MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Edward Kalisz: Scena jest dla mnie całym światem

Jakub Hap
TEATR. Jest aktorem, reżyserem, pedagogiem, animatorem kultury - od dwóch dekad na stałe związanym z Wrocławiem. Musiało minąć 50 lat, by po raz drugi zagrał na scenie JDK...

Aktorstwo miał we krwi. Będąc kilkuletnim dzieckiem, ku uciesze rodziców, recytował wiersze. Jego pociąg do sceny nie wynikał jedynie z fascynacji gwiazdami kina i chęci pójścia ich śladem. Był czymś w rodzaju powołania, jak w przypadku księdza, lekarza - przynajmniej tak to odczuwał.

Z małego miasta na krajowe scenyWychował się w kamienicy przyul. Dzierżyńskiego (dziś ul. Floriańska - przyp. red.), blisko Rynku. Po ukończeniu miejscowej Szkoły Podstawowej nr 2 został uczniem Liceum w Kołaczycach. Tam objawił swój aktorki talent, szybko dostrzeżony przez polonistkę Teresę Kopacz.

- Grywałem w różnego rodzaju szkolnych spektaklach… Pani profesor pewnego dnia powiedziała: Kalisz, ty masz smykałkę. Będziesz aktorem! I wysłała mnie do Krakowa na kurs przygotowawczy do szkoły teatralnej, bym od razu po maturze mógł do niej zdawać. Tak, niestety, się nie stało, bo liceum zapomniało, że papiery do szkół artystycznych trzeba przesłać wcześniej niż w przypadku „normalnych” uczelni. Wpłynęły, ale za późno, i musiałem iść do roboty w Gamracie. Planów jednak nie porzuciłem i po roku, mając 21 lat, zameldowałem się naegzaminie wstępnym do krakowskiej PWST. Zdałem. Tak się zaczęło… - wspomina E. Kalisz.

Studia ukończył, ale z dala odKrakowa. W toku nauki musiał przenieść się do Wrocławia, bo, jak mówi, zamiast poświęcać się nabywaniu aktorskiego rzemiosła, wolał wieść hulaszcze życie.

- W Krakowie mnie nie chcieli, bo byłem niegrzeczny. Studia zeszły na drugi plan, wolałem łazić po miasteczku studenckim, oczywiście z dziewczyną. Wylądowałem we Wrocławiu, gdzie udało mi się obronić dyplom. Wcześniej odbyłem staż w Teatrze Laboratorium, u Grotowskiego - opowiada pan Edward.

Gdy był już aktorem z papierami i przyszła pora na realizowanie się w zawodzie, związał się z Białymstokiem. Trafił tam zasprawą Andrzeja Witkowskiego, dyrektora Teatru Rozmaitości we Wrocławiu (dziś Teatr Współczesny). Następnym przystankiem aktora była Jelenia Góra.

- Przeżyłem tam złoty okres.Grając w teatrze, gdzie kariery zaczynali wówczas Lupa, Grabowski… Miałem przyjemność pracować z Tomaszewskim, Dejmkiem, Pietrzakiem - wymienia E. Kalisz.

W 1996 r. historia zatoczyła koło i nasz bohater ponownie zawitał do Wrocławia, gdzie żyje i pracuje do dziś. Najpierw związał się z kultowym studenckim Teatrem Kalambur, później przekształconym w teatr zawodowy. Na jego deskach grali wtedy tak wybitni aktorzy jak m.in. Edward Lubaszenko czy Ewa Dałkowska.

Lubi wyzwaniaMniej więcej w tym czasie po raz pierwszy postanowił sprawdzić się w roli reżysera. Spontanicznie, eksperymentalnie.

- Chciałem zobaczyć, jak to jest... Przypomniałem sobie sztukę „Dwoje na huśtawce” i postanowiłem wziąć ją na warsztat. Jakoś wyszło, choć bardzo mało wtedy umiałem… Od tego czasu role aktora i reżysera przeplatają się w moim życiu. Teraz czeka mnie trzynasta próba reżyserska - będzie to Hamlet. Moje reżyserowanie polega na tym, że ustawiam w głowie klocuszki i potem przy pomocy aktorów przenoszę to na scenę - zdradza pan Edward.

Teatr to dla niego nie wszystko, na koncie ma również kilka ról filmowych. Zagrał m.in. w głośnym filmie „Generał - zamach na Gibraltarze” Anny Jadowskiej, ale za swój największy kinowy sukces uznaje rolę w polsko-francusko-niemieckiej produkcji o losach francuskiego bohatera majora Raynal. Sporadycznie występuje również w serialach - co, jak sam twierdzi, dla żadnego aktora nie jest powodem do chluby, ale daje duże pieniądze.

