MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nazgowicz to piłkarska marka Jasła

Jakub Hap
Sezon 1954/1955. JKS „Czarni” Jasło z panem Edwardem w składzie. Nasz bohater stoi pierwszy z lewej.
Sezon 1954/1955. JKS „Czarni” Jasło z panem Edwardem w składzie. Nasz bohater stoi pierwszy z lewej. Archiwum prywatne
Na naszym podwórku piłkarskim próżno szukać osoby, która nie znałaby nazwiska Nazgowicz. Pan Edward jest legendą - za sprawą wieloletniej gry w „Czarnych”, ale przede wszystkim dzięki owocnej pracy z setkami młodych, których przez lata uczył piłkarskiego abecadła

Gdy naszemu bohaterowi pierwszy raz dane było kopnąć piłkę, futbol nie przypominał tego, czym jest dzisiaj. Nie było pięknych stadionów, orlików, Ligi Mistrzów, brakowało sprzętu - o niewyobrażalnych zarobkach piłkarzy nie wspominając. Mimo to kopanie przyciągało, może nawet mocniej niż dziś. Było odskocznią od szarej codzienności, ale przede wszystkim rozrywką i rywalizacją budującą więź wśród chłopców. Na przekór zakazom...

Na start szmaciankaJasło też było inne, chociaż pan Edward ani się tu nie urodził, ani nie przeżył pierwszych lat życia. Pochodzi ze Szczakowej, dziś dzielnicy Jaworzna. Do Jasła zawitał w 1937 r., wcześniej, przez dwa lata, rodzina Nazgowiczów mieszkała w Krośnie.

Miłość do piłki narodziła się w nim za okupacji niemieckiej, na podwórku. - Mieszkaliśmy na ul. P. Skargi, blisko kościoła farnego. Po lekcjach spotykaliśmy się z chłopakami na łąkach plebańskich, by biegać za szmacianką. Pierwszą porządną piłkę zdobyliśmy za sprawą Niemców mieszkających na plebanii. Przyszedł jakichś transport, który pomagaliśmy wyładować. Nagle dostrzegliśmy piłkę - i to z dziurką, nie sznurowaną. Po wymianie kilku podań wzięliśmy ją na bok i mieliśmy już czym grać - wspomina z uśmiechem E. Nazgowicz. Zabawa w futbol sprawiała chłopakom z jasielskich osiedli dużą przyjemność, mimo że była zabroniona. - Gdy w oddali pojawiał się gestapowiec, trzeba było uciekać. Inaczej byłyby problemy - tłumaczy pan Edward.

Po wojnie, gdy z Jasła zostały zgliszcza, Nazgowiczowie przenieśli się na ul. Śniadeckich. Zamieszkali w budynku obok huty szkła - miejsca pracy ojca pana Edwarda, Jana. Jako że tuż za oknami trenowali i grali Czarni, młody Nazgowicz w mig został „dzieckiem stadionu”. Piłka stała się dla niego wszystkim, choć do czasu zdania matury musiał godzić ją ze szkołą. Pierwszym klubem Edwarda był „Naprzód” Jasło, reprezentował go jako trampkarz, junior i senior - do czasu, gdy połączył się z „Czarnymi”. Ostre treningi młodego napastnika szybko przynosiły owoce, choć warunki do rozwoju nie były wówczas dla piłkarzy komfortowe. Przynajmniej w naszych stronach.

- Gdy mając 14-15 lat grałem w juniorach, na mecze jeździliśmy pociągiem do Gorlic, Krosna. A grało się... na bosaka. Tzn. my tak graliśmy, bo np. gorliccy juniorzy, walcząc z nami, mieli buty. Zresztą seniorzy nie mieli łatwiej, też występowali bez butów. Raz, jak pojechali do Rzeszowa zmierzyć się z Resovią, rywale użyczyli im swoich. Kilku chłopaków ani nie myślało otrzymanego obuwia oddać i przemyciło swoje pary do Jasła - śmieje się E. Nazgowicz.

Szybki snajperW seniorach „Czarnych” zadebiutował w wieku 17 lat i szybko stał się jedną z najjaśniejszych postaci zespołu. Trenerzy nie bali się stawiać na dynamicznego młodziana, który z meczu na mecz błyszczał coraz mocniej.

- O tym, że zostanę zawodnikiem pierwszej drużyny dowiedziałem się w szkole. Profesorowie byli kibicami „Czarnych”. Pamiętam, jak na przerwie podszedł do mnie prof. Bogaciewicz i mówi, żebym przyszedł na trening, bo będę grać w seniorach. Debiut w Rzeszowie okazał się szczęśliwy, strzeliłem w nim bramkę - opowiada pan Edward. Maturę zdał w 1951 r. Wspomina, że choć jeden z egzaminów przypadł na poniedziałek, za nic w świecie nie mógłby odpuścić niedzielnego meczu. - Dzisiaj byłoby to pewnie nie do pomyślenia - twierdzi.

