Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O dębie, w który wbito dwa miecze

Jakub Hap
Tajemnica 600-letniego drzewa przy równie starym kościele w Bieździedzy od lat wzbudza ciekawość tak okolicznych mieszkańców, jak i goszczących we wsi turystów. Aura powstała z legend robi swoje!

Wydawałoby się - dąb, jak dąb. Ale gdyby tak zagłębić się w jego historię i wnikliwie się mu przyjrzeć, okaże się, że jest wyjątkowy. Nie tylko z tej racji, że jest chyba jedynym żyjącym świadkiem dziejów pięknego gotyckiego kościoła, będącego jedną z najstarszych świątyń na Podkarpaciu. Ale również za sprawą kilku legend, jakimi na przestrzeni wieków został owiany. Ich źródłem są dwa rycerskie miecze, które przyozdabiają górną część pnia. Kto przebił nimi korę i na trwałe zostawił w drzewie - wiele się o tym, tak w Bieździedzy, jak i okolicach mówiło. Wersji opowieści o pochodzeniu mieczy jest kilka. Jedne mają wspólny mianownik, inne są zupełnie odrębne. Posłuchajcie...

Bój o białogłowę
Według pierwszej z powielanych z pokolenia na pokolenie legend wynika, że miecze utknęły w dębie wskutek sporu dwóch młodzieńców, którzy rywalizowali o rękę miejscowej piękności. Idąc za radą ówczesnego proboszcza bieździedzkiej parafii, który nie chciał przelewu krwi, postanowili stoczyć bój innego rodzaju. Umówili się, że białogłowę poślubi ten, który okaże się silniejszy. Polem rywalizacji był plac przed kościołem, a zadaniem śmiałków było wbicie rycerskiego miecza w znajdujący się tam dąb.

Zasada była prosta - wygrywa ten, który zdoła wbić miecz głębiej. Nie wiadomo jaki był finał zmagań, choć pewne jest jedno - obydwaj sporo się natrudzili i wcisnęli miecze tak mocno, że zostały w pniu drzewa na wieki.

Znak pokoju
Na przestrzeni stuleci pojawiały się też głosy świadczące o tym, jakoby miecze utkwiły w drzewie po jednej z bitew mających miejsce w tamtych stronach. W pień mieli je wbić sami wodzowie walczących ze sobą oddziałów - na znak zawieszenia broni. Akt miał więc znaczenie symboliczne.

Rycerze króla
Najsłynniejsza z legend o dębie odnosi się jednak do czasów, kiedy na tronie króla Polski zasiadał Jan III Sobieski. Był to okres niespokojny, w którym jedna wojenna zawierucha goniła drugą.

W roku 1683 oddziały polskie zadały klęskę potędze tureckiej. Legenda głosi, że wracając w glorii i chwale ze stolicy cesarstwa austriackiego na ziemie ojczyste, zatrzymały się w Bieździedzy. Gdy piechurzy oraz jezdni nabierali energii do dalszej drogi, m.in. drzemiąc w cieniu pod koroną dębu, ich dowódca wraz z kilkoma starszymi oficerami skorzystał z gościny miejscowego proboszcza. Pod jego dachem posilili się ciepłą strawą i podzielili przekonaniem, że to dzięki wstawiennictwu Matki Bożej orężu polskiemu udało się triumfować pod Wiedniem.

Rankiem następnego dnia wraz z mieszkańcami wsi wzięli udział w uroczystym nabożeństwie. Po nim, na pamiątkę dla potomnych, dowódca oddziału miał wbić w przykościelny dąb dwa miecze. Inna wersja podania, utrwalona m.in. w wierszu Stanisławy Fuczek, zmarłej w 2007 roku poetki z Bieździedzy głosi, że zrobił to sam król Sobieski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24