- Jesienią zagram główną rolę w jednym z odcinków „Akademii Morderstw”. Chciałbym być jednak obsadzony w trzech serialach równolegle. Zarobki w porównaniu z teatrem są nieporównywalne, choć seriale to bryndza. Nie wierzę w to, że normalny, zdrowo myślący aktor może grać w serialu, bo lubi - twierdzi E. Kalisz.

Film nigdy nie przerósł w jego życiu teatru. Scena, mimo upływu lat, jest dla niego całym światem. Największy powód do dumy na jej niwie? - Najlepszą recenzję otrzymałem w piśmie „Teatr”, za rolę starego geja w spektaklu na podstawie powieści Witkowskiego „Lubiewo”. Dla heteryka to było potwornie trudne wyzwanie - śmieje się aktor.

Miłośnik klasykiNajmocniej pociągają go klasyczne formy.

- Obecnego teatru nie rozumiem i nie lubię. Nudzi mnie. Reżyserowie i dyrektorowie robią wszystko, by widza zadziwić - co niestety się nie udaje. Dlaczego? A dlatego, że zadziwienie nie może polegać na tym, że przez scenę przebiega nagi człowiek i lecą tzw. słowa. To dziś nie zadziwia. Bardzo łatwo jest zrobić spektakl, w którym nikt nie wie, o co chodzi, włącznie z reżyserem - a to wyróżnia teatr współczesny. Klasyczny spektakl, w którym trzeba wykazać się umiejętnościami aktorskimi i reżyserskimi, jest o wiele trudniejszy w realizacji. Dziś reżyser mówi do aktora: tu wejdziesz, przejdziesz, wyjdziesz - pokazując mu swoją wizję rękoma. A ten na to: A widz coś z tego będzie wiedział? Ja mam w dupie widza - odpowiada reżyser. Taka jest prawda. Myślę jednak, że ta współczesność się znudzi i wtedy ludzie zatęsknią do normalnego teatru. W którym wiadomo, o co chodzi - śmieje się E. Kalisz.

Od pięciu lat jego głównym miejscem pracy jest Teatr Współczesny. Grywa też w Teatrze Komedia, również z Wrocławia. Pomysły reżyserskie realizuje jednak w Teatrze Małym - to jego dziecko, które powołał do życia przed dziesięciu laty.

Uczy młodzieżPan Edward spełnia się też pracując z młodzieżą - jako pomysłodawca oraz założyciel autorskiej klasy z programem teatralnym w XVII LO we Wrocławiu. Wprowadzanie nastolatków w tajniki aktorstwa jest dla 64-latka zajęciem inspirującym. - Wspólnie bawimy się w teatr lat 18. Te zajęcia sprawiają mi wiele radości, można nawet powiedzieć, że trzymają mnie przy życiu. Zawodowi aktorzy zawsze udają, jedni więcej, drudzy mniej. Tymczasem ci młodzi ludzie są w 100 procentach autentyczni - wyznaje E. Kalisz.

Przez ostatnią dekadę aktor i reżyser rodem z Jasła wychował kilkunastu absolwentów szkół aktorskich. Wystawienie z utalentowaną młodzieżą rozmaitych sztuk, których dotąd było już kilkaset, jest z korzyścią również dla niego. - Praca z licealistami wiele mnie nauczyła, i w przyszłości pewnie jeszcze nauczy. Czerpię z niej cały czas - mówi E. Kalisz.

Pytany o to, co w swoim zawodowym życiu uważa za największy sukces, nie chwali się odznaczeniami, choć kilka już otrzymał - m.in. od władz Wrocławia. Najbardziej cieszy go to, że posiada własny teatr, współpracowników, z którymi tworzy dobrze zgrany team, jak również świetny kontakt z młodymi fanami aktorstwa.

Jasło odwiedza średnio raz na 2-3 lata, by zapalić znicz na grobie rodziców, spotkać się z bratem, przyjaciółmi. Czas jednak robi swoje, czasem zdarza mu się tu zgubić. Ostatni raz w stolicy Jasielszczyzny gości na początku kwietnia - Teatr Mały wystawił wówczas „Świętoszka” w JDK. Co ciekawe, był to dopiero drugi występ E. Kalisza w tym miejscu. Pierwszy zaliczył równe pół wieku temu, jako licealista...
- A może wrócę tu jak będę miał 80 lat? Zamieszkam u byłej dziewczyny. Kiedyś rzekła: przyjedziesz na starość, będziesz siedział przy kominku, a ja będę ci cerować skarpetki. Kto wie, czy te słowa się nie ziszczą - kończy z uśmiechem aktor.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24