Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tadeusz Ferenc: Rozsadza mnie wręcz z chęci do pracy dla mojego Rzeszowa

Rozmawiał Bartosz Gubernat
Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa.
Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa. Archiwum
Startując do Senatu nie zostawiam miasta, którym kieruję od 13 lat - mówi Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa. Przekonuje, że jeśli zostanie senatorem, nie zapomni o Rzeszowie. Ale jeśli wybory przegra, dokończy kadencję w ratuszu, bo pomysłów i zapału mu nie brakuje.

- "Oszukał swoich wyborców, a ci mu pokażą w październiku, co o tym myślą. Aż mu pójdzie w pięty". Takimi słowami komentuje jeden z naszych internautów pańską decyzję o starcie w wyborach do Senatu. Inny czytelnik, który zadzwonił do mnie niedawno przekonywał, że ucieka pan z miasta, łamiąc słowo dane wyborcom, którym zawdzięcza miażdżącą wygraną w ostatnich wyborach. Czy człowieka uhonorowanego tytułem najlepszego prezydenta roku w Polsce nie bolą takie słowa?

- Wiem, że są takie opinie, ale ja się z nimi kompletnie zgadzam. Rzeszowem rządzę już 13 lat, w tym czasie udało mi się osiągnąć więcej, niż sobie zakładałem. Do Senatu nie uciekam, ale jeśli ludzie mnie wybiorą, pójdę tam, aby pracować dla miasta. Parlamentarzyści mają znacznie szersze możliwości. Czy kogoś oszukałem? Wprost przeciwnie. Staram się nikogo nie oszukiwać. Ja oddaje się w całości w ręce wyborców. To oni zdecydują w głosowaniu, czy chcą mnie w Senacie, czy w mieście.

- Jak w takim razie powinien zagłosować rzeszowianin, który ceni pańską pracę dla miasta? Czy wyrazem jego poparcia dla pana będzie głos do Senatu, czy poparcie prawicowych konkurentów w tym wyścigu?

- To jego decyzja, uszanuję każdy wynik.

- Jeśli wygra pan wybory do Senatu, to uzna pan taki wynik za porażkę w mieście, czy uznanie ze strony mieszkańców?

- Parlamentarzysta może więcej, sprawy w Warszawie załatwia się łatwiej. Obojętnie, z jakiej partii będzie kolejny prezydent miasta, jako senator będę mu pomagał. Oczywiście, jeśli pomoc będzie chciał przyjąć.

- Wywodzi się pan z SLD, swojego ewentualnego następcę widzi w Zdzisławie Gawliku z PO, a w wyborach do Senatu wystartuje jako czołowej ugrupowania Nowoczesna.pl. Kogo w takim razie pan reprezentuje?

- Tadeusza Ferenca. W wyborach będę pracował na swoje nazwisko. Z PO rzeczywiście jestem blisko, przede wszystkim dlatego, że obecny rząd robi bardzo wiele dla Rzeszowa. Mamy z politykami tego ugrupowania znakomity kontakt, są nam przychylni, dzięki nim do Rzeszowa spływa tyle pieniędzy.

Ryszard Petru? Jego ugrupowanie też współpracuje z Platformą. Znam go bardzo dobrze, to człowiek myślący przede wszystkim o gospodarce, a nie ziejący polityczną nienawiścią. On wszedł do polityki, aby rozwijać kraj gospodarczo. A nie szukać na politycznych przeciwników haki. Ja nie chcę być postrzegany jako twarz konkretnej partii, ale jako prezydent Rzeszowa. Będę współpracował ze wszystkimi, aby ściągnąć do miasta jak najwięcej pieniędzy. Jeśli dostane się do Senatu, będę się dobijał do gabinetów ministrów.

- Co rozumie pan mówiąc o szukaniu na kogoś haków?

- Nawet korzystne działania można przedstawić negatywnie. Niestety na naszym podwórku politycznym nie brakuje osób, które nie skupiają się na pracy dla miasta, regionu, kraju, ale właśnie na takim działaniu. To widoczne nawet w mieście. Choćby w ostatni piątek miałem spotkanie z mieszkańcami w nowej szkole na ul. Błogosławionej Karoliny. Zarzucali mi, że modernizowaliśmy dopiero ulicę Lubelską, a już ją przerabiamy, budując rondo w rejonie ul. Krogulskiego.

