Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Iga Dżochowska z Przemyśla: Chroniliśmy dziki przed myśliwymi i innymi złymi ludźmi [FILMY, ZDJĘCIA]

Norbert Ziętal
Norbert Ziętal
Przez kilka tygodni grupa mieszkańców os. Kruhel Wielki w Przemyślu, chroniła stadko dzików. Nz. tablica ostrzegająca oprzed odstrzałem dzików.
Przez kilka tygodni grupa mieszkańców os. Kruhel Wielki w Przemyślu, chroniła stadko dzików. Nz. tablica ostrzegająca oprzed odstrzałem dzików. Norbert Ziętal
To tutaj. W tym miejscu dziczka z młodymi się schroniła, a my jej pomagaliśmy - mówi Iga Dżochowska z Przemyśla. Tylko błagam, nie piszcie gdzie to jest, bo jeszcze nam stanie się krzywda.

Przemyśl, górzyste osiedle Kruhel Wielki. Kręta droga, o niezbyt dobrej nawierzchni, otoczona lasami. Przy niej domy. Często uciążliwa dla mieszkańców ulica, jest atrakcyjna dla turystów, którzy mogą w nietypowy sposób, „prawie jak w górach”, dotrzeć do dzielnicy Zielonka, do przemyskiego kopca tatarskiego, wyciągu narciarskiego. Z tego względu często można tutaj spotkać samochody z obcą rejestracją. Również dziki. I groźnie wyglądające tablice ostrzegające przed trwającym odstrzałem tych zwierząt.

- To tutaj, to jest to miejsce, gdzie dziczka schroniła się ze swoimi dwoma młodymi. Ostatnimi swoimi dziećmi. Nie chciała się stąd ruszyć, jedynie na kilka metrów. Przez wiele dni odwiedzałam ją, inni mieszkańcy też. Jednak pewnego dnia już jej nie było, ani jej dzieci. Już się nie pojawiła. Pewnie skończyła, jak inne dziki z naszej okolicy - mówi Iga Dżochowska z Przemyśla.

Dopiero po solennych zapewnieniach dochowania tajemnicy, przemyślanka pokazała reporterowi Nowin ustronne miejsce, w głębi lasku, w którym chroniła się rodzina dzików. Wspomagana przez kilkoro ludzi o dobrym, „zwierzęcym” sercu, ale też tropiona przez myśliwych.

Maszerują mama dzik, tata dzik i stadko młodych

- Idę drogą i w lasku spotkam dziczą rodzinkę. Jej mama, jest tata, jest jakaś większa dziczka, pewnie córka z poprzedniego miotu. A za nimi idzie dziewięć malutkich. Później wiele razy je widziałam. Spokojnie sobie chodziły, nie wadząc nikomu - opowiada pani Iga.

Opowiada, jak wiele razy się spotykali.

- Z czasem zaczęłam je poznawać z osobna. Po sąsiedzku, w mojej dzielnicy mieszka koleżanka z Japonii. Kiedyś rozmawiałyśmy i ona obliczyła, że chyba z szesnaście razy spotkała dziczą rodzinkę, w drodze do pracy lub z pracy. Nie bała się w ogóle. Zresztą twierdzi, że w Japonii jest to normalne. Tam ludzie cieszą się, gdy dziki chcą podchodzić w pobliże ludzi - wspomina przemyślanka.

- Ona bardziej boi się ludzi. Kiedyś, na tej ulicy ukradziono jej paszport.

Sielanka ludzi z przyrodą nie trwała długo.

- Spotykam rodzinę. Jej mama, tato, ta starsza z poprzedniego miotu, ale już tylko sześć młodych. Pytam sąsiadów, co się stało. „A proszę panią, w nocy słyszałam strzały”, odpowiedziała jedna z kobiet. Aha, to już się domyślam co się stało.

Za jakiś miesiąc było już tylko troje dzieci, ale nie było ani ojca, ani starszej siostry młodych.

ZOBACZ WIDEO:
Iga Dżochowska o chronieniu rodziny dzików

- Mama - dziczka, w ustronnym miejscu w lesie wykopała sobie jamę w ziemi i praktycznie się stamtąd nie ruszała.

Pani Iga wspomina, że widok był niesamowicie przykry. Zwłaszcza, gdy zestawi się go z obrazkiem szczęśliwej dziczej rodzinki spacerującej po łące.

- Widocznie nabrała już takiego totalnego lęku do ludzi i do otoczenia, że nie była w stanie się ruszyć. Miała depresję, jakieś lęki. Aż się płakać chciało, gdy ją widziałam. Co wtedy myślała? Jak chciała chronić swoje dzieci?

