Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego. Film o miłości w czasach nieludzkich

Anita Czupryn
Plakat filmu "Wołyń"
Plakat filmu "Wołyń" Materiały prasowe
Film „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego o ludobójstwie na Kresach wejdzie do kin za miesiąc, ale dyskusja o nim trwa w najlepsze od dłuższego czasu. Media już zastanawiają się, czy na Ukrainie wybuchnie skandal.

Wołyń” - epicka epopeja o losach Polaków i ludobójstwie, jakie miało miejsce w czasie II wojny światowej na Kresach, w województwach: lwowskim, wołyńskim, tarnopolskim, stanisławowskim, poleskim oraz lubelskim, to jedna z większych produkcji polskiej kinematografii ostatnich lat.

Żaden z filmów Wojciecha Smarzowskiego (jak np. bardzo głośne „Wesele”, „Dom zły”, „Róża”, „Drogówka”, „Pod Mocnym Aniołem”) nie jest filmem łatwym. Każdy z nich porusza widzów i rozbudza ogromne społeczne dyskusje. Temat filmu „Wołyń”, podobnie dotyka bolesnych traum, ale tym razem chodzi o urazy, jakie od lat są zakorzenione między Polakami a Ukraińcami.

CZYTAJ TAKŻE: Wojciech Smarzowski: Wywalam moje filmy z trzewi

„Napadli na nas w nocy, po Józwie. Otoczyli wioskę. Wprzód szli banderowcy, a za nimi Ukraińcy. Sąsiady! - znamienne słowa padają już w zwiastunie filmu „Wołyń”, jaki powstał na motywach opowiadań „Nienawiść" Stanisława Srokowskiego.

O możliwym skandalu na Ukrainie wspomniał właśnie aktor Arkadiusz Jakubik, odtwórca głównej roli męskiej w tym filmie. W rozmowie z tygodnikiem „Wprost” przypomniał, że rok temu na festiwalu „Most” w Słubicach spotkał się z ambasadorem Ukrainy, panem Andrijem Deszczycią. - Powiedział mi wprost, że wie doskonale, iż po premierze „Wołynia” wybuchnie skandal w jego kraju. Następnie usłyszałem, że on sam na ten film bardzo czeka i dobrze, ze on powstaje, bo Ukraińcy powinni się skonfrontować z prawdą o Wołyniu. Uznać to, co się stało, za fakt i próbować to rozliczyć historycznie. Ambasador poinformował mnie wtedy, że powstała wspólna polsko-ukraińska komisja niezależnych politycznie historyków do badania tego, co dokładnie tam się wydarzyło. Wszystkie akta zgromadzone w IPN zostaną udostępnione stronie ukraińskiej i vice versa. Niestety, parę miesięcy temu od pani Ewy Siemaszko, wybitnej badaczki historii Polaków na Wołyniu w czasie II wojny światowej […] dowiedziałem się, że rzeczywistość nie wygląda tak różowo i wciąż nie mamy pełnego dostępu do akt znajdujących się w Kijowie. Czyli to, czego się najbardziej obawiałem, stało się faktem. Polityka wygrała z prawdą - komentuje Jakubik.

Czy z filmu dowiemy się, jak naprawdę wyglądała rzeź na Wołyniu? Wojciech Smarzowski, w czasie prac nad filmem wspominał: - Jestem wychowany na Podkarpaciu. Jak byłem mały, to funkcjonowały tam trzy obelgi: „Ty chuju”, „Ty Żydzie” i „Ty banderowcu”. Jeszcze wtedy nie wiedziałem dlaczego - mówił. Jego zdaniem, a powołuje się przy tym na badania, 50 procent Polaków chyba nie wie, co się wydarzyło na Kresach, a połowa z tych, którzy deklarują, że wiedzą, to wiedzą źle.

