MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kinowa premiera. Robin Hooda da się lubić

Piotr Samolewicz
"Robin Hood”, reż. Ridley Scott. Wyst.: Russell Crowe, Cate Blanchett, William Hurt. USA, Wielka Brytania, 2010, 141 min.Rzeszów, kino Helios
"Robin Hood”, reż. Ridley Scott. Wyst.: Russell Crowe, Cate Blanchett, William Hurt. USA, Wielka Brytania, 2010, 141 min.Rzeszów, kino Helios
Charakter "Robin Hooda" określa litera "w": wielki budżet, wielki reżyser, wielcy aktorzy, wielkie widowisko. A mimo to film nie porywa.

Dziesięć lat po nakręceniu słynnego "Gladiatora" Ridley Scott znów proponuje widowisko historyczne. Twórca "Obcego" i "Łowcy androidów" odświeża zwietrzałą już nieco legendę o dzielnym łuczniku z Sherwood, co to "zabierał bogatym, a rozdawał biednym", nadając jej rys historycznej wiarygodności. Opowiada o wydarzeniach poprzedzających te opisywana przez liczne ballady i bazujące na nich książki i filmy.

Korona i miecz

Łucznik Robin Longstride, późniejszy Hood, wraca do Anglii z krucjaty. Wraca z dwoma atrybutami: koroną nieżyjącego króla Ryszarda Lwie Serce oraz mieczem zmarłego sir Roberta Loxleya. Przedmioty wytyczą kierunek opowieści: korona trafia na głowę nieudolnego następcy tronu - Jana, a miecz zaprowadza Robina do Nottingham, gdzie mieszkają żona i ojciec Loxleya. Zausznik króla Jana, Godfrey, skłóca króla z baronami, prowokuje ich bunt. Sprowadza też do Anglii Francuzów. W tym czasie Robin zdobywa uznanie ojca Roberta Loxleya i wdowy po nim - Marion.

Wszystko O.K.

Film pod względem rekonstrukcji realiów jest bez zarzutu. Oglądany świat jest inny od "naszego" - mroczne knieje, posępne zamczyska, rozległe, leżące poza zasięgiem cywilizacji, przestrzenie. Także postaci pasują do średniowiecza - są gruboskórne, okrutne, ale też rubaszne jak kamraci Robina. Scott mistrzowsko rozgrywa sceny kameralne. Potrafi ogniskować uwagę na postaciach i wiodęcym rekwizycie. Aktorstwo, głównie Cate Blanchett jako Marion, jest bez zarzutu.

A mimo to film nie porywa. Szlachetny, męski i uczciwy Robin w wykonaniu Russella Crowe'a jest kalką gladiatora. Reżyser nie wpisuje też w świat żadnej tajemnicy czy baśniowości, a przecież opowiada o wczesnym średniowieczu. "Robin Hoodowi" brakuje napięcia "Gladiatora" i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Brakuje też przekonywującego złego charakteru, jakim był w "Gladiatorze" fenomenalnie zagrany przez Joaquina Phoenixa Commodus.

Bitwa nad morzem

Ukoronowaniem akcji jest wielka scena morskiej inwazji Francuzów. Krytycy słusznie podkreślają jej związek z "Szeregowcem Ryanem". Starcie Anglików z Francuzami na wybrzeżu imponuje impetem i dynamiką. To oczywiście efekt cyfrowej technologii. Nie sposób jednak nie zauważyć, że technologia wzięła górę nad realizmem, przesłania nieco surowy brutalizm średniowiecznej bitwy.

Dla porównania obejrzałem głośną scenę bitwy w deszczu zrealizowaną przez Kennetha Branagha w dramacie "Henryk V", filmie opowiadającym o podobnym okresie w historii Anglii. Tamta, choć powstała przy użyciu o wiele skromniejszych środków, do dziś poraża dramatyzmem.

"Robin Hood" to produkcja na potrzeby wielkiej widowni (kolejne "w"), w której komizm odgrywa rolę łącznika między widownią a pozytywnymi bohaterami i opowiadaną historią. Tego Robin Hooda da się lubić. Szkoda, że za cenę śmiałej reżyserskiej wizji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24