Pani Iga wielokrotnie wracała w to miejsce, choć dojście nie jest zbyt łatwe.

Ekokomitet w akcji. Pomagali razem, choć nie wiedzieli o sobie

- Nabrała do mnie zaufania. Cieszyłam się nawet, bo zaczęła wychodzić z jamy, choć nie dalej niż na kilka metrów - wspomina.
Szybko okazało się, że nie tylko pani Iga dotarła do dziczej mamy. Przetrzebionej rodzince ludzie zaczęli przynosić jedzenie. Kolby kukurydzy, jakieś zielone jabłka, gruszki.

Ktoś wykombinował nawet wiadro na wodę i regularnie je napełniał. Było przywiązane sznurkiem do drzewa, aby dziki nie wylały wszystkiego.

- To wiaderko z wodą to był czyjś dobry pomysł. Wtedy była u nas fala upałów - wspomina pani Iga.

Szybko okazało się, że dziczkę dokarmiało kilka osób. Kto? Nie wiadomo. Nikt nikogo o to nie pyta, bo oficjalnie przecież nie wolno dokarmiać dzików.

Tylko wtajemniczeni wiedzą, ile osób było zaangażowanych w pomoc. Choćby ta kobiecina z wioski pod Przemyślem, która rowerem przywiozła na Kruhel worek kukurydzy, marchewki, ziemniaków. No bo skąd ludzie w mieście mają mieć kolby kukurydzy, a na wsi się to marnowało. Kobieta miała znajomą z Kruhela, która powiedziała jej o dziku, to wtedy chociaż w ten sposób postanowiła pomóc.

- Ludzie nie wiedzieli nawzajem o sobie, ale czuli, że są w grupie. W zespole ratującym przyrodę. Taki ekokomitet - wspomina jeden z mieszkańców Kruhela.

Jemu dziki nie przeszkadzają, choć ma spory ogród, w części ogrodzony.

- Budzę się pewnego ranka, zaglądam przez okno na mój ogród. A tam idą w rzędzie mama dzik, tato dzik i sznurek małych. Jak ja się poczułem wtedy fajnie, tak blisko przyrody - wspomina mieszkaniec Kruhela, gdy pytam, czy on jest za dzikami czy przeciwko nim. - Czy ja mógłbym być przeciwko dzikom i nawoływać do ich zabijania? - po krótkiej opowieści odpowiada retorycznym pytaniem.

Po kilku dniach zniknął jeden maluszek. Wtedy depresja wróciła do dziczej mamy. Znowu zaszyła się w jamie i z niej nie wychodziła. A młode kręciły się blisko niej.

Wkrótce miał nadejść ich koniec.

W Przemyślu 50 dzików do odstrzału
Pod koniec ub. roku, dzięki pozytywnej opinii Polskiego Związku Łowieckiego, została podjęta decyzja o zgodzie na odstrzał 50 dzików w Przemyślu. Myśliwi mogą strzelać na terenie miasta. Akcja ma trwać do końca tego roku lub do zabicia 50 dzików. To efekt wielu skarg mieszkańców na straty powodowane przez dziki i na strach przed nimi.

Pani Iga musiała wyjechać na kilkanaście dni. Po powrocie od razu pobiegła do lasu zobaczyć, co słychać u dziczej rodzinki. Nie było nikogo. Może poszły poszukać jedzenie i za chwilę wrócą? Nie było ich dzień, dwa. Nie pojawiły się już w ogóle.

- Wtedy zdałam sobie sprawę, co się stało. Już nie ma tej mamy i jej dwójki dzieci. I tak się wtedy zastanawiałam. Czy my, ludzie, mamy prawo tak robić? Czy matka ze swoimi malutkimi dziećmi nie ma okresu ochronnego. Jak to możliwe, że można zabić takie maleństwa, które dopiero przyszły na świat. Czy jest to tylko prymitywna żądza krwi? - dziwi się przemyślanka.

Dwa dziki spacerowały koło katedry w Przemyślu

Jednak są też mieszkańcy Przemyśla, nie tylko dzielnicy Kruhel, którzy na hasło „dzik” aż czerwienieją ze złości i na pytania o te zwierzęta mają tylko jedną odpowiedź. „pozabijać”. Pewnie jest to o wiele większe grono od obrońców zwierząt. Od co najmniej kilku lat alarmowali władze miejskie o dzikach coraz śmielej podchodzących do ludzkich domów. O dzikach wyrządzających szkody. Są też ludzie, którzy zwyczajnie boją się spotkać dzikie zwierzę. Nie chodzą do lasu, a włos im się na głowie jeży, gdy dowiadują się o dzikach spacerujących po mieście.