Zgodnie z tym, co podają historycy, na Wołyniu i w Galicji Wschodniej w latach 1943-1945 zginęło ok. 100 tys. Polaków. Zostali bestialsko zamordowani przez oddziały Ukraińskiej Armii Powstańczej (UPA) i miejscową ludność ukraińską. Polscy historycy nie mają wątpliwości, ze była to czystka etniczna, spełniająca definicję ludobójstwa. Cel był jasny: zniszczyć mieszkających na Wołyniu Polaków. Smarzowski podkreśla: - Liczby ofiar świadczą o tym, jaka strona była pokrzywdzona bardziej oraz kto zaczął - mówił reżyser jeszcze w trakcie pracy nad filmem. Jego intencją było więc uczczenie pamięci ofiar ludobójstwa na Kresach, ale też pokazanie, jakie skutki niesie ze sobą nienawiść na tle narodowościowym, religijnym czy rasowym.

CZYTAJ TAKŻE: Jakubik: O Wołyniu trzeba dyskutować, tak jak o Katyniu. Zamiatanie tematu pod dywan to błąd

Z kolei Arkadiusz Jakubik mocno zaakcentował fakt, że rzezi wołyńskiej nie można dalej zamiatać pod dywan, bo tego wymaga poprawność polityczna - i też dodał: - Owszem, były ofiary po drugiej stronie, był odwet, ale ważne są proporcje i to, kto zaczął. Trzeba więc oczyścić atmosferę, nazywając rzeczy po imieniu: Polacy na Wołyniu w 1943 roku stali się ofiarami masowej czystki etnicznej.
Twórcy filmu stoją na stanowisku, że nie można budować dobrych relacji z naszym ukraińskim sąsiadem bez powiedzenia sobie prawdy. Ale też - jak wielokrotnie deklarował sam Smarzowski - to nie będzie film, który będzie dzielił nasze narody. Jak mówił swego czasu w rozmowie z TVP Kultura, robił film najuczciwiej, jak potrafił i chciałby, aby stał się on mostem, a nie murem. Mówił też, że będzie to film uniwersalny. Scenariusz był konsultowany z Kresowiakami, reżyser miał nawet pomysł, aby do współpracy zaprosić ukraińskiego reżysera, który pracowałby nad ukraińską wersją. Ale takiego nie znalazł.

CZYTAJ TAKŻE: Wojciech Smarzowski: Wywalam moje filmy z trzewi

Pierwsze rozmowy na temat zrobienia filmu o ludobójstwie na Kresach Smarzowski toczył pod koniec 2011 roku. Zdjęcia rozpoczęły się niespełna trzy lata później, jesienią 2014 roku, ale to latem 2015 roku trwała najdłuższa sekwencja zdjęć. Budżet filmu obliczony został na ponad 14 milionów złotych, Smarzowskiemu udało się uzyskać dofinansowanie z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej - 4 miliony złotych (chociaż wnioskował o 6 mln zł). Ale i tak w 2014 roku była to największa kwota, jaką PISF przeznaczył na produkcję polskiego filmu. Produkcję wsparły również urzędy marszałkowskie województwa lubelskiego i podkarpackiego. To jednak było wciąż za mało. Jak mówił Smarzowski: - Temat naszego filmu odstrasza. Spółki, firmy, banki, które zazwyczaj wspierają budżety polskich filmów, na hasło „ludobójstwo”, „rzeź”, „banderowcy”, „Ukraina” od razu się wycofują. Temat tego filmu parzy - stąd też prosił publicznie o wsparcie. Znaczącego wsparcia udzieliła Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych i blisko 6 tysięcy innych darczyńców, którzy odpowiedzieli na apel reżysera.

Film podzielony jest na cztery okresy związane z porami roku. Akcja obejmuje 6 lat - od wiosny 1939 roku do lata 1945 roku. Miejscem akcji jest wioska w południowej części przedwojennego województwa wołyńskiego, które należało do Polski. Na potrzeby filmu została wybudowana od podstaw. Zresztą, przy takim wyzwaniu, jakie postawił sobie Smarzowski i cała ekipa filmowa - czyli uczciwe rozliczenie się z historią - nie ma miejsca na żadną fuszerkę, ani pozory. To było niezwykle ambitne zadanie dla wszystkich: aby odtworzyć realia nieistniejącego przecież już świata polskich Kresów Wschodnich, z całą jego obyczajowością, różnorodnością języków, kultury materialnej. Same zdjęcia trwały ponad 70 dni i to w różnych rejonach Polski: w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą, w Puszczy Kampinoskiej i jej okolicach, w Rawie Mazowieckiej, oraz na Lubelszczyźnie. To Lubelszczyzna właśnie mieści główną część filmowych dekoracji - na terenie Muzeum Wsi Lubelskiej. No i najwięcej statystów pochodzi właśnie z Lublina - na castingi zgłaszały się całe rodziny.

