Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jesienny przepęd koni w Bieszczadach

Wojciech Zatwarnicki
Tradycja przepędów koni w dzisiejszych czasach prawie zanikła.
Tradycja przepędów koni w dzisiejszych czasach prawie zanikła. Wojciech Zatwarnicki
Na przepędach dzieją się różne rzeczy. Fascynujące, jak spotkanie z niedźwiedziem i żubrami. I dramatyczne, jak kąpiele w wezbranych wodach Sanu.

Koń huculski (Hucuł)

Koń huculski (Hucuł)

- rasa konia domowego, ceniona za żywotność, siłę i odporność. Koni tych używano głównie, jako jucznych. Jest to rasa górska. Obecnie, ze względu na swą łagodność i inteligencję, wykorzystywane są często w hipoterapii.

Istnieje kilka wersji pochodzenia nazwy hucuł. Jedna twierdzi, że słowo z rumuńskiego oznacza opryszka lub złodzieja. Inne mówią, że słowo pochodzi od słowiańskiego "kochul' oznaczającego wędrowca lub nomada.

Pierwszy raz o tej rasie koni napisał marszałek Krzysztof Dorohostajsewski w dziele "Hippica" w 1603 r.. Czytamy w niej, że koń pochodzi z Huculszczyzny, historycznej krainy we wschodniej części Karpat, zamieszkanej przez górali huculskich. Trudnili się oni głównie hodowlą, pasterstwem i pracami leśnymi. Do końca XIX w. głównie tam koncentrowała się hodowla koni huculskich.(źródło: wikipedia)

Przepędy koni i bydła kojarzą się nam głównie z amerykańskimi filmami o dzikim zachodzie. Jednak i w Polsce takie obrazki dawniej nie były czymś szczególnym. Konie i bydło pędzono na jarmarki, targi i sezonowe wypasy.

Dziś ani jarmarków, ani targów koni już nie ma. Tradycja przepędów prawie zanikła. Kontynuują ją nielicznie. Na przykład Stadnina Koni Huculskich "Tabun" Hanny i Stanisława Myślińskich w Polanie.

Zakończenie sezonu jeździeckiego

Każdego roku, jesienią, konie przepędzane są z letnich pastwisk rozsianych po całych Bieszczadach, na tereny, gdzie spędzą zimę. Wiosną - w przeciwnym kierunku. Takie przepędy przez ostatnie lata odbywały się na trasie Polana-Stary Łupków, liczącej blisko 80 kilometrów.

W tym roku, 75 koni będzie zimować w rejonie nieistniejącej już miejscowości Rosolin oraz w Czarnej i Serednim Małym. Jesienny przepęd to również nieoficjalne zakończenie sezonu jeździeckiego.

- Nieoficjalne, bo przecież na koniu można jeździć cały rok - mówi Jasiek Myśliński, syn właściciela stadniny Tabun.

Jedziemy leśną "stokówką", a potem przeprawiamy się przez rzekę, Land Rowerem pamiętającym jeszcze czasy Tony Halika. Przetniemy drogę przepędu, by sprawdzić, czy wszystko jest w porządku, dostarczyć prowiant i żeby zrobić kilka zdjęć uczestnikom.

Na przepędzie różnie jest…

- Ktoś musi zabezpieczać taką imprezę - opowiada Jasiek. - Zawsze może się coś wydarzyć. Ktoś spadnie, poobija się, albo zrani. Jeździmy bez siodeł, na oklep, używamy żelowych podkładów. Wbrew pozorom to bezpieczniej i dla konia i dla jeźdźca, a na pewno wygodniej, zwłaszcza, kiedy się ma "podgrzewany fotel". Dziś świeci słońce, ale bywały przepędy, gdy jechaliśmy w zamieci śnieżnej.

Stanisław Myśliński właściciel stadniny przyznaje, że przeprawa przez najdziksze tereny Bieszczadów wiążą się z "niespodziankami".

- Fascynującymi, jak spotkanie oko w oko z niedźwiedziem albo stadem żubrów. To chwile, które na zawsze zapadają w pamięci - mówi.

Zdarzały się też dramatycznie wyglądające sytuacje, np. podczas przeprawy przez wezbrany San.

- Bywało, że kończyły się kąpielą i spłynięciem konia z jeźdźcem kilkadziesiąt metrów poniżej przeprawy. Na szczęście, nic się nikomu nie stało i po zdarzeniu pozostały już tylko barwne opowieści przy ognisku.

Hucuły to rasa górska bardzo dobrze znosząca niedogodności terenu i panujących w górach warunków atmosferycznych, ale i im zdarzają się kontuzje.

- Dlatego w samochodzie mam apteczkę i dla konia i dla człowieka - dodaje z uśmiechem Janek.