W 2014 r. do Internetu, na serwis YouTube, trafił film z dwoma dzikami, które wybrały się na spacer ul. Zamkową w Przemyślu aż do przemyskiej katedry. To ścisłe centrum miasta, choć niedaleko stąd do rozległego parku, łączącego się z kruhelskim lasem.

- Dzięki pozytywnej opinii Polskiego Związku Łowieckiego Zarządu Okręgowego w Przemyślu możliwe jest, w razie potrzeby, dokonanie redukcyjnego odstrzału 50 dzików na terenie Przemyśla - informował „Nowiny” jesienią ubiegłego roku Witold Wołczyk, rzecznik prezydenta Przemyśla.

Dodawał, że jest to efekt starań i działań prezydenta miasta Roberta Chomy, których celem jest redukcja liczebności dzików w Przemyślu, oraz licznych interwencji i uwag mieszkańców osiedli Przemysława, Słowackiego, Zielonki i Kruhela Wielkiego.

- Dziki nękają mnie od sześciu lat. We wrześniu problem się nasilił. Podchodzą pod okna domu już przed godz. 22. Strach wówczas wyjść na podwórko – w ub. roku na łamach Nowin żaliła się Maria Fedaczyńska, mieszkanka os. Kruhel Wielki w Przemyślu.
Dodawała, że na nic zdawały się elektryczny pastuch, psy, a nawet petardy. Jedynym ratunkiem mogło być ogrodzenie działki, ale przemyślanki na to nie stać. Efekt? Dziki zryły każdy zielony kawałek należącej do niej działki. Decyzję o odstrzale podjęto po kilku innych akcjach, które okazały się nieskuteczne. M.in. kilkukrotnych wypłaszaniach. Po kilku dniach dziki wracały na swoje tereny. Miejsca, w których odstrzał może być prowadzony zostały oznakowane tablicami.

W nocy słychać strzały myśliwych w naszym lesie

Myśliwi przystąpili do swojego dzieła. „Ekomitet” wie, że są na dzielnicy ludzie, którzy od razu informują myśliwych o nowych kryjówkach dzików.

- W nocy słychać strzały w naszym lesie. Jestem zszokowana takim postępowaniem. To co, ja już nie mogę spacerować po swoim ogrodzie, bo w sąsiednim lesie polują myśliwi? - dziwi się pani Iga.

- W mieście zostało odstrzelonych już 25 dzików. Akcja będzie trwać do końca tego roku lub do wyczerpania limitu 50 dzików - mówi rzecznik prezydenta Przemyśla.

ZOBACZ WIDEO:
Mieszkanki Japonii o dzikach

- Dlaczego chronię dziki? Ja od małego pomagałam zwierzętom. Jak miałam 2,5 roczku do domu wpadła mysz. Rodzice chcieli ją złapać. Było ogromne zamieszanie. A ja złapałam do rączki tę myszkę i schowałam do kieszeni. Uratowałem jej życie - mówi pani Iga. Od wielu lat jest wegetarianką, z przekonania. Jej ogród to raj dla kotów, ptaków, żółwia i psów-znajd, które w różny sposób doznały krzywd od ludzi. Przemyślanka przekonuje, że dziki są bardzo mądre, mają uczucia. Podpiera się dwiema książkami niemieckiego leśnika Petera Wohllebena „Duchowe życie zwierząt” o „Sekretne życie drzew”.

- Często się zastanawiam. Ilu jest ludzi, którzy są chorzy na groźne choroby, na raka, mają rodzinne tragedie i polują na zwierzęta. Ci ludzie często proszą o pomoc, często chodzą do kościoła i proszą Boga o wsparcie. A czy pomyśleli, że gdy oni uganiają się za swoją zdobyczą po lesie, ze sztucerami i latarkami, tak samo o litość proszą te zwierzęta - reflektuje się pani Iga.

ZOBACZ WIDEO:
Dziki spacerują po ul. Zamkowej w Przemyślu

- W Japonii jest nie do pomyślenia, aby myśliwy strzelał do matki i jej młodych - mówi Atsuko Ogawa, która od kilkunastu lat na stałe mieszka w Przemyślu. Jej słowa potwierdza Yaeko Kato, która do Przemyśla zawitała tylko na kilka dni.

- Usłyszałam tę historię o dziczej rodzinie. Bardzo mi się przykro zrobiło, gdy dowiedziałam się o jej zakończeniu. W Tokio opowiem wiele przyjemnych rzeczy o Polsce, o Polakach, o pięknym Przemyślu. Ale też powiem o losie tych dzików - mówi pani Yaeko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24