- Chcieliśmy oddać rzeczywistość, jaką znamy z fotografii, z materiałów źródłowych. Wszystko musi się zgadzać z realiami historycznymi - mówili twórcy w czasie kręcenia zdjęć. Na planie zdjęciowym znalazły się więc również zwierzęta, wykorzystano wiele rekwizytów z epoki, sprzętu, wojskowych pojazdów, w zdjęciach udział brali kaskaderzy, a specjaliści zastosowali liczne charakteryzatorskie, pirotechniczne i komputerowe efekty specjalne. Ale już na przykład mundury, czy to partyzantów, czy wojsk rosyjskich, niemieckich były szyte i specjalnie patynowane. Dla reżysera, z wielu powodów był to najtrudniejszy film, nad którym dotychczas pracował. Wynika to, jak mówił, z dużej liczby statystów i dni zdjęciowych, z rozrzuconej scenografii, ale też pracy z dziećmi, jakie w tym filmie również grają. - To też było trudne, jak dzieci przeprowadzić przez tę historię - mówił twórca tej wielkiej, epickiej opowieści.

CZYTAJ TAKŻE: Jakubik: O Wołyniu trzeba dyskutować, tak jak o Katyniu. Zamiatanie tematu pod dywan to błąd

Filmową wioskę zamieszkują Ukraińcy, Polacy i Żydzi. Główna bohaterka - 17-letnia Zosia Głowacka, najpiękniejsza dziewczyna we wsi (w tej roli Michalina Łabacz, pochodząca z Suwałk, która debiutuje na ekranie), jak mówiła o roli sama odtwórczyni, to: „Polka, chłopka, która żyje na Wołyniu i jest zakochana w ukraińskim chłopcu z tej samej wsi”. Młodemu Petrowi Hapynie oddaje całe swoje serce, ale niestety, rodzice mają już dla niej innego kandydata. Zosia musi poślubić dużo od siebie starszego Macieja Skibę (w tej roli znany już z innych filmów Wojciecha Smarzowskiego, Arkadiusz Jakubik) - bogatego sołtysa, wdowca z dwójką dzieci. Wali jej się cały świat, ale też powoli zmienia się też sam Wołyń: najpierw życie pod okupacją sowiecką, potem niemiecki atak na ZSRR, nagonki i pogromy żydowskich rodzin, ukraińskie aspiracje i dążenia do stworzeniu niepodległego państwa. Na tym tle rozegrają się tragiczne wydarzenia wywołane wzrastającą falą ukraińskiego nacjonalizmu. Filmowa bohaterka Zosia Głowacka będzie w nich i świadkiem, i uczestnikiem - tych momentów, w których zło, niegodziwość i nikczemność ludzka będą triumfować. Pokazane zostają napięcia, jakie rodzą się między Ukraińcami i Polakami, jak budowały je różne zatargi, sąsiedzkie konflikty. Do wsi dotrą wieści o brutalnych i krwawych masakrach i rzeziach we wschodniej części Wołynia. Kulminacja wydarzeń następuje latem 1943 toku, kiedy do wioski, tak jak do poprzednich, wpadną oddziały UPA, podpalą domy, mordując jej mieszkańców. Filmową Zosię i jej dzieci z opresji uratują Ukraińcy, ale, jak większość ówczesnych Polaków - wypędzonych - już tam nie zostanie - ucieknie na zachód, przebijając się przez pasmo kolejnych nieszczęść i nie mniej dramatycznych doświadczeń. Latem 1945 roku w bydlęcych wagonach opuszczą Kresy na zawsze.
- Siłą rzeczy, ten film kosztował mnie dużo emocji, ale to są emocje rozłożone na trzy i pół roku. To znaczy, mocno mną trzepnęło, jak usłyszałem relacje. Kiedy zacząłem pisać scenariusz, starałem się o tym w ogóle nie myśleć. W trakcie pisania scenariusza pochowałem emocje. Ale znów pojawiały się one przy realizacji scen, zwłaszcza tych ekstremalnych - mówił w wywiadach Smarzowski. No, ale, jak powtarzał, przy okazji innych swoich filmów - reżyser musi być odpornym zawodnikiem. Mimo że przecież po filmie „Róża”, zapowiadał, że ma dość filmów historycznych.