Problem w tym, że przygotowanie inwestycji i załatwianie funduszy trwa sporo czasu. Na tym etapie nawet nie myśleliśmy o budowie mostu na Wisłoku. Szansa na jego dofinansowanie trafiła się później i my z niej skorzystaliśmy. Mógłbym więc nie budować mostu, do którego dostaliśmy ponad 160 mln zł dofinansowania i zadowolić tych malkontentów, którym szkoda, kawałka asfaltu na ulicy Lubelskiej.

Ale ponieważ zrobiłem inaczej, mamy i zmodernizowaną ulicę i nowy most, do którego skręca się na nowym rondzie. Na alei Sikorskiego też zarzucają mi, że rozdzieramy jezdnię, która niedawno remontowaliśmy. Ale trafiły się pieniądze, które pozwalają poszerzyć tą jezdnię. Gdybyśmy tego nie zrobili, marszałek oddałby do Warszawy pieniądze, które przekaże nam na tę inwestycję. Sam pan widzi, nawet sukces można przedstawić negatywnie, a opozycja w tym jest najaktywniejsza.

- Wybory parlamentarne już w październiku. Załóżmy, że Tadeusz Ferenc dostaje się do Senatu i opuszcza ratusz. Jakich zmian spodziewa się pan wówczas w Rzeszowie?

- To zależy, kto wygrałby wówczas wybory. Kandydatem, którego ja popieram jest Zdzisław Gawlik, aktualny wiceminister skarbu. To znakomity fachowiec, profesor. Ma olbrzymią wiedzę gospodarczą, rozległe znajomości, bardzo dobrze zna Rzeszów. Byłby dobrym prezydentem Rzeszowa.

- To zaskakujące słowa. Jeszcze rok temu bez zastanowienia wskazywał pan na swojego zastępcę, Marka Ustrobińskiego.

- To prawda. Marek jest świetnym fachowcem, bardzo zaangażowanym i znającym się na swojej pracy. Także byłby dobrym prezydentem. Według mnie większe szanse na wygraną ma jednak Zdzisław Gawlik, który ma szersze zaplecze polityczne. Podejmując decyzję o poparciu tego człowieka myślałem szerzej, chciałem dostosować decyzję do aktualnych realiów. Poza tym widziałem pana Gawlika w akcji w ministerstwie. Potrafi być stanowczy i surowy w relacjach z podwładnymi. Takie cechy są także niezbędne, aby zapanować nad ogromem zadań i sztabem ludzi, którym się je powierza.

- Nie jest tajemnicą, że chrapkę na władzę mieli także będący blisko pana młodzi działacze: Konrad Fijołek i przez pewien czas także Marta Niewczas. O ile mistrzyni karate ostatnio nieco odsunęła się od polityki, Fijołek jest aktywnym, charyzmatycznym wiceprzewodniczącym Rady Miasta Rzeszowa. Nie myślał pan o nich?

- Konrad Fijołek może kiedyś jeszcze będzie prezydentem. To bardzo rozsądny człowiek, ale jeszcze trochę brakuje mu praktyki. Przyszłościowo to dobry kandydat, ale na razie jeszcze nie nastał jego czas. Najpierw musi się wykazać praktyka zawodową. Ja całe lata kierowałem firmami, to bardzo pomaga mi w rządzeniu miastem.

- Na dziś sondaże wskazują, że wybory parlamentarne wygra PiS. Nie boi się pan, że ewentualna wygrana polityka PO w Rzeszowie sprawi, że współpraca na linii Rzeszów - Warszawa będzie trudna?

- To zależy od tego, jacy ludzie trafią do parlamentu i kto będzie zasiadał w rządzie. Według mnie wiele zależy przede wszystkim od tego, kim się jest, a nie, jakie ugrupowanie się reprezentuje. Kiedy rządził PiS, ja także nie mogłem narzekać na współpracę z ministerstwami. Olbrzymie zasługi dla naszego miasta miała na przykład tragicznie zmarła w katastrofie smoleńskiej poseł Grażyna Gęsicka. Jej zasługą jest m.in. nasza fabryka wody, dzięki której "kranówka" jest tak czysta, że można ją pić bezpośrednio z kranu. Także jako poseł SLD zasiadałem w komisji ekonomicznej Lecha Kaczyńskiego złożonej z 20 osób. Nasza współpraca mimo różnych spojrzeń na politykę układała się także wzorowo. Prezydentowi nie wolno się usztywniać i mówić, że partia kazała. Trzeba być elastycznym.