Przepędzane stają się przepędzającymi

Dojeżdżamy do zbocza Ostrego. Tu zaczekamy. Wchodzimy na niewielkie wzniesienie podążając świeżymi tropami wilków. Po chwili z lasu wyłaniają się pierwsze konie. Hucuły zauważają stado pasących się krów. Natychmiast je otaczają, a potem przeganiają po całej łące.

- To dla nich zabawa. Dorosłe dają sobie radę nawet z wilkami, które czasami podchodzą pod tabun. To bardzo dzielne i towarzyskie zwierzęta - tłumaczy Jasiek
Przeganianie krów trwa kilka minut. W końcu tabun, znudzony zabawą i poganiany przez jeźdźców rusza galopem na ostatnią prostą. W kierunku Rosolina.

Nieistniejącej już dzisiaj miejscowości, którą przed wojną zamieszkiwało do tysiąca osób. Po Rosolinie zostały fragmenty fundamentów zabudowań, stare sady, zarośnięty cmentarz, rozległe łąki i cerkiewka w Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku. Nad całością góruje Moklik. To na jego zboczach dzielne hucuły spędzą zimę.

Spotkania

Konie pędzą jak oszalałe. Niektóre tracą równowagę i zjeżdżają na zadach. Myli się jednak ten, kto myśli, że to ociężałe zwierzęta nadające się tylko do dźwigania ciężarów. Niejednokrotnie pokazują, że potrafią wysoko skakać.

Przeprawiając się przez potok Czarny, tabun napotyka na innych miłośników końskich wędrówek. To Krzysztof Bross - legenda Bieszczadów znad Jeziora Solińskiego. Pan Zbigniew wraz ze znajomą wybrał się na niedzielny rajd. Po wymianie uprzejmości ruszamy dalej. Takich spotkań jest wiele. Na końskim szlaku spotykają się bardzo często bieszczadzcy koniarze np: "Rudy" Adam Rymarowicz albo "Prezes" Rysiek Krzeszewski.

Kim są "Bieszczadzcy kowboje"?

By wziąć udział w przepędzie, trzeba być doświadczonym jeźdźcem, który da sobie radę w różnych warunkach.

- Chętnych nie brakuje, ale nie wszyscy mogą wziąć w nich udział - tłumaczy pan Stanisław. - Przepędy, choć bardzo atrakcyjne, to jednak wymagają doświadczenia, kondycji i sporych umiejętności. Nie tylko jeździeckich, ale również umiejętności przetrwania. Tu nie ma czasu na naukę.

W "Tabunie" konie podzielone są na kilka stad, oddalonych niekiedy nawet o 80 km od zimowych pastwisk. Z tego względu przepędy trwają nawet kilka dni.

- To bardzo atrakcyjna a zarazem wymagająca, i wyczerpująca forma wypoczynku.
Na szczęście właściciele "Tabunu" nie muszą martwić się brakiem profesjonalistów. Przez lata, organizując dziesiątki obozów i rajdów konnych po Bieszczadach, Beskidzie Niskim, Pogórzu a od kilku lat po Słowacji i w Ukraińskich Karpatach Wschodnich, wykształcili ich setki. Większość z nich z chęcią wraca w Bieszczady a część pomaga w przepędach.

Nie oznacza to jednak, że są to tylko ludzie starsi, wręcz przeciwnie.
Większość podczas tegorocznego przepędu to ludzie młodzi. Głównie… kobiety.

- To niesamowita przygoda. A najlepsze jest to, że takie przepędy są nieprzewidywalne i trzeba być gotowym na wszystko. To jedyna okazja, żeby poczuć się jak na "dzikim zachodzie" opowiada z uśmiechem Julka, która konno zaczęła jeździć w wieku 8 lat, a na co dzień studiuje na AWF w Krakowie. - To jedyna szansa, aby w towarzystwie tylu koni podziwiać bieszczadzką przyrodę, tym bardziej, że nie jedziemy znanymi drogami i szlakami. Możemy poznać Bieszczady od kuchni. A nie tylko te znane z widokówek i oficjalnych przewodników.

- Na grzbiecie hucuła czujesz się wolnym. Nie ma dla niego żadnych przeszkód - dodaje Kaśka, która studiuje rehabilitację. - W Bieszczady przyjeżdżam od 4 lat. To miejsce, w którym naprawdę mogę odpocząć. Nie potrzebuje nic więcej do szczęścia. Już nie mogę doczekać się wiosennego przepędu.

Wtedy konie ruszą na letnie pastwiska rozsiane po całych Bieszczadach. Część z nich zostanie przy stadninie, by na swoich grzbietach dawać radość kolejnym adeptom jeździectwa i Bieszczadów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24