CZYTAJ TAKŻE: Wojciech Smarzowski: Wywalam moje filmy z trzewi

O dojmujących emocjach, jakie towarzyszyły przy pracy nad filmem, mówił też ostatnio aktor, odtwórca roli Macieja Skiby, Aleksander Jakubik we wspomnianej już rozmowie w tygodniku „Wprost”. Co prawda, jak powiedział, Smarzowskiemu się nie odmawia, bo to on robi dziś najlepsze filmy w Polsce, ale…

- Było ciężko. Wyobraź sobie, że masz do czynienia z realistycznym światem kreowanym przez Wojciecha Smarzowskiego. Jak zawsze zresztą. A ja jestem takim typem aktora, który nie potrafi opowiadać anegdot na planie, by się zrelaksować, nie zwariować, i dopiero, jak słyszymy „Kamera, akcja!”, to momentalnie wskakiwać w rolę. Ja muszę się non stop nakręcać. Lubię samotność. Chodzę własnymi ścieżkami. Cały czas rozmawiam ze sobą, jestem z postacią, którą gram. Atmosfera „Wołynia” była dla mnie tak ciężka, że ostatniego dnia poprosiłem produkcję o załatwienie mi transportu od razu po zdjęciach. Rano spakowałem się, zabrałem walizkę na plan i gdy padł końcowy klaps, szybko uciekłem, gdzie pieprz rośnie. Nie chciałem mieć już z tym światem nic wspólnego. Bo to świat straszny - mówił Jakubik.

Można rzec, że aktor niejako obciążony jest historią wołyńskiej rzezi, bo jak sam przyznawał w rozmowie z „Polską”, jego rodzina - dziadkowie ze strony ojca - babcia Aniela i dziadek Franciszek w 1943 roku właśnie na bosaka uciekali ze Stryja przed Ukraińcami. A atmosfera była taka, że Ukraińcy zarzynali każdego Polaka, który wpadł im w ręce.

- Opowieści o tym, co się wydarzyło na Wołyniu, są dla mnie czymś niebywale ważnym i to, ze gram właśnie w „Wołyniu”, jest dla mnie prywatnie bardzo dużym przeżyciem - przyznał Arkadiusz Jakubik.

Smarzowski, o którym mówią: reżyser specyficzny, autor wnikliwy, z wyraźną wizją, taki, który łamie filmowe reguły, obnaża człowieka, grzebie w jego duszy, pokazując jego prawdziwą twarz, ale też pochylając się nad nim. Który obcuje ze złem i tworzy dzieła brutalne. Znów w filmie „Wołyń” pokaże znany już własny, niepowtarzalny, ale i gorzki styl: sceny filmowane kamerą z ręki, czy dużo nieruchomych kadrów, dosadny, wyrazisty język.

CZYTAJ TAKŻE: Jakubik: O Wołyniu trzeba dyskutować, tak jak o Katyniu. Zamiatanie tematu pod dywan to błąd

- Mówimy o ludobójstwie, ale to jest też film o miłości. O miłości w czasach nieludzkich - w rozmowach na planie filmu, jakie zamieściła Fundacja Na Rzecz Filmu Wołyń, zwracał uwagę reżyser. Słowem, czekają nas wielkie emocje, wzruszenia i głębokie przeżycia, dokładnie tak, jak chce twórca, bo będzie to film, który nazwie rzeczy po imieniu, nauczy, odda hołd kresowiakom, a przede wszystkim trzepnie po głowie i sercu, sponiewiera i zmusi do refleksji. I to już 7 października, bo na ten dzień zapowiedziana jest premiera filmu.

Prócz wspomnianych już Michaliny Łabacz i Arkadiusza Jakubika w filmie zagrają też: Kinga Preis, Iza Kuna, Adrian Zaremba, Jacek Braciak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego. Film o miłości w czasach nieludzkich - Portal i.pl

Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24