Małe banki spółdzielcze potrafią walczyć z dużymi

Banki spółdzielcze w naszym regionie m.in. w Jarosławiu, Rymanowie, Dynowie, Przeworsku czy Stalowej Woli i innych miejscowościach to elita spółdzielczej bankowości, o czym świadczą ich liczni klienci oraz zdobywane przez nie nagrody i wyróżnienia.
Warto przypomnieć, kiedy rozpoczęła się transformacja gospodarcza początku lat 90. XX wieku, wydawało się, że banki spółdzielcze nie przetrwają. Jednak większość zarządów banków spółdzielczych szybko weszła na trudną drogę unowocześniania swoich ofert oraz produktów bankowych.

Gdzie tkwi źródło sukcesów tych niewielkich przecież instytucji spółdzielczych?
- Banki spółdzielcze wspaniale wykorzystały niszę rynkową, jaka powstała między dużymi bankami komercyjnymi obsługującymi firmy i mieszkańców większych miast, a zapotrzebowaniem na usługi bankowe w mniejszych miejscowościach i przez osoby szukające tanich rozwiązań - tłumaczy Artur Chmaj Artur Chmaj, dyrektor Centrum Innowacji i Przedsiębiorczości Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie.

Okazuje się, że to nie wszystko. BS-y nauczyły się również trudnej sztuki pozyskiwania nowych klientów.
- Co ciekawe, banki spółdzielcze nie starają się klientowi wmówić poprzez media, jakie to są świetne. Oferują jednak naprawdę szybką obsługę - na ten temat mogą powiedzieć sporo zwłaszcza przedsiębiorcy, czekający czasem bardzo długo na ocenę wniosku w warszawskiej centrali jakiegoś dużego, na ogół - zagranicznego banku. W bankach spółdzielczych idzie to wszystko znacznie sprawniej. Rozmawia się z konkretną osobą, na ogół wywodzącą się z lokalnego środowiska, a zatem znającą miejscowe realia społeczne i biznesowe, a nie czeka na decyzję, nie bardzo wiadomo przez kogo i gdzie podjętą. Banki spółdzielcze rzeczywiście są blisko klienta. Przy większych transakcjach biznesowych są czasem za małe, ale nauczyły się także tworzyć konsorcja z innymi niedużymi bankami i rozsądnie rozkładać ryzyko bankowe - wyjaśnia dyrektor Artur Chmaj.