożenie jej na raty, które byśmy spłacali w terminie 20 lat. Wtedy będziemy mieli możliwość egzystencji i zachowania miejsc pracy - wyjaśnia Małgorzata Kochman.
Niestety, PFRON nie jest skłonny umorzyć ani rozłożyć na raty spłaty zadłużenia.
„Prezes Zarządu Funduszu może w drodze uznania administracyjnego umorzyć w części lub całości, odroczyć termin płatności, lub rozłożyć na raty spłatę odsetek od nienależnie pobranych kwot na podstawie art. 26a ustawy o rehabilitacji” - czytamy w piśmie nadesłanym z PFRON do spółdzielni.
Prezes spółdzielni postanowiła szukać pomocy wśród podkarpackich samorządowców i parlamentarzystów, głównie z Prawa i Sprawiedliwości, które sprawuje władzę. Napisała także list do premier Beaty Szydło.
Posłanki PiS dały słowo
Wojewoda, marszałek województwa, starosta rzeszowski oraz parlamentarzyści wystosowali pisma do ministra rodziny, pracy i polityki społecznej, dyrektora PFRON oraz do pełnomocnika rządu ds. osób niepełnosprawnych. Przesłanie tych dokumentów: prośba o uratowanie spółdzielni.
- Sprawa jest trudna i wywołuje dużo emocji wśród osób tam pracujących. Robimy wszystko, by problem rozwiązać - zapewnia Stanisław Kruczek, członek Zarządu Województwa Podkarpackiego. - Niestety, jako samorząd nie możemy pożyczyć spółdzielni potrzebnej do spłaty kwoty, bo zabraniają tego przepisy o finansach publicznych. Wierzę jednak, że uda się ocalić miejsca pracy i nikt nie trafi na bruk - podkreśla Kruczek.
Ponieważ spółdzielnia ma wyznaczony termin zwrócenia pieniędzy do PFRON na 14 kwietnia, prezes spółdzielnii na 11 kwietnia zwołała walne zebranie członków spółdzielni. Walne miało podjąć uchwałę o likwidacji spółdzielni. Miało, ale na razie nie podejmie. Światełko nadziei pojawiło się w środę, gdy z załogą spotkały się posłanki Józefa Hrynkiewicz oraz Krystyna Wróblewska. Obiecały interwencję na szczeblu rządowym.
- Jesteśmy dobrej myśli, chociaż oficjalnych ustaleń jeszcze nie ma. Załoga zaufała posłankom, które się pofatygowały do naszego zakładu i obiecały pomoc. Wszystkim, którzy podali nam pomocną dłoń, jesteśmy bardzo wdzięczne i mamy nadzieję, że sprawa zakończy się po naszej myśli - mówi prezes Kochman.
Jedna z ostatnich spółdzielni
Spółdzielnia Inwalidów im. Jana Kilińskiego w Dynowie to jeden z ostatnich tego typu podmiotów w naszym regionie. Powstała w 1952 roku, potrafiła przetrwać trudny okres transformacji oraz kryzys gospodarczy. Daje zatrudnienie osobom niepełnosprawnym, które nie są zdane jedynie na pomoc społeczną i wsparcie innych instytucji.
W całej tej sprawie paradoksalny wydaje się fakt, że przez nieuczciwych kontrahentów, którzy nie zapłacili za wyroby spółdzielni, PFRON - mający za zadanie pomoc osobom niepełnosprawnym - może w majestacie prawa tak „wesprzeć” tychże niepełnosprawnych, że stracą pracę i trafią na bruk. Przepisy stanowią, że dyrektor PFRON może rozłożyć na raty lub umorzyć odsetki od środków z tytułu nienależnie pobranego dofinansowania do wynagrodzeń pracowników niepełnosprawnych.
Czy prawo dopuszcza umorzenie całej kwoty, łącznie z odsetkami? Spółdzielcy z Dynowa i okolicy czekają na zadeklarowaną przez posłanki pomoc.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?