Ofiary NKWD w Łucku leżą pod asfaltem. Dziś rusza ekshumacja

Ekshumacja odbędzie się na terenie dawnego więzienia, w którym obecnie mieści się monastyr ukraińskiej prawosławnej cerkwi. Ojciec Jakub, jeden z tamtejszych mnichów, twierdzi, że w masowych grobach na dziedzińcu mogą znajdować się szczątki nawet 4 tysięcy osób, w większości Ukraińców zabitych przez NKWD w czerwcu 1941 roku.

- Ofiary wrzucano do lejów po bombach - mówi zakonnik. - Później ciała rozrywano granatami. Wszystko zalano wapnem i asfaltem. Dopiero jak Ukraina odzyskała niepodległość można było głośno wspominać o tym okrutnym mordzie.

Corocznie w rocznicę masakry na klasztornym dziedzińcu gromadzą się mieszkańcy Łucka wraz ze swoimi duchownymi. Przychodzi tam również ks. Wiktor Makowski, proboszcz miejscowej, rzymskokatolickiej parafii katedralnej pw. św. Piotra i Pawła.

- Wspólnie modlimy się za ofiary - zapewnia duchowny. I dodaje: wiadomość o planowanej ekshumacji wywołała poruszenie.

Według historyków, pod grubą warstwą asfaltu leżą również Polacy - od 500 do 1000 osób.

W ub. tygodniu Andrzej Przewoźnik, sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Warszawie, zwrócił się do władz w Kijowie z wnioskiem o zgodę na udział Polaków w ekshumacji.

Ukraińcy zgodzili się tylko i wyłącznie na to, aby Polacy występowali w roli obserwatorów.