Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Akcja GOPR w Bieszczadach. Ratownicy zwieźli z góry rannego drwala

Ewa Gorczyca
Najtrudniejszy podczas akcji był transport poszkodowanego. Ratownicy musieli zwieźć ciężko rannego 26-latka ze zbocza góry, uważając na nierówności leśnego terenu.
Najtrudniejszy podczas akcji był transport poszkodowanego. Ratownicy musieli zwieźć ciężko rannego 26-latka ze zbocza góry, uważając na nierówności leśnego terenu. Adam Korzeniowski/BG GOPR
To była już 32 w tym roku akcja Bieszczadzkiej Grupy GOPR. I jedna z najtrudniejszych bo transport odbywał się w mało dostępnym terenie.

Tym razem pomoc ratowników była potrzebna w wypadku, do którego doszło na stoku Kiczery Dydiowskiej (799 m n.p.m.). To teren Nadleśnictwa Stuposiany. Drwale ścinali osikę przeznaczoną na żer pędowy dla jeleni. Drzewo padając zaczepiło o wierzchołek suchego świerka. Złamana część uderzyła jednego z pracujących przy ścince. 26-latek doznał urazu kręgosłupa i głowy.

Tuż po zgłoszeniu do akcji ruszyli ratownicy ze stacji w Ustrzykach Górnych. Z Sanoka wystartował też śmigłowiec LPR. Na jego pokładzie był Jarosław Makutynowicz, starszy ratownik górski.

- Zawsze tego typu akcja jest prowadzona dwutorowo - tłumaczy Makutynowicz.

Śmigłowiec nie ma szans, by wylądować w gęstym lesie. Ale przy sprzyjających warunkach ratownicy mogą zastosować technikę tzw. długiej liny.

- Szukamy „dziury” na kilka czy kilkanaście metrów. Czasem w trakcie lotu prosimy drwali, żeby wycięli dwa, trzy drzewa - mówi Makutynowicz.

Nad prześwitem da się zawiesić śmigłowiec i ratownik po linie może zjechać do poszkodowanego. Takie działanie skraca czas akcji nawet o 1,5 godziny.

- W tym przypadku niewiele nam zabrakło, żeby wykorzystać tę technikę - relacjonuje ratownik. - Zatrzymała nas pogoda, był niski pułap chmur. Dlatego musieliśmy wylądować w Stuposianach.

Trzeba było działać tradycyjnymi metodami. Ratownicy GOPR dotarli w końcu na miejsce zdarzenia quadem z zestawem transportowym. Czas w tym przypadku był bardzo ważny, bo poważne uszkodzenie kręgosłupa i czaszki u młodego drwala wymagało szybkiej interwencji chirurga.

Transport rannego był bardzo trudny, z uwagi na charakter urazu.

- W lesie, w górach, to jest mozolna praca, trzeba omijać bądź usuwać przeszkody - tłumaczy Makutynowicz.

By uniknąć przekładania poszkodowanego po raz kolejny, zrezygnowano z przewozu karetką i zwieziono 26-latka quadem aż do śmigłowca, który oczekiwał w Stuposianach. Po niecałej godzinie trafił on do szpitala w Rzeszowie, gdzie przeszedł operację. Jak dowiedzieliśmy się w piątek młody mężczyzna pozostaje w śpiączce klinicznej. Jego stan określany jest jako poważny, ale stabilny. Czekają go jeszcze dalsze zabiegi chirurgiczne.

Cała akcja trwała prawie trzy godziny - jak na warunki bieszczadzkie przeprowadzona została w bardzo szybkim tempie.

Wszystkie tego typu akcje charakteryzują się trudnymi warunkami. Ścinki są prowadzone w mało dostępnym terenie. Na szczęście samochód goprowców mógł wcześniej dojechać do końca drogi, która w ubiegłym roku przeszła gruntowną modernizację. Wcześniej byłoby to niemożliwe nawet dla samochodu terenowego.

- W ratowniczej praktyce bardzo często korzystamy z leśnych dróg stokowych, które ułatwiają nam dotarcie do wyższych partii gór, pozwalają też skuteczniej organizować wyprawy poszukiwawcze, których w ostatnich latach jest coraz więcej - mówi Krzysztof Szczurek, naczelnik GB GOPR. - Te drogi mają kapitalne znaczenie, gdy pogoda lub ciemności uniemożliwiają udział śmigłowca w akcji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24