W 1951 r. otrzymał powołanie do wojska. Nie spełnił marzeń o karierze lotnika, jednak dwa lata spędzone w mundurze wspomina z sentymentem. Szczególnie ówczesne przygody piłkarskie, gdyż jako wojskowy bronił barw klubów GWKS - z Lublińca, Częstochowy oraz Gliwic. Był także uczestnikiem Spartakiady Krakowskiego Okręgu Wojskowego (1953 r.). Po dwóch latach spędzonych w wojsku powrócił do Jasła i znów stał się jednym z liderów swych ukochanych „Czarnych”. Nie ciągnęło go w świat, chociaż chodziły słuchy, że w Gliwicach bardzo chcieli go zatrzymać, by grał dla miejscowego „Piasta”. Później otrzymywał oferty od różnych klubów z Podkarpacia, postanowił jednak być wierny temu z ul. Śniadeckich i reprezentował go aż do zakończenia czynnej kariery zawodniczej w 1972 r. Na koncie ma występy na różnych poziomach rozgrywkowych - do trzeciej ligi włącznie.

Gdy podjął decyzję o zawieszeniu butów na kołku, miał 42 lata. Piłki nie odstawił jednak naboczny tor, od tej pory udzielając się jako trener i działacz - nie tylko w „Czarnych”. Prowadził też zespoły LZS Czeluśnica, LZS Szebnie czy LKS Igloopol Jasło. W międzyczasie zaliczył kurs trenerski przy AWF w Krakowie i od 1978 r. jego największą pasją stało się prowadzenie naboru oraz szkolenia najmłodszych zawodników przy MOSiR w Jaśle, z czego słynął przez lata i słynie do dziś. Znany jest też jako prężny animator piłkarski, organizator wielu klubowych i podwórkowych turniejów piłki nożnej oraz „Jasielskiej Halowej Ligi Piłki Nożnej Szkół Podstawowych”, której był inicjatorem (w 2000 r. stworzył ligę gimnazjalną).

Z piłką do końcaGrono jego wychowanków robi wrażenie - przez dekady w zasadzie każdy chłopak z Jasła i okolic, który zaczynał trenować piłkę, robił to u Nazgowicza. Pan Edward bardzo cieszy się sukcesami podopiecznych (m.in. Mateusza Cholewiaka z pierwszoligowej „Stali” Mielec), z uwagą śledzi ich losy i trzyma kciuki, by wspinali się w piłkarskim świecie coraz wyżej. Choć nieco ubolewa, że nie wszyscy, którzy mieli papiery na grę, w pełni wykorzystali swój potencjał.

- Były duże talenty... Ale pamiętam także takich jak chłopak, który choć bardzo odstawał od kolegów, wypracował sobie najlepszy strzał z grupy. Pytam, jak to zrobił, a on: inni po prostu grają, ja robię to, co trener każe. U mnie trenować mogli wszyscy, nikomu nie stawałem na drodze do rozwoju - mówi Nazgowicz.

Przez długi czas prowadził też drugi zespół seniorów „Czarnych”. „Jedynkę” miał na wyciągnięcie ręki, jednak nie zdecydował się być asystentem legendarnego Michała Matyasa. - „Musiałbym wtedy rzucić pracę w PSS „Społem”, gdzie kierowałem działem inwestycji i remontów - tłumaczy. Piłce zawsze oddawał całe serce, lecz aż do przejścia na emeryturę w 1996 r. poświęcał się jej tylko po godzinach. Także w okresie, gdy kontynuował rodzinne tradycje i zarabiał jako szklarz. Żona Maria i synowie Tomasz oraz Mariusz byli wyrozumiali dla pasji pana Edwarda - wiedzieli, jakie futbol ma dla niego znaczenie.

Dziś ma 85 lat. Od kilku lat już nie trenuje, jednak piłka wciąż pochłania mu masę czasu. Jak „Czarni” grają przy Śniadeckich, zawsze jest z nimi. Siedząc na trybunach, zastanawia się, jak by to było, gdyby obecny jasielski zespół zmierzył się z tym, w którym on grał. Do takich rozważań brakuje mu towarzyszy, większość kolegów z boiska odeszła... Regularnie gości też na meczach innych lokalnych drużyn. O starych dziejach przypominają mu liczne odznaczenia państwowe i branżowe oraz piękne kroniki, w których utrwalił dzieje „Czarnych”.

Edward Nazgowicz od wielu lat prężnie działa w Stowarzyszeniu Miłośników Jasła i Regionu Jasielskiego. Posiada tytuł „Zasłużony dla Miasta Jasła”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24