Kierowcy koczują w kolejkach po "viabox-y"

Na początku miesiąca ruszył elektroniczny system poboru opłat za przejazd niektórymi odcinkami krajowych dróg. Obowiązek rejestracji mają kierowcy autobusów, ciężarówek oraz aut osobowych z przyczepą powyżej 3,5 tony.

Przedtem drogowe myto przewoźnicy płacili w formie winiet. Teraz uiszczając kaucję otrzymują tzw. "viabox-y" współpracujące z rozmieszczonymi przy głównych trasach bramownicami. One właśnie sumują każdy przejechany kilometr. Otrzymanie urządzenia wiąże się z wyrzeczeniami.

- Czekam tutaj już trzecią dobę - mówi Iwan Pozniak z Kijowa, który we wtorek tkwił na zatłoczonym korytarzu przed punktem "viaTOLL" na polsko-ukraińskim przejściu granicznym w Korczowej. - Obsługa jednej osoby trwa nawet 40 minut.

Na pokazanej nam liście kolejkowej widniało ponad 800 nazwisk i szybko przybywało nowych.

Niewiele lepiej jest na dawnym polsko-słowackim przejściu graniczny w Barwinku. Tam również utworzono społeczny komitet kolejkowy, co nie zmienia faktu, że chwilami niektórym szoferom puszczają nerwy.

- "Viabox-y" są dostępne także w innych punktach na Podkarpaciu, np. w Przemyślu, Jarosławiu, Radymnie, Łańcucie, Przeworsku i Rzeszowie - informuje Dorota Prochowicz z firmy zajmującej się obsługą systemu "viaTOLL". - Z wyjątkiem tego w Przemyślu działają całą dobę i nie ma w nich tłumów.

Większość zagranicznych kierowców woli jednak oczekiwać na granicy.

- Wyjadę za przejście i w razie kontroli, kiedy nie będę miał tego "ustrojstwa", zapłacę wysoką karę - przekonuje Walery Łupin z czerwonego tira na ukraińskich numerach rejestracyjnych.