Radni ze Stalowej Woli pokłócili się o krzyż

- Nie zapominajmy, że ten krzyż jest poświęcony i przykładanie ręki do jego usunięcia, jest nie do pomyślenia - mówił Lucjusz Nadbereżny (PiS).

Maria Rehorowska (PiS) odczytała trzy wiersze o krzyżu - jeden dla prezydenta, dwa dla radnych. Przed odczytaniem czwartego zaczynającego się od zwrotki "Nie zdejmę Krzyża z mojej ściany, za żadne skarby świata, bo na nim Jezus ukochany grzeszników z niebem brata", uprzedziła, żeby w takcie jej recytacji wstali ci, którzy z krzyżem Chrystusa się identyfikują. Kilku radnych oburzyło się na taki szantaż i zrobiło się takie zamieszanie, że w końcu nie wstał nikt.

- Krzyż ma łączyć, a nie dzielić - czytała w swoim oświadczeniu radna PO, Elżbieta Komsa. - Należało wcześniej uzyskać zgodę miasta, aby krzyż nie był orężem, wręcz zakładnikiem, w próbie pozyskania gruntu, a żywym świadectwem wiary.

Kiedy na salę wszedł prezydent Andrzej Szlęzak, wiadomo było, że temperatura kłótni podskoczy.

- Przedstawiciele Kościoła (...) nie mają honoru przyznać się, że w dzisiejszej Polsce nie ma miejsca na zagarnianie nie swojej własności. Twierdzą obłudnie, że to jest walka o krzyż, kłamią od początku do końca. (...) A przecież chodzi o przywrócenie ładu prawnego i nic więcej - mówił wzburzony prezydent. Od lutego 2010 roku, czyli od kiedy krzyż został postawiony na miejskiej działce bez zgody władz miasta, prezydent domaga się jego usunięcia. - Nie neguję dotychczasowych zasług ludzi Kościoła. Ale teraz, kiedy przegrywają w sądach, nie potrafią przyznać się do błędu.