Dziwna jest ta nasza ekstraklasa. PGE Stal Mielec dotychczas ugrała 24 punkty, z czego równo połowę przeciwko zespołom plasującym się obecnie w górnej ósemce. Bezcenne trzy oczka dodała do swojego dorobku w niedzielę, a rywalem była Pogoń Szczecin, wicelider tabeli.
Mielczanie przed tym spotkaniem znaleźli się w bardzo trudnym położeniu, bo wcześniej swoje mecze wygrały Podbeskidzie Bielsko-Biała i Wisła Płock. Zwracał zresztą na to uwagę Włodzimierz Gąsior, trener mieleckiej drużyny.
- Wiedzieliśmy doskonale, że przystępujemy do meczu w trudnej sytuacji. Gdy oglądałem relację z meczów Podbeskidzie - Lech, Górnik - Wisła Płock, to wydawało się, że już „spuścili” Stal z ligi
- mówił na pomeczowej konferencji.
Jego piłkarze nie wyszli jednak na to spotkanie na miękkich nogach, tylko podjęli walkę. Tak, w pierwszej połowie oddali inicjatywę rywalom. Starali się zagęścić środek pola, stąd brak wysuniętego napastnika, ale nie do końca zdawało to egzamin.
Rywale dosyć łatwo zdobywali teren i wypracowali sobie kilka dobrych okazji bramkowych. Świetnie spisywał się jednak Rafał Strączek, a czasem mielczanom dopisywało trochę szczęście. A przede wszystkim sami zdobyli bramkę po wrzucie z autu. Można się tylko domyślać, co po tej pierwszej połowie myśleli sobie kibice Pogoni.
„To my gramy, atakujemy, stwarzamy kolejne okazje, a tracimy gola po aucie” - zapewne niejednemu z nich przeszło coś takiego przez głowę. Ile jednak było już meczów, że to PGE Stal dominowała, miała świetne okazje bramkowe, ale zostawała z niczym? Jak to się mówi, suma szczęścia zawsze równa się zero, i w końcu ono uśmiechnęło się do mieleckiej drużyny.
Początek drugiej odsłony to kolejne ataki „Portowców”, ale szybko zareagował na to trener Gąsior, dokonując kolejnych zmian.
- Grając bez dziewiątki nie było łatwo utrzymać się przy piłce, stąd zmiany w drugiej połowie - wyjaśniał.
I to dało efekt. Wciąż stroną przeważającą byli goście, lecz nie brakowało też momentów, że gospodarze przenosili ciężar gry na połowę przeciwnika. I mogli nawet zadać drugi cios, ale Dante Stipica kapitalnie wybronił strzał Krystiana Getingera.
Częściej było oczywiście groźnie pod drugą bramką, a w doliczonym czasie wydawało się, że już nic mielczan nie uratuje, kiedy główkował Tomas Podstawski, ale wysoką formę znów potwierdził Strączek. A po kilku kolejnych minutach przy Solskiego zabrzmiało „Flames of love”, a to mogło oznaczać tylko jedno - PGE Stal wygrała.
- Zacznę od gratulacji dla Stali Mielec za walkę i zwycięstwo. Jeśli jest się ostatnim w tabeli, to liczy się zwycięstwo. Styl wygranej nie jest istotny, liczą się punkty. Dlatego jeszcze raz gratuluję przeciwnikowi. My na pewno przegraliśmy ten mecz w I połowie. Graliśmy piłką, ale brakowało po naszej stronie aktywnej gry do przodu. Może byliśmy zbyt pewni, może liczyliśmy, że będzie łatwo. Chcieliśmy grać do przodu, szybciej, strefami, które były otwarte. W tym czasie jednak straciliśmy bramkę, w dodatku z kategorii takich, których nie powinniśmy tracić. Takie rzeczy zdarzają się w piłce - mówił Kosta Runjaic, trener Pogoni.
- W II połowie na pewno graliśmy bardzo aktywnie, atakowaliśmy, korzystaliśmy ze wszystkich środków, z których jesteśmy w stanie korzystać. Było dużo strzałów, dośrodkowań, czy stałych fragmentów gry z naszej strony. Przełożyły się jednak na niewykorzystane okazje - dodawał.
MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?