- Ale możliwy jest także inny scenariusz. Ferenc dostaje się do senatu, a w Rzeszowie prezydentem zostaje inny kandydat. Np. z PiS, które bardzo chce wrócić do władzy w mieście? Nie jest tajemnicą, że wówczas urzędowe pokoje czekałoby solidne wietrzenie.

- Chcąc utrzymać tempo rozwoju miasta, nowy prezydent powinien postawić na fachowców, którzy już w urzędzie miasta pracują. Niezależnie od tego, jaką opcję będzie reprezentował. Jeśli natomiast poprzyjmuje kolegów i będzie dawał sterować sobą z zewnątrz, jak każe partia, to czarno to widzę. Ja zatrudniając ludzi nigdy nie kierowałem się sympatiami albo przynależnością polityczną. Dyrektorami są u mnie także ludzie związani z PiS. Jeśli taki człowiek jest dobrym fachowcem, nie ma to żadnego znaczenia.

- A co, jeśli nie dostanie się pan do Senatu? Takiego scenariusza są pewni m.in. Wojciech Buczak, wicemarszałek województwa i Marcin Fijołek, szef klubu PiS w Radzie Miasta Rzeszowa. Ich zdaniem w wyścigu na Wiejską przegra pan z kandydatem ich ugrupowania. Co wówczas?

- Nic się nie zmieni. Rozsadza mnie energia, dokończę kadencję. Mamy potężne plany, w nowym rozdaniu unijnych pieniędzy chcemy wydać na inwestycje ponad 3,3 mld zł. Wiele będzie zależało jednak od tego, jak zmieni się rząd. Obecnie drzwi mamy jako miasto wszędzie otwarte, ministrowie mnie rozpoznają i są chętni do pomocy. Jak wspomniałem, mam nadzieję, że w przypadku zmiany władzy trafie na równie przychylne osoby.

- W mieście mówi się, że po pańskim odejściu do Senatu PiS wystawiłby do walki o pana fotel w ratuszu właśnie kogoś z dwójki Buczak - Fijołek. Ale wicemarszałek jest typowany także na następcę marszałka Władysława Ortyla, który liczy na mandat posła. Wówczas na placu boju pozostanie tylko najmłodszy rzeszowski radny - Marcin Fijołek. Nie obawia się pan, że wówczas polityka miasta byłaby w dużej mierze odzwierciedleniem wizji europosła PiS Tomasza Poręby? Nie jest tajemnicą, że niedoświadczony jeszcze Fijołek to jego człowiek.

- Decyzje podejmuje się tu w ciągu sekundy, dziennie jest ich dziesiątki. Nie ma raczej mowy o konsultowaniu ich z kimś, kto nie zna miasta, kto jest daleko stąd. Ale nie jest tajemnicą, że sprzeciwiam się spadochroniarzom. Dlaczego PiS wystawia tu ludzi spoza regionu, jak na przykład właśnie europoseł Poręba? Nie wiem, dlaczego ludzie ich wybierają, oni żyją sprawami miast, w których mieszkają, a nie naszym Rzeszowem i Podkarpaciem.

- W jakiej kondycji senator Ferenc zostawiłby miasto następcy? Zadłużenie Rzeszowa rośnie i w tym roku ma osiągnąć poziom 680 mln zł przy 1,35 mld budżecie.

- O rzeczywistym stanie finansów miasta świadczy nadwyżka operacyjna, czyli te pieniądze, które zostają po spłacie zobowiązań. U nas jest ona na wysokim poziomie. Na przykład Białystok sprzedał MPEC, bo miał zbyt wysokie zadłużenie i potrzebował pieniędzy. My nie pozbywamy się spółek komunalnych, bo nie ma takiej potrzeby. Na sprzedaż będą jedynie działki w strefie ekonomicznej, do których przyjdą nowi inwestorzy. Mój następca dostanie dobrze działającą maszynę, świetnie rozwijające się miasto.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Tadeusz Ferenc: Rozsadza mnie wręcz z chęci do pracy dla mojego Rzeszowa - Nowiny

Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24